1. Noemi O'Kelly

2.3K 99 51
                                    

— No weź! Przecież nie może być, aż tak źle.

— Źle?! — pisnęłam do telefonu. Zrobiłam to głośniej, niż wypadało. Na szczęście lub - jak się miało później okazać - nieszczęście lotnisko było opustoszałe. Nikt i tak mnie nie usłyszał. — Jest tragicznie, a nie źle!

Dotarł do mnie dźwięczny śmiech. Misty była dla mnie jak siostra, co nie zmieniało faktu, że w tamtym momencie miałam ochotę ją zamordować. W ramach zemsty powinnam obciąć jej długie, brązowe włosy. Na pewno nie przeszłaby obok tego obojętnie.

— Spójrz na to z innej perspektywy, dobrze?

Jęknęłam przeciągle. Nie potrzebowałam wyświechtanych, pseudo pocieszających tekstów. Nie teraz. Nie na drugim końcu świata.

Moje oczy mimowolnie wykonały kolejną rundę po otoczeniu. Lotnisko w Winter City* to maleńkie, ponure coś przypominające hangar. Stare ławki z poplamionymi siedziskami odstraszyły mnie tuż po wylądowaniu. Kiedy chciałam usiąść i w spokoju napić się wody, okazało się, że żadna z nich nie zaznała dobra płynącego ze ścierki i detergentu. Ściany z odrapaną farbą wyglądały jak te z filmów o starych, opętanych  szpitalach psychiatrycznych. Brakowało jedynie rozbryzgów krwi.

Na hali przylotów i odlotów na próżno było szukać elektronicznych ekranów z rozkładem lotów. Współczesność - magiczne stworzenie, którego w Winter City nie poznali. W innych okolicznościach uznałabym to za zabawne, ale skoro rzeczywistość wyglądała tak, a nie inaczej czułam jedynie obrzydzenie.

Poprawiłam torbę na ramieniu, jednocześnie przyśpieszając kroku. Musiałam się stąd wydostać. Chciałam wrócić do dwudziestego pierwszego wieku, do ludzi i życia.

Tupot moich szpilek od Christiana Louboutina roznosił się po ogromnym pomieszczeniu razem z cykaniem staroświeckiego zegara. Spojrzałam na jego pożółknięta tarczę, dyndającą nad sufitem. Dwudziesta druga dwadzieścia sześć. Przez niesprzyjające warunki atmosferyczne lot opóźnił się o dwie godziny. Byłam zmęczona do granic możliwości. Potrzebowałam gorącej kąpieli, lampki dobrego szampana i snu. Naprawdę bardzo dużo snu i - dlaczego miałabym sobie tego odmówić? - równie dużo alkoholu z bąbelkami.

— Zrobię to, jeśli odstawisz Pinteresta.

Pinteresta, Instagrama, TikToka, Facebooka, Twittera, Snapchata i wszystko inne, od czego jesteś uzależniona — dodałam w myślach.

— Nie bądź chamska Noemi! Chcę ci tylko pomóc.

Kolejne westchnienie pełne nieokreślonych uczuć. Ponownie z mojej strony.

— Wiem Misty — włożyłam w te słowa skruchę zmieszaną z poirytowaniem. — Nie chcę się na tobie wyżywać, ale nie mam pojęcia jak sobie z tym wszystkim poradzić.

— Bo źle na to patrzysz!

— Wylądowałam na drugim końcu świata — mówiłam spokojnie i starałam się wyhamować bulgoczące we mnie emocje. — Moje walizki zaginęły, więc straciłam wszystkie ubrania. Na dodatek Knut, który już dawno powinien na mnie czekać, zapomniał o moim istnieniu!

Przeszły mnie ciarki na samo wspomnienie rozmowy z Knutem. Zadzwoniłam do niego zaraz po lądowaniu i usłyszałam: „Przepraszam Noemii, zapomniałem". Nie widzieliśmy się dwa lata, a on tak po prostu zapomniał. Jak to świadczyło o naszych relacjach?

— Na to nie da się patrzeć inaczej — dodałam.

— Właśnie, że się da. Powinnaś przekuć to w...

— W coś dobrego — przerwałam jej. — Wiem Misty. Powtarzasz się.

Wymaszerowałam na zewnątrz, zostawiając za sobą wszystkie problemy związane z lotem. Gorzej już być nie może — pomyślałam. Pewnie udałoby mi się w to uwierzyć gdyby nie uderzyło we mnie zimne, wieczorne powietrze. Nie dość, że na dworze było ciemno, to,  jeszcze padał śnieg, wiał wiatr i... To była masakra. Jedna wielka, popieprzona masakra.

Cynamon i wanilia [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz