// rozdział 2 //

589 63 16
                                    

Pierwsze pięć rozdziałów to tylko i wyłącznie pov głównej bohaterki – później to się zmieni i psychicznie przygotujcie się na mizoginistyczny shit. Ale póki co enojoy cute love story :)))

 Ale póki co enojoy cute love story :)))

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

      Nieźle.

      Ostatnie, co pamiętała z całego ostatniego wieczora, to upokarzającą sytuację w łazience. Jakaś nieznana siła rozsadzała jej głowę od środka i nie było miejsca, które nie pulsowałoby nieznośnym ogniem. Oczy bała się otworzyć z dwóch względów. Po pierwsze przepełniał ją irracjonalny strach, jakoby jej gałki miały wypłynąć po uchyleniu powiek. Ale również przerażała ją idea, że mogła zobaczyć obcą sypialnię. Gdzieś w głowie migały jej sceny, jak robiła coś ekstremalnie głupiego tylko i wyłącznie z jednym człowiekiem. Z imprezy wyszła z kimś. Tylko jak to skończyło się dalej? Bo jedyne co widziała to stary most kolejowy i skręcanie papierosów. 

      [T/I] nie wiedziała po jakim czasie, ale w końcu udało jej się powoli rozchylić powieki. Słabe światło, jakie wdzierało się pomiędzy kotarami, momentalnie oślepiło jej nieprzygotowane oczy. Chciałaby położyć się i spać dalej, ale pęcherz usilnie o sobie przypominał, sięgając już swoich granic wytrzymałości. Gdyby nie on, zastanawiałaby się, czy ciągle znajdowała się w swoim ciele. Ale na szczęście dyskomfort przypominał [T/N], że ciągle żyła.
      Rozejrzała się po pokoju. Była u siebie – to chyba jej największy sukces w przeciągu ostatnich kilku lat. Jeszcze tylko machnęła ręką za siebie, żeby upewnić się, że była sama. Na szczęście nie natrafiła na niczyje ciało. Z bólu trawiącego prawie każdy zakamarek jej ciała, nie poznałaby, gdyby coś się wydarzyło, ale była raczej dobrej myśli.
      Z cichym stęknięciem zrzuciła ociężałe nogi ze swojego łóżka i wzięła głęboki wdech, próbując rozmasować swoje obolałe barki.

      Wyjście do własnego salonu stanowiło wybitne wyzwanie, jednak przyniosło [T/I] wielką ulgę. Z jakiegoś powodu drzwi na balkon były otwarte na oścież. Skutkowało to tym, że pokój wypełniało orzeźwiające, chłodne powietrze, kontrastujące z duchotą jej sypialni, śmierdzącej nocą, alkoholem i wymiocinami (jednak nie miała teraz głowy, aby je zlokalizować). Zdążyła ledwo wziąć jeden, głębszy wdech, nieco kojący jej ból, aż nagle całkowicie zdębiała.
      — Dobry. — Odezwał się męski głos, gdy jakiś nieznajomy przeszedł centralnie przed nią, pachnąc jej mydłem i będąc przewiązanym jedynie ręcznikiem w pasie.
      Ledwo stała, podpierając się dłonią o drzwi. Wpatrywała się bez słowa w plecy człowieka, który właśnie schylił się, aby wyciągnąć papierosa z paczki, leżącej na stoliku do kawy. Kiedy się wyprostował, dopiero w jej mózgu pojawiła się jakaś iskra, łącząca pewien odległy punkt z tu i teraz. Skojarzyła te szerokie barki z tymi, które zobaczyła w lustrze, gdy wymiotowała do zlewu.
       — To ty nie umyłeś rąk!! — krzyknęła, wskazując na niego palcem, jakby dokonała ogromnego odkrycia.
      — To ty zrzygałaś się do zlewu! — zawołał nagle, wskazując na nią palcem z zapalniczką ukrytą w dłoni (przedrzeźniając ją tym samym). — Chyba wygrałem.
      Ewidentnie niezbyt przejmował się tym, aby zapytać, czy mógł zapalić w czyimś mieszkaniu. Bez słowa usiadł na jej kanapie i zaczął rozkoszować się papierosem.
      [T/I] kompletnie zapomniała o tym, że musiała siku. 
      Stanęła nad nim i zapewne pierwszy raz przyjrzała mu się dokładniej. Z jego mokrych włosów kropelkami woda uciekała po bladej, nieco piegowatej cerze. Miał całkiem ładną twarz i dość umięśnione ciało – jego mięśnie wyraźnie odznaczały się spod niewielkiej ilości tłuszczu. Miał na sobie jedynie jej ręcznik... Dziewczyna starała się nie gapić. Po szybkim rzuceniu na niego okiem usiadła obok, ale ledwie na brzegu kanapy, jakby miała zaraz stamtąd uciec.
      — Co ty tu robisz? — zapytała, ściskając nerwowo swoje dłonie. Jednocześnie powoli zaczęło dochodzić do niej, jak nadal źle się czuła po wczorajszej imprezie. Niestety substancje, po które sięgnęła, nie opuszczały ciała zbyt łaskawie. — Czy my...? — zaczęła, licząc, że nie będzie musiała rozwijać swojej myśli. Jej nieproszony towarzysz zaśmiał się tylko, biorąc dużego bucha.
      — Grałaś kiedyś w GTA SA? — Brzmiał na rozbawionego, jednak dziewczynie wcale nie było do śmiechu. Zakiepował do kubka z kawą, który stał na stoliku od trzech dni. — Przed oczami pojawiało mi się WASTED jak na ciebie patrzyłem — tłumaczył, machając dłonią przed swoją twarzą. 
      — Bawi cię to?
      — Owszem. A co tu robię? — zapytał sam siebie, dając sobie chwilę do namysłu. — Walnęłaś zgona, gdy siedzieliśmy sobie na moście. Chciałem cię zabrać do siebie, ale wybudziłaś się i zaczęłaś mnie bić, krzycząc, że nie wejdziesz do mojego mieszkania... — Podrapał się po brodzie, wpatrując się w sufit. Czuł jej spojrzenie na sobie i nawet nie ukrywał uśmiechu. — Na szczęście pamiętałaś własny adres i nie miałaś problemu ze zdradzeniem mi go, zanim znowu odjechałaś. A sam byłem zmęczony, więc kimnąłem na kanapie — wyjaśnił, ciesząc się cały czas jak głupi do sera. — No i co się lampisz? — zapytał, łapiąc w końcu z nią kontakt wzrokowy. Jej oczy były szeroko otwarte i błyszczały się, jakby pierwszy raz w życiu została czymś tak bardzo zaskoczona.
      — Nic nie pamiętam... — [T/N] była zwyczajnie załamana. Miała w głowie dosłownie przebłyski z dużymi dłońmi, skręcającymi papierosy kilkanaście metrów nad ziemią. Ale niewiele więcej. Obcy człowiek, siedzący na jej kanapie, mógłby wcisnąć jej każdy kit w tamtym momencie. — Z czego się śmiejesz? — Chłopak roześmiał się w głos, strzepując popiół z papierosa znowu do tego samego kubka.
      — Jesteś śmieszna, Mistrzu Yoda.
      — Co? — Dziewczyna naprawdę chciała rozumieć, o co mu chodziło, skoro najwyraźniej to z nim spędziła cały wczorajszy wieczór. Jednak nie wiedziała, czy wydarzyło się aż tak dużo, czy po prostu miała do czynienia z wybitnym dziwakiem.
      — Tak się przedstawiłaś, Mistrzu — wyjaśnił, wyrzucając niedopałek do kubka i rozluźniając się całkiem na kanapie. Rozłożył tak szeroko swoje długie nogi, że [T/I] musiała się nieco ścisnąć, aby go nie dotykać, a to ostatnie, co teraz chciała zrobić. Zerknęła na swój ręcznik, opinający go w pasie. Musiała stwierdzić w myślach, że zdecydowanie chłodek wlatujący przez balkonowe drzwi uderzył go między nogi.
      — A jak ty się nazywasz? — Nie mogła nic za to, że nic nie pamiętała. 
      — Luke Skywalker — powiedział w miarę poważnie jak na niego i przyglądał jej się bez szelmowskiego uśmieszku na twarzy. — Żebyś siebie widziała wczoraj. Jak ci powiedziałem moje imię, to miałaś taką samą minę. — Wskazał swoim długim paluchem na jej twarz, wykrzywioną w poirytowaniu i dojmującym zmęczeniu. — Swoją drogą przedstawiałem Ci się jakieś osiem razy. Co wzięłaś, że aż tak siekło?
      — Nie wiem, Luke. Ale twoja obecność potwierdza, że to było za dużo. — Przed imprezą Gyou, który wkręcił ją na tę domówkę, powiedział jej, żeby trzymała się z dala od człowieka z wytatuowaną "karą" i "grzechem" na rękach. A on tymczasem siedział w jej mieszkaniu i cieszył się jak dziecko. Nie wyglądał jak ktoś wybitnie niebezpieczny, od kogo miała uciekać na sam widok. — Hanma Shuji. — Tak naprawdę nazywał się Luke Skywalker. [T/I] nie przypomniała sobie tego dlatego, że w jej pamięci odtworzyło się jedno z ośmiu przedstawień towarzysza. To ostrzegawcze słowa znajomego rozbrzmiały w jej głowie.
      — Pamiętasz! — zawołał wesoło i pstryknął ręką bliższą dziewczynie. — To może w końcu powiesz, jak się nazywasz, Mistrzu?
      — [T/N] [T/I] — przedstawiła się, patrząc mu w oczy.
      Wyobrażała go sobie nieco inaczej... Jego uroda nie sprawiała, że się go automatycznie bała, chociaż sytuacja tego wymagała. Gdy usłyszała "typek z wytatuowaną karą i grzechem na rękach", to wyobrażała sobie łysego gościa z groźną miną, a nie całkiem uroczego chłopaka z kilkoma tatuażami. Wyglądał dużo bardziej przyjaźnie, niż większość ludzi, których znała. Z jakiegoś powodu wzbudzał jej zaufanie, mimo że siedział w samym ręczniku w jej salonie i rozgościł się, jakby był u siebie.
      — Eh, Mistrz Yoda lepszy — westchnął nieco zawiedziony.
      [T/I] już chciała oburzona coś odpowiedzieć, lecz nagle zabrzęczał jej telefon, leżący pod stolikiem do kawy.
          Szybko po niego zanurkowała, aby w przerażeniu odkryć połączenie przychodzące od najgorszej możliwej osoby w tym momencie – Hidaki Suzuny. Chociaż [T/N] eksperymentowała w swoim życiu, to jej przyjaciółka z dzieciństwa o niczym nie widziała. Nieskazitelna Suzi stanowiła wzór do naśladowania. Była dumą rodziny i [T/I] powinna być szczęśliwa, że miała kogoś takiego tak blisko. Jednak dziewczyny, choć tyle lat przeżyły u swojego boku, w rzeczywistości nic o sobie nie wiedziały. 
      [T/N] nawet nie przejęła się, żeby podnieść się z pozycji na czworaka, którą musiała przyjąć, żeby sięgnąć po telefon. Ciekawskie spojrzenie jej nieproszonego gościa było całkowicie nieistotne w skali problemu, jaki ją dotknął. 
      — Hej kochana! — zawołała najbardziej sztucznym głosem, jaki chyba Hanma słyszał w życiu. — Co u ciebie? Tak, tak widzimy się za miesiąc. Nie mogę się doczekać. — W końcu [T/I] podniosła się z ziemi, grymasząc przy tym nieznacznie. Suzi zapytała, czemu jej od rana nie odpisywała. — Haha, no wiesz. Wczoraj wieczorem po nauce odpaliłam sobie serial, popiłam trochę winka i przesadziłam — wyjaśniła szybko zestresowana, a Hanma parsknął śmiechem. Więc rzuciła mu mordercze spojrzenie. — Rozumiesz mnie, prawda Suzi? Haha, no tak. Do usłyszenia! — rozłączyła się i momentalnie poczuła się tysiąc razy gorzej niż wcześniej.

[PORZUCONE] precious // hanma shuji x readerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz