Od dawnych czasów pojęcie debilizmu było czymś normalnym i często spotykanym, a Froy o tym wiedział niemalże doskonale. Konieczność codziennego widywania się z tego typu ludźmi bywała dla niego bardzo wykańczająca, a niejednokrotnie przyprawiająca o ból głowy! Cóż za skandal i kpina! Wiadomym jest przecież, że czyn ten jest niedopuszczalny i powinien być w najlepszym wypadku karany śmiercią.
Niestety, Froy jak nikt inny wiedział też, że jego problemy nie są aż tak ważne, jakby chciał, aby były. Bądź co bądź był tylko synem swej matki, co już na starcie go dyskwalifikowało.
Ach, nie miał nawet cienia szansy jej dorównać, ale mimo wszystko ją podziwiał i wierzył, że będzie, chociaż w jednym procencie, taki jak ona. Niedoczekanie wiadome każdemu, lecz szarowłosy nie mógł o tym wiedzieć, tak samo, jak nie miał możliwości robić inaczej w obliczu swego ideału idealności. Po prostu musiał.
Od zawsze owa kobieta była dla niego cudem stworzenia i nawet jeśli chciał się jej przeciwstawić (był jeden smutny epizod w jego żywocie, gdzie dopuścił się tak okropnej rzeczy i do tej pory nie jest w stanie się po tym pozbierać i sobie wybaczyć) to zasady wpajane mu od najmłodszych lat nie pozwalały na więcej niż jeden taki epizod w ciągu trwania jego egzystencji.
Któregoś pięknego, deszczowego dnia lipca chłopaczyna siedział sobie spokojnie na ławeczce przed domem (wieża-siedziba zyskała takowe miano już we wczesnych latach jego młodości z wiadomych powodów) usytuowanej pod dachem (znajdowała się ona obok ulubionego fotela jego matki, więc musiała się pod zadaszeniem mieścić, żeby kobieta miała możliwość zasiadania w tym miejscu również w takie dni jak ten, tak, aby nie zniszczyć tak długo układanej fryzury) i rozmyślał o swym żywocie i o tym, co miało miejsce na przestrzeni tych czternastu lat jego egzystencji. Uwielbiał pogody takie jak tego dnia, a jakakolwiek próba przeszkodzenia mu w delektowaniu się chwilą sprawiała, że miał ochotę takiego osobnika utopić powietrzem.
Nikt nie chciałby jednak oglądać go w więzieniu, gdzie niewątpliwie trafiłby po popełnieniu tak okrutnej zbrodni, tak samo, jak on wolałby nie spoglądać na otaczający go świat zza krat i to w dodatku przez jedno okienko. Co jak co, ale na to nie byłby nigdy gotów. Okna były dla niego czymś więcej niż tylko zwykłym przedmiotem i konieczność przyzwyczajenia się do nowej rzeczywistości z ich tak małą ilością byłaby niewątpliwie jednym z bardziej traumatycznych momentów jego życia.
Kiedy tak siedział i myślał, a także po prostu patrzył na widok rozciągający się przed nim, naszła go nagła ochota na coś ciepłego do picia. Udał się więc do pomieszczenia zwanego kuchnią, aby znaleźć cokolwiek, co odpowiadałoby jego wymaganiom i natrafił wzrokiem na herbatkę, która w tym momencie była jego wybawieniem. Chwycił więc w swe dłonie pudełko, w którym przechowywane były te cuda o smaku maliny i wyjął jedną z saszetek. Odłożył delikatnie przedmiot z powrotem tam, gdzie był, a sam woreczek o jakże cudownym zapachu wrzucił do swego ulubionego, błękitnego kubeczka z bałwankiem, którego dostał od swego brata jakiś czas wcześniej.
Gdy czekał, aż woda w czajniku osiągnie właściwą temperaturę, przypomniał sobie kilka chwil, które spędził z Hikaru (jest to bowiem jedyny prawilny członek rodu Ichihoshi). Ach, nutka melancholii ukłuła jedną część duszy Froy'a i zostawiła na niej ślad wielkości ziarnka piasku na pustyni, na którą kiedyś udał się ze swoim przyjacielem i matką-idolką.
Pewnego dnia, gdy słońce dopiero poczęło budzić się ze snu do drzwi jego domostwa (bądź wieży, jak kto woli) zapukał niebieskowłosy chłopak. Ubrany w czarne spodnie i czarno-granatową bluzę, która pasowała do jego oczu, trzymał w dłoni drewniany kij sięgający mu do ramion, a obok niego stała walizka i plecak. Ktoś mógłby zapytać, po co mu ów kijaszek był, ale sam osobnik do końca tego nie wiedział. Po prostu stwierdził, że skoro wybierają się na jakże cudowną wyprawę, to musi go zabrać ze sobą. Ot, wewnętrzna potrzeba.
CZYTASZ
FROY WRÓĆ! Najwierniejszy debil świata
HumorFroy to osoba bardzo utalentowana. Nie ważne czego się dotknie - ̶z̶e̶p̶s̶u̶j̶e̶ zrobi cudownie. (Nie) da sobie w kaszę dmuchać! Froy to po prostu ̶i̶d̶i̶o̶t̶a̶ człowiek idealny, który przede wszystkim jest najlepszy. (Nie) bądźcie tacy jak Froy...