• ROZDZIAŁ I •

20 0 0
                                    

                                                         ⁰⁴'⁰¹'²⁰²²

Kolejny dzień, kolejny brak motywacji i jakichkolwiek chęci do życia. Kolejny dzień z życia całkowicie wypranego z uczuć marnego nastolatka. Staję przed lustrem. Ha, zapytacie pewnie co widzę? Widzę wrak człowieka. Nic więcej. Już nigdy nie zobaczę uśmiechniętego pełnego życia niemającego żadnych poważnych problemów nastolatka cieszącego się życiem...
Wiecie dlaczego? Bo tamtego "ja" już nie ma. Tamto "ja" odeszło bezpowrotnie pozostawiając po sobie jedynie nicość. Tamto "ja" nie przetrwało próby czasu.
Po "tamtej" rzeczywistości nie zostały nawet wspomnienia. Przewyższająca mnie co raz bardziej usilna chęć wymazania ich wszystkich przytłoczyła mnie na tyle, że nie byłem w stanie dłużej się przed nią chronić. Ugiołem się mimo warunków jakie sobie postawiłem. Uznałem, że po prostu tak będzie lepiej. Wtedy jeszcze nie byłem świadomy, że to mi nie pomoże. Nie miałem świadomości, że wcale nie będzie lepiej. Z perspektywy czasu już wiem, że miałem rację. Ale czasu nie cofnę. Błędów przeszłości nie naprawię. Wiele razy próbowałem wyznaczyć sobie życiowe wartości. Te którymi będę się kierował. Te do których realizowania będę dążył. Tak się składa, że dalej nie potrafię tego zrobić. Dalej nie potrafię wyznaczyć sobie życiowych celów ani wartości.

                                  ***

Przez całe moje krótkie życie miałem świadomość, że ludzie się zmieniają, że w końcu przychodzi taki moment, kiedy zmiana jest jedyną bramą do lepszego życia. Wiedziałem, że kiedyś przyjdzie czas i na mnie. Ten moment nadszedł trzy lata temu. Miałem trzynaście lat. Nie wiedziałem na co mogę liczyć i czy to czego chce dokonać w swoim życiu ma jakikolwiek sens. Ale stało się. Mam to sobie za złe. Mam sobie za złe to, że nie przewidziałem konsekwencji. Nie zdawałem sobie z nich sprawy. Chciałem tylko zmienić się na lepsze. Chciałem tylko, by rodzice zaczęli mnie mnie w końcu zauważać, żeby zaczęli zwracać na mnie uwagę, żeby zrozumieli moje problemy. Otóż, nadzieja matką głupich. Nic takiego się nie wydarzyło. Moi rodzice nie zwracali na mnie uwagi, nie rozmawiali ze mną, nie próbowali zrozumieć co poszło nie tak. Jeszcze bardziej się ode mnie odsunęli. Oni, "przyjaciele", znajomi. WSZYSCY. Wszyscy się ode mnie odwrócili.
Życie toczyło się dalej, a mój egzystencjalny konflikt światów niezauważalnie narastał. Nikt tego nie widział. Jedyną osobą która to widziała i czuła byłem ja. Byłem pozostawiony sam sobie, na pastwę losu. Byłem w takim wieku, że nie wiedziałem jeszcze czym jest życie, jak działa, i że czasem lepiej jest się dostosować. Z roku na rok odkrywałem coraz więcej sekretnych tajników życia w społeczeństwie, próbowałem się dostosować, zdobywać zaufanie. Byłem cholernie naiwny myśląc, że będę w stanie się dostosować, że zdobędę czyjeś zaufanie w momencie kiedy sam nie potrafiłem nikomu zaufać.
Czy byłem aż tak skrzywdzony by tego dokonać? Do tej pory zadaje sobie to pytanie i w dalszym ciągu nie znam na nie racjonalnej odpowiedzi. W moim ściśniętych umyśle i zniszczonej psychice dalej krąży jedno zasadnicze pytanie,
"I czym jest życie skoro kończy się jak zwykle?"..


𝐒𝐮𝐢𝐜𝐢𝐝𝐞𝐫𝐬Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz