~ Chinatown ~

36 3 12
                                    

*****

Te kilka kieliszków wina skutecznie pomogło mu pozbyć się uczucia spięcia jakie odczuwał, gdy Blanca siedział tak blisko niego. Stykali się zarówno ramionami jak i udami. Wcześniej Lung siedział niczym sparaliżowany, wyprostowany dzierżąc w dłoni ten nieszczęsny i już kolejny kieliszek wina, a teraz? W końcu procenty podziałały i zdołał odwrócić twarz by przez chwilę uraczyć starszego uśmiechem.

- Myślę, że tyle na dziś ci wystarczy - oznajmił Kazach z uśmiechem odbierając kieliszek z rąk młodszego, który choć obdarzył go za to urażonym spojrzeniem to jednak nie powiedział ani słowa sprzeciwu dając sobie wziąć szklane naczynie ze smukłej dłoni. - Czas też chyba się zbierać.

- Kiedy ja dopiero teraz czuje, że żyje! - 20-latek zaśmiał się na tyle głośno, że zwrócił na siebie uwagę pobliskich klientów, którzy spojrzeli na niego jak na wariata.

- Odprowadzę cię - nie ustępował.

- Nie jestem już dzieckiem, Blaanca - powiedział przeczesując dłonią swoje długie włosy. - Zapomniałeś? - zapytał z kpiącym uśmiechem patrząc jak starszy wstaje. - Ej! Co ty robisz?! Tak nie wolno! - podniósł głos kiedy tylko Kazach złapał go za łokieć.

- Wracamy - odpowiedział mu tylko i pewnie głównie dlatego, że jego ton głosu zabrzmiał chłodna, młodszy posłuchał go i dał wyprowadzić się z restauracji.

Nim udali się w drogę powrotną do mieszkania Lunga, starszy uregulował rachunek przepraszając naprędko za zachowanie Chińczyka.

- Jesteś na mnie zły? - zagadnął 20-latek przerywając dotychczasowe milczenie jakie zapadło między nimi kiedy tylko opuścili lokal idąc ramię w ramię.

- Nie - odparł pół zgodnie z prawdą.

Z jednej strony myślał, że przez te 4 lata chłopak jakoś dojrzał i stał się poważniejszy, ale jak widać wcale tak nie było. Niby można by to zwalić na brak kogoś kto by go odpowiednio wychował, ale czy nie było już przypadkiem za późno? Z drugiej zaś strony, tej z głębi serca, wiedział, że na dłuższą metę nie potrafił się na niego złościć. Choć uroda Chińczyka go zaskakiwała za każdym razem, tak starał się go traktować jak syna. Przynajmniej do tej pory. Wtedy Lee był dzieckiem, ale teraz? Był pełnoletni. Był dorosły, więc teoretycznie Blanca mógłby dać wciągnąć się w jego zagrywki i nieudolne próby podrywu, ale... To było aż 14 lat różnicy!

- Sing wspominał, że od kiedy cię opuściłem częściej sięgałeś po alkohol.

- Jakby od dwóch lat nie powinno cię to obchodzić. Przypominam, że...!

- Martwię się.

- Teraz?! - wybuchnął. - Wyznaj w końcu po co tu się zjawiłeś, bo nie wierzę, że po 4 latach nagle zebrało ci się na troskę o mnie!

- Yut...

- Nie! Tak samo jak ukrywanie siebie, ukrycie emocji na pewno nie jest ci obce. Po co emerytowany profesjonalny - co podkreślił - zabójca przejmowałby się ostatnim członkiem rodu Lee?!

- Nie chcę byś zatracił się całkiem w nałogu i tym samym zmarnował sobie życie.

- A ja nie chcę byś traktował mnie jak... Jak... - nie mogąc znaleźć odpowiedniego zezłościł się jeszcze bardziej.

- Jak przyjaciela? - podsunął starszy.

- Sergei! - Lung chyba po raz pierwszy zwrócił się do niego po imieniu i kiedy tylko zdał sobie z tego sprawę, zatkał sobie usta dłonią natychmiast odwracając wzrok od zaskoczonego Kazacha.

||BF OS||  ~Security~ ||Yut Lung||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz