10. Branoc

366 22 6
                                    

It seems like no one knows
how you've been feeling

– Pani Slater, może pani chwileczkę poczekać? – zatrzymałam się, słysząc profesora.

Czy ten dzień mógłby być gorszy?
Nie dość, że panowało przeraźliwe zimno na zewnątrz, z samego rana Camaro stwierdziło, że pierdoli to i w taką pogodę nie wychodzi z garażu, nie mogłam przez cały dzień złapać Gwen, to jeszcze teraz ten wariat czegoś ode mnie chce.
Nie zdziwię się, jeśli pod koniec dnia złamię sobie obcas, albo na kogoś wpadnę i upadnę, a mój tyłek spotka się brutalnie z zamarzniętą, brudną ziemią.

– Tak? – zapytałam grzecznie, stając niedaleko jego biurka.

Koleś był stary.
I ślepy, jak kret.
Miał też długie, siwe włosy, binokle na nosie, które za bardzo mu nie pomagały, oraz obrzydliwą przypadłość używania w ogromnej ilości męskiego dezodorantu.
Stałam dwa metry od niego, a już czułam drażniący zapach.
Nie znosiłam go.

– Nie sądzi pani, że uniwersytet to poważne miejsce? – uniósł jedną, krzaczastą brew, patrząc na mnie zza okularów.

Co, proszę?

– Nie rozumiem – skwitowałam, bojąc się pewnej myśli. Jeśli on uważa, że nieodpowiednio wyglądam, to chyba mu sprzedam strzała w ten rozwalony łeb.
Przed chwilą z sali wyszła dziewczyna w miniówce i kabaretkach, a jej uwagi nie zwrócił.

– Mogłaby pani wyglądać mniej atrakcyjnie. Zauważyłem, że niektórzy potrafią się zdekoncentrować – wypalił, a ja otworzyłam usta z szoku.

Spojrzałam po sobie.
Może ja zapomniałam założyć spodni? Albo bluzki?
No ale nie, wszystko miałam na miejscu. Nawet stanik założyłam, choć perspektywa męczenia się w nim, nie podobała mi się rano.
Ba, nawet nie mogłam powiedzieć, że pokazywałam za dużo.
Miałam długie spodnie, koszulkę ze średnim dekoltem i kurtkę na ramionach.
Nawet kostek nie pokazywałam, bo miałam na stopach kozaki!
O co mu, do diabła, chodziło?

– Wciąż nie rozumiem – pokręciłam głową, a on podrapał się po szyi w geście zniecierpliwienia.

– Sprawia pani wrażenie zuchwałej – wyjaśnił, a brwi skoczyły mi do góry. – Nawet pani chodzi w wymowny, pewny siebie sposób. Niektórzy chłopcy nie zwracają uwagi na wykład, tylko wgapiają się w panią – dodał.

– Żartuje pan? – prychnęłam. – To nie mój problem, tylko ich. Poza tym, to chyba lekka przesada. Nikt nie zwraca na mnie uwagi, a gdzie mówić o wgapianiu się przez całe zajęcia. – Niemal śmiałam mu się w twarz.

Co to za nieporozumienie? Spodziewałam się, że za chwilę ktoś wyskoczy zza drzwi, z kamerą w rękach i krzyknie, że mnie mają.

– To pani opinia. Moja jest zupełnie odwrotna. Proszę mieć to na uwadze i następnym razem zachowywać się skromniej – wypalił, wskazując dłonią na drzwi.

Nieme przyzwolenie na opuszczenie tego zakichanego miejsca.
Skorzystałam, i to ochoczo.
Co to było?
Dobrze, piękny dniu. Co jeszcze dla mnie masz?

– Lay! – Proszę bardzo, jakże szybko.

Odwróciłam się, napotykając wzrok Gwen. Przeciskała się między zwartą grupką studentów, by się do mnie dostać.

– Trzeba było się przesunąć! – sarknęła jeszcze do jakieś dziewczyny, która oskarżyła ją o ubrudzenie jej buta. – Hej – przywitała się, odgarniając niesforne loki z czoła.

– Cześć – odparłam, wkładając ręce w kieszenie kurtki. – Gdzie masz zajęcia? – zapytałam niezobowiązująco, mając zamiar zaatakować, kiedy najmniej będzie się tego spodziewać.

ZACHŁANNI Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz