|07|

208 21 1
                                    

|Max|

Kiedy się przebudzam słyszę,że mała Lindy nie śpi. Uderza zabawką o kant łóżka. Zapalam światło. Dopiero po chwili się orientuję,że dziewczynka ma bardzo różowe policzki. Dotykam jej czoła i jest ciepłe. 

- Lindy i co my mamy z tobą zrobić? - naprawdę nie mam pojęcia co zrobić. Trzeba zbić gorączkę,tylko jak? Postanawiam obudzić Beth. 

- Co jest?- gwałtownie podnosi się z łóżka. 

- Lindy ma chyba gorączkę. 

- Okej. Już..już idę. - powoli wstaje. 

- Max. Ona ma drgawki,do cholery. - oznajmia,gdy na nią spoglądamy. 

- Przecież jest przykryta. 

- No,ale co powinniśmy zrobić?- zaczyna panikować. Bierze małą na ręce i lekko kołysze się na boki. 

- Jedźmy do szpitala. 

- Co? Ale nie jesteśmy rodzicami ani nikim z rodziny. - Lindy zaczyna płakać. 

- Zawsze możemy być. - mówię i zaczynam się przebierać.- Ubierz ją.  

- Nie jestem za szpitalem,Max.

- A masz lepszy pomysł? My sami nic nie zdziałamy. Musimy. - nic nie mówi.Zakłada sweter dziecku. 

Dzięki taksówkarzowi szybko udaję nam się dotrzeć do szpitala. 

- W czym mogę pomóc?

- Potrzebujemy zbadania dziecka. I to szybko.Ma drgawki oraz wysoką gorączkę. 

- Dobrze. Proszę za mną. - wstaję ze swojego miejsca,prowadząc nas do jakieś sali. Od razu podchodzi do nas pielęgniarka. 

- Proszę mi ją dać. - odbiera Lindy z rąk,Bethany. 

- Czy państwo są z rodziny? - to ta sama lekarka,co z rejestracji. O ile w ogóle,to jest lekarka.  

- Znaczy...

- My opiekowaliśmy się nią. Moja bliska koleżanka musiała pilnie wyjechać do Seattle w sprawie pracy. - wymyślam szybko,zanim odezwie się dziewczyna obok mnie. Posyłam jej ostrzegawcze spojrzenie. Aby zrozumiał,iż ma kłamać. 

- W takim razie muszą państwo powiadomić matkę dziecka. I to,jak najszybciej. 

- Próbowaliśmy,ale nie odbierała. - tym razem to ona wymyśla kolejny kicz. 

- To proszę dzwonić do skutku,a teraz wyjdźcie. - kobieta odprowadza nas do drzwi. - Jeśli matka się nie pojawi powiadomcie kogokolwiek z rodziny dziecka. - szklane drzwi zamykają się przed nami. 

-  I co? 

- Powinniśmy ją znaleźć.

- Niby jak?

- Albooo...- w tym samym momencie do głowy przychodzi mi plan. 

- Co znów wymyśliłeś? 

- Chodź. - przenosimy się do miejsca,gdzie jest mniej ludzi. Nie chcę,żeby ktoś to słyszał.- Ta twoja przyjaciółka Malia..ona może nią być. 

- Czyli,że co? Ona ma udawać matkę Lindy?! - kładę palec na jej ustach. - Ty jesteś chory - o dziwo ścisza swój  ton. - Takie rzeczy udają się tylko w filmach,Max. Nie możemy tego zrobić.Poza tym do tego potrzebne są jakieś doku...- zauważa moją drwiącą minę - Znaczy,a co jak się nie uda? 

- Oj, skarbie jest ryzyko jest zabawa ,nie sądzisz? - po mojej odpowiedzi spodziewam się jej tekstu ,który i tak mnie nie urazi,a następnie teatralnego wyjścia. Ona jednak szeroko się uśmiecha.

- Okej. Wchodzę w to. - wyciąga telefon. Zapewne,wybiera numer do Malii. What?! Cholercia. Jeszcze bardziej zaczyna mi się podobać. 

- Przepraszam,że cię budzę,ale jesteś mi pilnie potrzebna. 

Rozdział jest krotki,ale dziś wieczorem albo już jutro dodam kolejny x

Ding Dong! ||L.TomlinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz