Rozdział II

4 0 0
                                    

Obu chłopców chodziło do jednej szkoły przez pięć lat, trzymając się blisko siebie pomimo, że Ethan był kilka klas wyżej od Jo. Spędzali razem przerwy czasami w odosobnieniu od reszty uczniów - tak jak chciał młodszy, a innego razu z przyjaciółmi czarnowłosego. Może i niezbyt podobało się to Jonathanowi, i może nie czuł się specjalnie w porządku przy jego głośnych znajomych, którzy przekrzykiwali się między sobą. Był jeden plus i powód, dla którego jednak blondyn zgadzał się odstąpić od swojej codziennej rutyny - mógł dzięki temu spędzić czas z Ethanem. Nie to, żeby nie spędzali wciąż razem popołudnia, ale każda chwila u boku starszego, rozgrzewała serce Jo. Sam nawet nie wiedział, kiedy zaczął się tak przy nim czuć. Od kiedy czujnie przypatruje się czy do jego przyjaciela ktoś nie zbliża się bardziej niż on. I nie zdawał sobie sprawy, kiedy zaczął czuć ukłucie w żołądku, gdy wszystkie te dziewczyny kręciły się wokół niego. Nie dziwił im się nawet przez chwilę w końcu dobrze widział, jak przystojny jest Ethan. Nie był już tym pucułowatym chłopcem. Teraz mierzył już przynajmniej metr siedemdziesiąt, a linia jego szczęki przybrała wyraźnych rys. Nawet jego spojrzenie miało już inny charakter, jakby zauważało już przykrości i niesprawiedliwość tego świata. Bądź co bądź mógł się o tym dowiedzieć już od młodych lat życia, gdy jego rodzice zginęli w wypadku spowodowanym przez pijanego kierowcę. 

Jonathan nie był pewny tego czy swoje uczucia może nazywać miłością czy może bardziej zafascynowaniem albo podziwem. Sam często przed snem bił się z myślami nie chcąc dopuścić do siebie prawdy. W końcu rodzice mu już przedstawili cały koncept na jego życie. Z kim się ożeni, jak nazwie swoje dzieci, gdzie będzie pracować. Właściwie nie miał już zbyt wiele do mówienia. Jego jedynym zadaniem było przeżyć i dostosować się do ich wielkich ambicji. A zagubiony Jo zrobiłby wszystko co by mu kazali tylko z nadzieją, że tym razem go uściskają i powiedzą,  że jest najlepszym synem. Ale nigdy się tak nie stało. 

Jednak nieważne co, jego pierwszą i ostatnią myślą był Ethan i obraz jego pełnych ust i szerokich ramion. Ale nie tylko na tym koncentrowały się myśli Avery przed snem. Oczywiście nigdy przed nikim do tego się nie przyzna, a już na pewno nie przed samym Ramirezem. Wiedział, że nie są tacy sami i inaczej patrzą na siebie nawzajem, a ta myśl bolała go najbardziej. Czasami budziła się w nim iskra nadziei, że może jednak jest dla nich szansa, ale później Ethan pokazywał mu kolejną dziewczynę w jakiej jest "zakochany już na amen". Jonathan czuł się odrobinę niekomfortowo, gdy w takich momentach Ramirez dopytywał o to, która jemu się podoba, a on miał przed oczami tylko tego chłopca, którego poznał w ostatnie wakacje we Włoszech. I to jak się całowali, siedząc na dachu jednego z domów. Pamiętał każdy ruch tamtego chłopaka i myślał, że chciałby, żeby to był Ethan. Zamiast jednak opowiedzieć mu o tym wszystkim kręcił głową na boki i powtarzał, że nikt mu się nie podoba. 

Któregoś dnia siedzieli na przerwie w szkole tym razem przypadła kolej Jonathana, więc siedzieli sami między regałami książek w bibliotece. Blondyn przyglądał swojego Instagrama, patrząc jak jego obserwacje szybko wzrastają.  

— Patrz jakiś gościu napisał mi, że chciałby się spuścić na moją twarz. Co to może znaczyć? — zaczął młodszy i przysunął się do Ethana, pokazując mu wiadomości ze spamu.  

Czarnowłosy skrzywił się widząc treść napisaną przez jakiegoś starego oblecha, a później spojrzał na twarz nic nieświadomego Jo.  

— To znaczy, że powinieneś go zignorować. — powiedział i wziął młodszemu telefon usuwając ów wiadomość. — I Jo, nigdy takim nie odpisuj, obiecaj. 

— Obiecuję. — odparł Jonathan i uśmiechnął się lekko, a potem po prostu oparł się o ramię Ethana. Tutaj mógł sobie na to pozwolić, bo byli sami, nie licząc przygłuchej bibliotekarki.  

Kiedy Zrozumiesz Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz