// rozdział 1 //

678 75 23
                                    

Czyli stary rozdział zero.

Czas akcji na początku to 2012.

Czas akcji na początku to 2012

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Kilka lat później.

      Czasami nie potrafiła złapać wdechu. Musiała się porządnie skupić na tym, żeby móc wpuścić powietrze do swoich płuc. A to piekło tak bardzo, że zaczynała panikować. Zawsze jednak radziła sobie z tym samym.
      [T/I] oddychaj.

      Oddychaj. 

      [T/I] oddychaj do cholery.
      W końcu się udawało. Wtedy czuła ogromną ulgę i na chwilę zapominała o strachu – o tym, że to mogło się powtórzyć.
      Odkryła, że czasem zaczynała się dusić, kiedy słyszała głos Suzuny albo gdy myślała o niej zbyt długo. Mimo że skończyły wspólną naukę już cztery lata wcześniej, to podjęły studia w tym samym mieście. Na szczęście na różnych uniwersytetach, więc nie spotykały się tak często jak kiedyś. Hidaka uczyła się na polibudzie ze stypendium od jakiejś niesamowicie prestiżowej firmy ([T/I] nawet nie zapamiętała nazwy), a [T/N] po rzuceniu filologii angielskiej rozpoczęła psychologię. Ich kampusy znajdowały się na tyle daleko od siebie, że nie mogły zamieszkać razem. Na szczęście.
      Niekiedy też nie potrafiła złapać tchu bez namacalnego powodu.
      Zauważyła za to, że czuła się bardzo dobrze w towarzystwie ludzi, wśród których mogła czuć się mądrzejsza. Nie brzmiało to zbyt przyjemnie, więc uznała, że uszczęśliwiało ją coś innego – imprezowanie i nadużywanie substancji.
      Zaczęło się całkiem niewinnie. Chodziła ze znajomymi ze studiów do klubów, piła alkohol, wygłupiała się i wracała do domu. W końcu rano musiała iść na zajęcia. Pewnie byłoby tak dalej, gdyby pewnego razu nie wpadła pod swoim blokiem na dawnego znajomego – Gyou Chide.
      Oboje nie mówili zbyt wiele o tym, co się u nich zmieniło. Wspominali raczej stare czasy i chwalili to, jak się zmienili – Gyou schudł i miał teraz bardzo długie włosy, które nadal tlenił. Jednak część włosów pokrywał brązowy odrost. Ze swoim niesamowitym stylem, noszeniem za dużych marynarek i wyraźnych kolorów wyglądał jak model. [T/I] za pewnik wzięła to, że grał w jakimś teatrze. Ale nie wspominał o tym, więc nie pytała. Powinna jej się zapalić wtedy lampka w głowie. W końcu nikt tak jak Gyou, nie był pewien swoich umiejętności. 
      Szybko odkryła – bo już po trzecim przypadkowym spotkaniu – dlaczego Gyou bywał w okolicach jej osiedla. Dokładnie w bloku obok mieszkał jego bardzo dobry przyjaciel.

      Właściwie, to mogła wpaść razem z nim na piątkową imprezę.

      I tak wszystko się zaczęło – wtedy jeszcze nie miała bladego pojęcia, co mogła rozpocząć taka jedna, mała domóweczka u kogoś całkiem jej obcego.

      Kiedy na wejściu zaproponowano jej kreskę – nawet nie wiedziała czego – nieco zdębiała. A większy jeszcze szok dotknął ją, gdy zobaczyła, co zrobił jej kolega, Gyou. Albowiem bez żadnego zawahania się złapał kawałek jaskrawozielonej słomki i wciągnął biały proszek z granatowej książki. Zza kotary jasnych włosów prześwitywał jedynie neonowy kawałek plastiku, który sekundę później ujrzała w bladej dłoni wysuniętej prosto w jej stronę. Proste pytanie. I odpowiedź musiała być taka sama. Dlatego przyjęła ofertę bez dodatkowych pytań.
      Oh. Jakie to było nieprzyjemne. Wzdrygnęła się po tym, gdy udało jej się przejść zaledwie przez połowę wyzwania. Usłyszała śmiechy wokół siebie i dłoń na swoim barku. To Gyou tłumaczył, że "była nowa" i pomagał przebrnąć jej przez to drapiąco-piekące odczucie. W kącikach oczu czaiły jej się łzy, które usilnie próbowała zatrzymać. Nie po to malowała się tak długo, żeby na samym wejściu się rozpłakać. 
      — Spróbuj w drugą dziurkę — polecił spokojnie Chide, będąc jej wsparciem. Nawet nie zwracała uwagi na to, jak rozbawiła kilka osób. Potrzebowała tylko fizycznej stabilizacji, bo z tego dziwnego bólu kręciło jej się w głowie.
      Udało jej się. Nie tylko dokończyć kreskę, ale i zakumplować się z kilkoma znajomymi Gyou. Byli wybitnie zabawni. Śmiali się wszyscy zdecydowanie zbyt głośno. Rzucali się jedzeniem jak dzieci i opowiadali sprośne żarty, żeby nawzajem bić się po twarzach. Dziwny rytuał, ale całkiem ją bawił. Zdawali się tacy głupiutcy i słodcy, gdy przepychali się po blancie i kilku piwkach.
      Sama nie przegapiła okazji, żeby zapalić czy wypić. Bili jej brawa, gdy wygrywała już kolejny konkurs "kto szybciej wypije". Powoli przestawała widzieć, co się wokół niej działo, ale nigdy nie bawiła się aż tak dobrze jak wtedy. A wystarczyło wciągnąć tylko jedną kreskę, żeby czuć się cały wieczór jak młody bóg – i bawić się w pełni energii.

      Wyczuła jednak moment, aby pośpiesznie zmyć się do łazienki. Nie poznała gospodarza i nie zamierzała zostawić mu niespodzianki w salonie. Szczególnie że miał naprawdę ładne mieszkanie – tak to jedyne, czym się przejmowała w tamtym momencie.
      Na początku korytarza do łazienki zdawało jej się, że nie było aż tak źle, jednak w połowie dostała wielkich oczu. Musiała przyspieszyć – wbiegła do toalety i złapała się tego, co znajdowało się zwyczajnie najbliżej... Tak się złożyło, że to całkiem ładny, kwadratowy kran. Bez dozy zastanowienia (bo była do tego zwyczajnie niezdolna) opróżniła swój żołądek do ów kredowobiałego zlewu, zdobiąc go wyjątkowo kolorowymi wymiocinami. Przed drugą falą poświęciła chwilę na przyjrzenie się swojemu dziełu. 
      — Ja pierdole.
      Tak bardzo bolała ją głowa, a oczy wypełniły łzy i wrażenie, że jej gałki miały zaraz wybuchnąć. Gdzieś w tyle jej czaszki pojawił się kuriozalny strach o to, czy tak właśnie wyglądała śmierć. I wtedy usłyszała parsknięcie tuż za swoimi plecami, jakby ta osoba czytała jej w myślach. Dziewczyna szybko poderwała głowę lekko spanikowana, aby ujrzeć w lustrze czyjeś szerokie plecy. Minęła chwila, zanim do jej uszu dotarł wyjątkowo głośny strumień moczu. Powoli obróciła głowę przez ramię, opierając ciągle dłonie na brzegu umywalki, bo bez podparcia z pewnością wyrżnęłaby się na twarz. Z lekko rozchylonymi ustami przyglądała się bardzo wysokiemu mężczyźnie, sikającemu przy niej jak gdyby nigdy nic – tylko nie wiedziała, czy siedział w łazience już wcześniej, czy po prostu nie usłyszała, gdy wchodził. Pomijając fakt, że widziała tylko jego plecy, zbytnio kręciło jej się w głowie, aby przyjrzeć mu się jakoś szczególne. Zauważyła ciemne włosy z jakimś przejaśnieniem na czubku i wiszący, długi, złoty kolczyk. Kilka ostatnich kropel, szybkie zapięcie zamka błyskawicznego i nieznajomy zwrócił się w jej stronę. Nieśpiesznie do niej podszedł, jednak nawet na nią nie spojrzał, bo jego całą uwagę pochłonął wybitnie kolorowy zlew. 

      Tylko pamiętaj – unikaj gościa z "karą" i "grzechem" na dłoniach. 
      Tak brzmiało jedyne ostrzeżenie Gyou, zanim przekroczyła próg tego mieszkania.
      Kara.

      Grzech.

      Dwie rzeczy, które odwiecznie były ze sobą połączone – jedno żyło dzięki drugiemu i odwrotnie. Przyciągały się i odpychały jak para burzliwych kochanków.

      — Nieźle. — Oparł dłonie na biodrach i spojrzał z góry na kolorowy krajobraz w zlewie przez jej ramię. Chociaż przez swoje zamazane widzenie ledwo co mogła cokolwiek dostrzec, to zauważyła na jego twarzy szelmowski uśmieszek. Nie wiedziała dlaczego, ale z łatwością przyspieszył bicie jej i tak rozszalałego serca. To aż bolało. Dawaj, uciekamy. Bez ostrzeżenia szturchnął łokciem dziewczynę, którą niewiele dzieliło od spektakularnego upadku.
      Nieznajomy szybko ruszył do drzwi i już nawet wyciągnął rękę w kierunku klamki, lecz nagle w miejscu zatrzymała go pięść, zaciśnięta na tyle jego koszuli. Spojrzał w końcu na nią, ale nie potrafiła nawet zarejestrować koloru jego oczu. Jedyne co sobie uświadomiła, to że zapewne wyglądała gorzej niż tragicznie.

      — Nie umyłeś rąk, oblechu zawołała oburzona [T/I], która nieszczególnie rejestrowała, co się wokół niej działo. Obserwacja i słowa zadziałały kompletnie bez jej woli i wyższych procesów myślowych.

      — Ja? Oblech? Czy akurat spojrzałaś w lustro? zapytał, wskazując głową na zlew pełen jej wymiocin. Dawaj, uciekamy stąd, zanim ktoś będzie chciał, żebyśmy to posprzątali. — I złapał dłoń nieznanej sobie dziewczyny, rozpoczynając tym samym historię, która nie okazała łaski nawet jemu.

      Grzech...

      Grzech!

      Grzech!

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
[PORZUCONE] precious // hanma shuji x readerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz