02.

317 20 2
                                    

Od okien odbijały się czerwono-niebieskie światła kogutów policyjnych. Mój niedoszły zabójca, zakuty w kajdanki prowadzony był przez dwóch komisarzy do samochodu. Z założonymi rękami stałam i obserwowałam całe zamieszanie. Tłum gapiów zebrał się niedaleko wejścia i uważnie śledził każdy ruch służb mundurowych. Ludziom nie przeszkadzał lekko padający deszcz czy nawet ciemne chmury zwiastujące pogorszenie pogody. Niektórzy robili zdjęcia komórkami, inni nagle znikali by po chwili pojawić z dodatkowymi dziesięcioma uczestnikami. Było to niezwykle denerwujące, tak samo jak przesłuchanie, które skończyło się piętnaście minut temu. Wysoki i chudy jak patyk policjant o mocno zakrzywionym nosie w kółko zadawał te same pytania.
-Przeszkadzam?- usłyszałam za sobą, na co momentalnie się obróciłam.
Louis opierał się o ścianę, wzrokiem lustrując moją sylwetkę.
-Raczej nie, zaraz wracam do pracy- wzruszyłam ramionami również się w niego wpatrując.
-Nie zdążyłem się przedstawić, Louis Tomlinson- formalnie wyciagnął rękę w moją stronę, a ja ochoczą ją chwyciłam.
-Julia Greene, miło pana poznać- zachichotałam.
Chłopk obdarzył mnie pięknym uśmiechem, na co się zaczerwieniłam.
-Myślę, panno Greene, że mysimy już wracać
nie prawdaż?
-W stu procentach się z panem zgadzam, panie Tomlinson- ruszyłam w kierunku drzwi do budynku, a Louis zaraz za mną.

Było już koło godziny dziesiątej wieczorem, gdy wracałam do domu. Mój piękny garbusek niedawno się zepsuł, więc byłam skazana na przemieszczanie się publicznymi środkami transportu. Spóźniona dobre dwie minuty biegłam na autobus, który miał dzisiaj odjeżdżać ostatni raz. Moje płuca paliły żywym ogniem i mówmy szczerze, moja kondycja była na bardzo niskim poziomie. Nogi mi się plątały, a włosy wpadały do ust i oczu. Podczas gdy miałam jeszcze sto metrów do przystanku, żółty autobus zajechał na swój przystanek. Ludzie pchali się i wbiegali przez ruchome drzwi. Zaczęłam krzyczeć, by ktoś przytrzymał je dla mnie, lecz niestety, zamknęły się z hukiem a autobus ruszył w towarzystwie szarych kłębów dymu z rury wydechowej. Oparłam dłonie na kolanach i nabierałam coraz większe hausty powietrza. Znacie to uczucie, które towarzyszy wam po bardzo szybkim biegu? Te okropne żyletki w waszym przełyku, powodujące ból po każdym przełknięciu śliny. Tak kończą ludzie, którzy wolą siedzieć przed telewizorem niż iść na siłownię. Tym kimś jestem ja. Podniosłam głowę do góry i zdecydowałam, że pozostało mi wracać na piechotę. Neonowe światła i bilbordy oswietlały drogę i chodnik. Kolorowe plamy sączącej się jasności zalewały przechodniów i pojazdy. Powolnym krokiem ruszyłam przed siebie nie zważając na nic dookoła. Nagle ogólny gwar przeciął ostry jak brzytwa ryk motoru. Popatrzyłam w tamtym kierunku. Srebrne BMW 1000 RR niemalże leciało nad asfaltem od ogromnej szybkości. Kierowca ubrany był w kombinezon, a na głowę miał założony jasno niebieski kask. Nieźle się zdziwiłam, kiedy dwukołowiec zatrzymał się obok mnie. Nie wyłączając silnika mężczyzna oparł nogi po obu stronach swojego pojazdu i zdjął kask.
-Louis?- spytałam, nie wierząc własnym oczom.
-Jest juz dość późno. Może cię podwieźć? Mam zapasowy kask w plecaku- wskazał dłonią na swoje plecy.
-Nie chciałabym robić kłopotu...- moją wypowiedź przerwał klakson.
Tomlinson obrócił głowę i ruchem ręki pokazał kierowcy taksówki, żeby jechał dalej.
-Żadnego kłopotu nie będzie. Sama przyjemność- odparł, uśmiechając się lekko.
-Niech będzie- przytaknęłam, siadając za nim.

Staliśmy pod moim blokiem. Latarnie migały. Liście na drzewach lekko falowały od budzącego się do życia wiatru. W niektórych oknach paliło się jeszcze światło. Lokatorzy oglądali telewizję, układali dzieci do snu lub robili coś bardziej ciekawego.
-Wejdziesz?- zaczęłam, zakładając kosmyk włosów za ucho.
-Jest późno, może innym razem. Obiecuje.
-Więc... do jutra- uśmiechnęłam się.
-Do jutra- chłopak delikatnie pocałował mój policzek po czym odszedł.

KOLEJNY ROZDZIAŁ. PRZEPRASZAM ZA ZWŁOKĘ I JAKIEKOLWIEK BŁĘDY :(

OchroniarzOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz