{ 1 } - Shut up, and dance

131 5 1
                                    

Impreza była dosyć huczna. Wszędzie migały kolorowe światełka, a ze wszystkich stron można było usłyszeć głośną muzykę. Do tego, było dużo śmiechów, krzyków i pisków, jak to zazwyczaj na imprezach bywa.

Zaczęłam wtedy żałować, że w ogóle kiedykolwiek dałam się wkręcić w te całe imprezy.
Moja przyjaciółka była totalną imprezowiczką, a wszędzie gdzie chodziła musiała zabierać też i mnie. Oczywiście, zazwyczaj się zgadzałam, zwłaszcza teraz, kiedy były wakacje. Był środek lata, a dokładniej 23 lipca, więc (przynajmniej moje) studia skończyły się bardzo dawno temu i zaczął się sezon na wolne dni. Studiowałam, bo chciałam zostać chirurgiem. Nie wiem co sobie ubzdurałam, nie pytajcie.
Pomijając... Możecie mnie teraz uznać za tą jedną "inną od wszystkich", ale ja szczerze nie lubiłam chodzić na imprezy. Przesiadywałam tam tylko dla mojej przyjaciółki; żeby doprowadzić ją do mieszkania jak się upije, albo potrzymać włosy jak będzie żygać.
Oprócz tego, wolałam siedzieć w domu i czytać książki, lub oglądać netflixowe seriale.

— Hej! — Przekrzyczała tłum Marie, owa przyjaciółka wyrywając mnie z zamyślenia i klepiąc mnie po ramieniu. Marie Lockwell... Ona była najatrakcyjniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek poznałam. Miała krótkie brązowe włosy, które zwykła traktować lokówką, robiąc z nich śliczne loki. Jej oczy, zielono-szare oczy i piękne, wyraziste rysy twarzy, które najbardziej wyróżniały mocne kości policzkowe. Jej nos oraz rumiane policzki zdobiły piegi. Do tego, miała śliczne długie nogi, oraz duże uda, co jak jej się wydawało - było wielkim kompleksem, jednak ja myślałam inaczej. Jej figura układała się w idealny kształt klepsydry, co podkreślała jej śliczna szmaragdowego koloru sukienka, którą miała dziś włożoną. Ubiór idealnie dopasowywał jej się do butów, które miała na obcasach i były one równego koloru, co sukienka.
Dokładnie ta dziewczyna właśnie wskazała palcem przede mnie, na jakiegoś (jak okazało się, kiedy wytężyłam wzrok) chłopaka.
— Przygląda ci się przez cały czas! — Znowu przekrzyczała tłum, jednak starała się jak najbardziej do mnie przybliżyć, aby nie krzyczeć za głośno.

Było dosyć ciemno, a jak nie ciemno, to kolorowo przez różnobarwne światła, więc nieważne jak bym się nie starała wytężyć wzroku i tak bym nie miała okazji przyjrzeć się bliżej tajemniczemu osobnikowi. Był on na całkowicie innym końcu sali. Zauważyłam tylko, że napewno był wysoki. O wiele wyższy ode mnie. Mogłabym mu dać więcej niż dwa metry. Odwróciłam od niego wzrok, widząc, że faktycznie cały czas stoi na przeciwko mnie.

Przyjaciółka zaśmiała się głośno i znowu mi gdzieś uciekła, pewnie tańczyć na parkiecie, albo wypić kolejnego drinka.
Oparłam się o ścianę, przy której stałam cały czas. Rozglądnęłam się po pomieszczeniu, bo właściwie wcześniej nie miałam okazji dokładniej go opisać. Było ono dosyć duże. Wszędzie dookoła były porozstawiane stoły z wszelakim jedzeniem, lub piciem, a na środku sali stał kolorowy parkiet taneczny. Na przeciw niego było stanowisko djowskie, za którym stała różowowłosa dziewczyna w słuchawkach tańcząca i co chwilę klikająca coś na blacie stanowiska.

Czułam, że to jakoś nie moja bajka.Sięgnęłam do mojej małej, czarnej torebki. Zawsze kiedy stresowałam się, wyciągałam paczkę papierosów, zrobiłam to też tym razem. Próbowałam tego nie robić, bo wiedziałam, że to nie działa na stres, ani nie pomaga, ale jakoś musiałam się czymś zająć.
Właściwie, miałam już skończone osiemnaście lat...

Wyciągnęłam pojedynczego papierosa z paczki wkładając go do buzi i zaczęłam szukać zapalniczki w torebce. Niestety te poszukiwania zdały się na nic, bo najwidoczniej nie zabrałam jej z domu. Westchnęłam desperacko i wyplułam papierosa na rękę. Jednym krokiem podeszłam do śmietnika, który był zaledwie metr dalej i wyrzuciłam przedmiot.

Jedyną opcją na odstresowanie się, było wyjście na zewnątrz i pooddychanie świeżym powietrzem. Może o tym nie wspomniałam, ale zimne powietrze działało na mnie podobnie jak papierosy. Było bardzo uspokajające. Ponownie rozejrzałam się po sali. Jak już wspomniałam, była dosyć obszerna, jednak szybko udało mi się wykryć drzwi wyjściowe. Zaczęłam równie szybkim krokiem iść w ich stronę. Nie chciałam, żeby przyjaciółka mnie zauważyła, chociaż kiedy spojrzałam w stronę parkietu i na wszystkich tych rozbawionych ludzi, w tym ją - zrozumiałam, że ona wcale jakoś nie potrzebuje mnie w tym momencie. Najwidoczniej znalazła jakieś osoby, które w awaryjnej sytuacji zamieniłyby jej taksówkę do domu.

Raz się żyje - Wilbur x readerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz