|Max|
Kiedy się przebudzam słyszę,że mała Lindy nie śpi. Uderza zabawką o kant łóżka. Zapalam światło. Dopiero po chwili się orientuję,że dziewczynka ma bardzo różowe policzki. Dotykam jej czoła i jest ciepłe.
- Lindy i co my mamy z tobą zrobić? - naprawdę nie mam pojęcia co zrobić. Trzeba zbić gorączkę,tylko jak? Postanawiam obudzić Beth.
- Co jest?- gwałtownie podnosi się z łóżka.
- Lindy ma chyba gorączkę.
- Okej. Już..już idę. - powoli wstaje.
- Max. Ona ma drgawki,do cholery. - oznajmia,gdy na nią spoglądamy.
- Przecież jest przykryta.
- No,ale co powinniśmy zrobić?- zaczyna panikować. Bierze małą na ręce i lekko kołysze się na boki.
- Jedźmy do szpitala.
- Co? Ale nie jesteśmy rodzicami ani nikim z rodziny. - Lindy zaczyna płakać.
- Zawsze możemy być. - mówię i zaczynam się przebierać.- Ubierz ją.
- Nie jestem za szpitalem,Max.
- A masz lepszy pomysł? My sami nic nie zdziałamy. Musimy. - nic nie mówi.Zakłada sweter dziecku.
Dzięki taksówkarzowi szybko udaję nam się dotrzeć do szpitala.
- W czym mogę pomóc?
- Potrzebujemy zbadania dziecka. I to szybko.Ma drgawki oraz wysoką gorączkę.
- Dobrze. Proszę za mną. - wstaję ze swojego miejsca,prowadząc nas do jakieś sali. Od razu podchodzi do nas pielęgniarka.
- Proszę mi ją dać. - odbiera Lindy z rąk,Bethany.
- Czy państwo są z rodziny? - to ta sama lekarka,co z rejestracji. O ile w ogóle,to jest lekarka.
- Znaczy...
- My opiekowaliśmy się nią. Moja bliska koleżanka musiała pilnie wyjechać do Seattle w sprawie pracy. - wymyślam szybko,zanim odezwie się dziewczyna obok mnie. Posyłam jej ostrzegawcze spojrzenie. Aby zrozumiał,iż ma kłamać.
- W takim razie muszą państwo powiadomić matkę dziecka. I to,jak najszybciej.
- Próbowaliśmy,ale nie odbierała. - tym razem to ona wymyśla kolejny kicz.
- To proszę dzwonić do skutku,a teraz wyjdźcie. - kobieta odprowadza nas do drzwi. - Jeśli matka się nie pojawi powiadomcie kogokolwiek z rodziny dziecka. - szklane drzwi zamykają się przed nami.
- I co?
- Powinniśmy ją znaleźć.
- Niby jak?
- Albooo...- w tym samym momencie do głowy przychodzi mi plan.
- Co znów wymyśliłeś?
- Chodź. - przenosimy się do miejsca,gdzie jest mniej ludzi. Nie chcę,żeby ktoś to słyszał.- Ta twoja przyjaciółka Malia..ona może nią być.
- Czyli,że co? Ona ma udawać matkę Lindy?! - kładę palec na jej ustach. - Ty jesteś chory - o dziwo ścisza swój ton. - Takie rzeczy udają się tylko w filmach,Max. Nie możemy tego zrobić.Poza tym do tego potrzebne są jakieś doku...- zauważa moją drwiącą minę - Znaczy,a co jak się nie uda?
- Oj, skarbie jest ryzyko jest zabawa ,nie sądzisz? - po mojej odpowiedzi spodziewam się jej tekstu ,który i tak mnie nie urazi,a następnie teatralnego wyjścia. Ona jednak szeroko się uśmiecha.
- Okej. Wchodzę w to. - wyciąga telefon. Zapewne,wybiera numer do Malii. What?! Cholercia. Jeszcze bardziej zaczyna mi się podobać.
- Przepraszam,że cię budzę,ale jesteś mi pilnie potrzebna.
Rozdział jest krotki,ale dziś wieczorem albo już jutro dodam kolejny x
CZYTASZ
Ding Dong! ||L.Tomlinson
Dla nastolatkówMax i Bethany to bardzo zabiegani współlokatorzy . Mieszkają ze sobą od niecałych dwóch miesięcy i praktycznie mało co o sobie wiedzą. Nawet na to brakuje im czasu.Jednak niespodziewanie w ich mieszkaniu pojawia się gość, którego ktoś im podrzuca...