-Julia, czy mogłabyś wziąść moją zmianę na kasie? Muszę pójść do magazynu i zrobić bilans z ostatniego miesiąca- powiedziała moja przyjaciółka Gabriela podczas gdy ja układałam pomarańcze na jednej z półek. Obie od rozpoczęcia studiów w Nowym Jorku pracowałyśmy w jednym z popularniejszych sklepów w mieście. Pieniądze były dość dobre, a jak powszechnie wiadomo trudno znaleźć pracę w nowym miejscu. Dzieczyna patrzyła na mnie wyczekująco.
-Nie ma problemu- odparłam, wycierając ręce w fartuszek, który był częścią naszego uniformu. Nogą przesunęłam skrzynkę z cytrusami bliżej ściany i ówcześnie otrzymując dziękujący uśmiech, pobiegłam do kasy numer 21. Odpięłam tasiemkę od rurki tym samym informując, że kasa jest czynna. Nim zdąrzyłam usiąść na czerwonym i niewygodnym obrotowym krześle w kolejce ustawiło się dobre parenaście osób. Matka z dzieckiem, starsza pani, grupa nastolatków. Po kolei kasowałam wszystkie produkty. Towarzyszył temu charakterystyczny dźwięk, którego nienawidziłam. Nie wiedziałam do czego on jest potrzebny. Oprócz mojego, działały jeszcze tylko cztery punkty obsługi klienta, więc było bardzo tłoczno.
-I jeszcze paczkę czerwonych Marlboro- zachrypiał mężczyzna, kładąc na taśmie zgrzewkę piwa. Jego oczy były malutkie, a brode pokrywał lekki zarost. Brzuszek piwny wylewał się ze spodni, a szara koszulka polo nieudolnie próbowała go zakryć. Wstałam z siedzenia i odwracając się tyłem do klienta otworzyłam schowek z papierosami. Gdy z uśmiechem na ustach chciałam podać mu pudełeczko, zobaczyłam przed swoją twarzą rewolwer. Facet celował prosto między moje oczy, i cholera, przysięgam, że prawie zsikałam się w majtki. Z ust ludzi wyleciały piski i krzyki.
-Jeśli będziesz grzeczna nic ci nie zrobię, słońce... Otwórz kase i dawaj pieniądze!- warknął odbezpieczając broń.
Trzęsącymi palcami przekręciłam kluczyk w szufladce, a ta otworzyła się z niewiarygodną szybkością. Napastnik sięgnął nad ladą, by dostać się do banknotów. W tym czasie zdąrzyłam nacisnąć czerwony guzik znajdujący się pod kasą. Po całym sklepie rozległy się dźwięki alarmu.
-Ty mała suko!- krzyknął, ale za nim podniósł pistolet by uderzyć mnie nim w twarz, padł na ziemię.
Jego ciało wiło się w konwulsjach. Zaraz obok niego stał nowy ochroniarz. Miał jasnobrązowe włosy i niebieskie oczy, w których tańczyły iskierki. Ubrany był w błękitną koszule, która opinała jego mięśnie. Na nogi założył czarne spodnie i czarne, masywne buty. W jego dłoni spoczywał paralizator.
-Jestem Louis, a teraz dzwoń na policję!WOW PIERWSZY ROZDZIAŁ A JA JESTEM ZADOWOLONA. PROSZE KOMENTUJCIE I GWIAZDKUJCIE BO TO NAPRAWDE POMAGA <3