Jonathan Avery nie był niesfornym dzieckiem to mogę wam zapewnić. Ani trochę nie przypominał tego kim się stał. Jo chociaż opuszczony przez rodziców i pozostawiony samemu sobie rósł na chłopca pełnego empatii i miłości. Ironicznie, nawet bardziej niż reszta dzieci. Matka nie była mu praktycznie znana. We wspomnieniach widziana bardziej przez mgłę. Nawet dobrze nie pamiętał jej młodej twarzy nieskalanej jeszcze zmarszczkami. Zawsze zabiegał bardziej o jej uwagę niż o ojca. Jakby już dawno wiedział, że jest u niego skreślony.
Zamiast jednak odrobiny uwagi z ich strony dostał opiekunkę, która zastępowała mu matkę, ale Jo dobrze wiedział, że ta przypadkowa kobieta, która się nim zajmuje nigdy nie będzie traktować go jak własnego syna. Pomimo tego starał się nie przysparzać kobiecie kłopotów swoim zachowaniem.
Avery do dziś pamięta jak każdego dnia czekał z nadzieją, że to dziś matka znajdzie dla niego choć trochę czasu. Z wiekiem zaczął jednak pojmować, że ona nie podejmowała nawet wysiłku, by znaleźć dla niego chwilę. W jej oczach był wyrzutkiem nikim dla kogo warto byłoby odłożyć stos dokumentów.
Jonathan miał włosy w kolorze ciemnego dębu lecz w słońcu przybierały barwy miedzi i sprawiały wrażenie mienienia się w promykach światła. Niejeden mógłby się pokusić na stwierdzenie, że chłopiec przypomina młodego boga greckiego. Ze swoimi ogromnymi niebieskimi oczami, w których można było doszukiwać się bezchmurnego, letniego nieba. Na jasnej cerze w słoneczne dni było widać piegi przyozdabiające jego różowe policzki.
Nic dziwnego, że przykuł uwagę czarnowłosego z domu obok, który często obserwował siedzącego samotnie przed domem Jo.
Ethan od dawna mieszkał w domu sąsiadującym. Był w wieku Avery, może rok, dwa starszy, ale nie było między nimi dużej różnicy, by się nie dogadali. Jednak mimo to Ethan decydował się na skryte podziwianie Jonathana niż zamienienie z nim parę zdań.
Można by powiedzieć, że byli w podobnej sytuacji, gdyż oboje zostali bez rodziców. Ethan był wychowywany przez babcie od wczesnych lat życia. Była to kobieta staroświecka o tradycyjnych poglądach, ale to wcale nie sprawiało, że kochała swojego wnuka mniej. Nawet kiedy nie wpisywał się w jej idealną wizję. Ethan mimo ich młodego wieku był i tak wyższy od Jo. Czarne włosy, lekko przydługie komponowały się z jego szarymi oczami. Całokształt dawał wrażenie kogoś oziębłego i trzymającego się na uboczu, a prawda była zupełnie inna. Ethan był najbardziej rozgadanym dzieckiem jakie przyszłoby wam poznać. Nie wstydził się ani nie obawiał niczego. I jeśli Jonathan przypominał greckiego boga, Ethan był średniowiecznym rycerzem.
I pewnie nigdy by się nie poznali, bo czarnowłosy wciąż siedziałby przy oknie z nosem przyklejonym do szyby, a Jonathan siedział przed domem kreśląc szlaczki w piasku. Tylko wszystkie znaki na niebie i na ziemi opowiadały się za tym, że są dla siebie stworzeni. Będąc przeciwnościami, które się przyciągają. Jak słońce i księżyc, jak biel i czerń, ogień i woda. Dlatego też, któregoś dnia Ethan Ramirez stanął przed Averym, czego ten się nie spodziewał i wyciągnął do niego dłoń. Z ust czarnowłosego idealnie wybrzmiało jego imię, a Jonathan wypowiedział swoje nieśmiało jakby nikt wcześniej go o to nie pytał.
— Moja babcia ma króliki chcesz zobaczyć? — zapytał Ethan, nie wiedząc jeszcze, że to zapoczątkuje ich długoletnią przyjaźń i Jonathan też nie zdawał sobie z tego sprawy, że gdy zgodzi się pójść za chłopakiem to zyska przyjaciela na zawsze.
***
Jonathan i Ethan siedzieli na pomoście przy pobliskim jeziorze. Była wczesna wiosna, ale mimo tego promienie słońca odbijały się w tafli wody. Na drzewach pojawiały się już zalążki zielonych liści i pąki kwiatów. Kaczki uczyły swoje dzieci pływać, a chłopcy przyglądali się im uważnie, maczając nogi w zimnej wodzie.
CZYTASZ
Kiedy Zrozumiesz
DragosteOpowieść o złotowłosym chłopcu z urodą greckiego boga i jego najdroższym przyjacielu, który otworzył mu świat. Historia o ich głębokiej miłości od początku do końca.