Rozdział I

183 14 6
                                    

Wszędzie krew...
Oni... Nie żyją...
NIE ŻYJĄ!
I ja też zaraz zginę...
Zabije mnie i przestanę cierpieć...
To już tylko kwestia czasu...
Wielki czarny cień podchodzi...
Nie... NIE!!! NIE!!!
Teraz jestem tylko ja, mój koszmar, mój krzyk... Oraz pół tuzina pielęgniarek i igła w moim ramieniu. Teraz znowu zasnę. Ale oni żadnymi narkotykami, terapiami i tym całym psychiatrykiem nie wymarzą moich przeżyć, moich przyjaciół i JEGO... NIGDY!!!

Otwieram oczy...
DLACZEGO?!
Mogłam umrzeć!!!
Chcę umrzeć...
Tylko śmierć może mnie wyrwać z tego koszmaru...
Wyrwać z mojego życia zniszczonego przez... NIEGO...
Podnoszę się, siadam na brzegu łóżka...
AŁAAAA!!! - krzyczą wszystkie moje mięśnie, mam ochotę krzyczeć, jednak milczę. Musze wstać...
Szafka... - tak... szafka... wstać i iść do szafki...
Na trzy...
Dam rade!
Raz...
Dwa...
TRZY! - szarpie się i... stoję... STOJĘ!
Stawiam dwa niepewne kroki i... O nie... Kroplówka... Wieszak przewrócił się z hukiem
NIE!!! Zaraz ty będą...
Szybko! Odsuwam szufladę, biorę opakowanie tabletek i bezmyślnie łykam.
W tym momencie wchodzą....
-NIE!!! ODEJDŹCIE!!! CHCĘ UMRZEĆ!!! - wrzeszcze a mój świat wiruje... wszystko się kręci i nagle...
ciemność
Ciemność, płukanie żołądka i toksykologia pełna ćpunów. Ćpuny, żule i... samobojczyni... niestety niedoszła.

Jeśli ktoś to czyta: podoba się?
Warto kontynuować? A może rady, sugestie, krytyka? Wszystko miło widziane ;)

Góra śmierciWhere stories live. Discover now