4 ¤ Ordinary moments ¤

322 22 47
                                    

Brunetka usiadła pod drzewem, oparła się o nie plecami i westchnęła ciężko, przymykając powieki.

- Jestem tak wkurwiona - wyznała, zaciskając dłonie na kolanach, które uprzednio przyciągnęła do swojej klatki piersiowej.

Jej zły nastrój był spowodowany przerwaniem przez policję jej sparingu z Ranem, który dał jej ogrom adrenaliny. Był to pierwszy raz, kiedy ktokolwiek zdołał ją zdezorientować, zawstydzić, a nawet - powalić na ziemię.

Ran był godnym jej przeciwnikiem, a w dodatku dzielili to samo poczucie humoru oraz mieli podobny pogląd na pojedynki. Z tych przyczyn nie była w stanie go nienawidzić, nieważne jak bardzo by próbowała. Naprawdę dobrze się z nim bawiła i czekała z niecierpliwością na następną możliwość wymienienia się z nim ciosami.

Długowłosy mężczyzna zszedł ze swojego dwukołowca, a następnie podszedł do Luny i zajął miejsce obok niej. Wyciągnął z kieszeni swojej czarnej kurtki paczkę papierosów, po czym wyjął jednego z pozostałej w środku połowy oraz zwrócił go w kierunku dziewczyny. Luna spojrzała na przedmiot przymrużonymi oczami.

- Jeśli wolisz coś mocniejszego... - zaczął mówić na widok jej reakcji.

- Nie mogę - odparła, przerywając mu. - Za pół godziny mam trening - oznajmiła, zaglądając na zegarek na swoim lewym nadgarstku.

W tamtym momencie uświadomiła sobie, jak bardzo zaczęła przeszkadzać jej maska, którą miała na twarzy od naprawdę długiego czasu. Rozejrzała się wokół. Nie zauważając żadnej jednostki, poza ich siedzącą dwójką, ściągnęła materiał i z ulgą zaczerpnęła świeżego powietrza do płuc.

- Zawieźć cię? - zapytał białowłosy po krótkiej chwili.

- Dobrze wiesz, że nikt nie może nas razem zobaczyć - odpowiedziała natychmiast, przypatrując się jego długim, białym rzęsom. Chłopak jednak postanowił zostawić maskę, dlatego Luna była w stanie dostrzec tylko jego charakterystyczne, jasne oczy.

- Rozprawilibyśmy się z nimi z łatwością - skwitował, chowając z powrotem paczkę fajek na ich uprzednie miejsce.

- Nie o to chodzi, Sanzu.

- Tak, wiem - odrzekł przeciągle, wzdychając, a potem siegnął do kolejnej kieszeni i wyciągnął z niej dwukolorową, podłużną tabletkę. - Skoro ty nie chcesz, to pozwól, że się poczęstuję.

- Masz moje pozwolenie - zgodziła się rozbawiona.

Sanzu odsunął odrobinę materiał od swojej twarzy i wsunął kapsułkę do jamy ustnej. Shadow udało się dostrzec przez mały otwór dwie blizny w kącikach jego ust, które zawsze ją intrygowały, lecz nie chciała o nie dopytywać. Była zdania, że jeśli chłopak będzie chciał jej się zwierzyć i opowiedzieć o swojej przeszłości, wtedy sam to zrobi.

Usłyszawszy charakterystyczny odgłos przełykania, Luna wyciągnęła ręce w stronę młodego mężczyzny, przygotowując się na to, co miało nadejść. Po chwili Sanzu wzdrygnął się na wskutek zażycia narkotyku. Następnie jego podbródek się uniósł, powieki opadły, a usta wykrzywiły w szerokim uśmiechu z powodu zaznanej przyjemności, która powoli rozpuszczała się w jego organizmie.

- Już lepiej? - zapytała zaniepokojona Nakamura, siedząc w dalszym ciągu z wyciągniętymi rękoma i obserwując bacznie znajomego.

Sanzu westchnął przeciągle podniecony, po czym opadł w przygotowane ramiona kobiety.

- O tak - odpowiedział w końcu na jej wcześniejsze pytanie. Potem oparł wygodnie swoją głowę na jej biuście.

Luna momentalnie spięła wszystkie swoje mięśnie i błyskawicznie odtrąciła chłopaka od siebie.

BROKEN || RAN & RINDOU HAITANIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz