,,- Czy przysięgasz przestrzegać szlachetnego kodu Medyka , nie ważne dokąd zabierze cię twoje życie? - czarna kotka o dobrotliwym wyrazie pyska spojrzała z wyczekiwaniem na swoją uczennice, chociaż ... już nie zupełnie. Od dziś już nie uczennice.- Przysięgam.- odparła pełnym głosem szylkretowa kotka z dumą wypisaną na pyszczku."
Życie nie sprowadza się tylko do jednej przysięgi - pomyślała Kropkowane Futro- życie to ścieżka wyborów i skomplikowanych uczuć. Coś co się przysięgało jako wchodząca w życie kotka , nie myśląca do końca o konsekwencjach nie ma zupełnie zastosowania w dzisiejszych czasach.
Wlokła łapę za łapą idąc wzdłuż terytorium klanu cienia. Każdy krok wydawał się coraz trudniejszy a serce bolało coraz bardziej. Z jej pyska zwisały dwa kocięta , które swoim piskiem dawały się we znaki okolicznym zwierzętom. Czemu wszystko musiało się tak potoczyć?- pytała sama siebie z żalem- moje drogie kocięta nie powinnyście być ofiarą błędów swojej matki. Nie chce tego , ale jeśli mój klan się dowie to mnie wyrzucą- starała się usprawiedliwić sobie to co robiła. Pewien głos w głowie mówił jej żeby tego nie robiła , że to błąd. Jednak cóż innego mogła zrobić?
To miał być tylko jeden wieczór. Jeden wieczór dla pożegnania z miłosnym życiem jakie zostawia za sobą stając się medyczką klanu. Niestety jej błąd miał niezamierzone konsekwencje. Były nimi kocięta które dziś w tajemnicy przed wszystkimi w klanie cienia urodziła pod korzeniami starego drzewa. Nie mogła zostawić ich w klanie. Obecnie nie było żadnej karmicielki która by się zajęła dwoma puchatymi kuleczkami. Sama przecież nie mogła się przyznać do bycia ich matką!
W związku z tym musiała zrobić coś co łamało jej serce. Musiała oddać maluchy do innego klanu- klanu wiatru. Wiedziała że tam właśnie są teraz karmiące matki , usłyszała to na zgromadzeniu medyków. To była jedyna szansa.
Dotarła już do tunelu który był granicą pomiędzy klanem wiatru a cienia. Wsunęła się pod drogę grzmotu i ruszyła na terytorium wroga.
Szkoda że tylko dwójka z trzech kociąt będzie miało okazje ujrzeć nowy dom. Niestety jedno z kociąt - chłopczyk urodził się martwy. Szylkretowa kotka jak ona sama kotka i brązowy , bury kocurek byli natomiast zdrowi i silni. Na pewne tę siłe ofiarowaliby klanowi cienia - gdyby ich matka dokonała innego wyboru.
Kiedy Kropkowane Futro weszła na wrzosowiska jasność poranku zaczęła już się przebijać przez drzewa. Za chwile pojawi się patrol poranny - pomyślała. Może i to nawet lepiej.
Nie minęło pare chwil a już zobaczyła w dole wrzosowiska patrol. Składał się z trzech kotów. Jeden z nich napewno był jeszcze uczniem lub uczennicą. Dwa inne były kocurami. Szary był jej dobrze znany. Był to Burzowa Stopa , zastępca przywódcy klanu wiatru.
Medyczka rozważyła wszystkie za i przeciw. Zdobyła sie na odwagę i wychyliła z trawy.
- Koty klanu wiatru!- krzyknęła tak by patrol ją usłyszał.
Oby nie byli wrodzy dla niej i kociąt , oby je przyjęli- modliła sie do klanu gwiazdy. Niech tylko ten plan zadziała.
Koty popatrzyłby na siebie zdezorientowane. W końcu Burzowa Stopa skierował spojrzenie na kotkę i pobiegł w jej stronę , a w jego ślady ruszyli pobratymcy.
- Intruzi! Od razu pobiegnę zaalarmować klan!- krzyknął drugi z kocurów. Został jednak powstrzymany ogonem przez zastępcę.
- Poczekaj, Orli Kle. To medyczka. Należy ją traktować z szacunkiem... och- wydusił z siebie wojownik gdy spostrzegł dwie puchate kulki zwisające z pyska kotki.
![](https://img.wattpad.com/cover/290682308-288-k976688.jpg)
CZYTASZ
Wojownicy- Brzask
أدب الهواة,, Twoje pochodzenie , twoja krew nic nie znaczy. Liczy się twoje serce. A jest to serce wojownika. Wojownika klanu pioruna." Lilijka jest tylko kotką chcąca służyć klanowi pioruna najlepiej jak umie, być najwierniejszą wojowniczką jaką potrafi...