Czy ja obiecałam, że nie będę tu mącić?
Chyba kłamałam.
Ale beza musi być dobrze ubita, prawda?
Zatem, oto rozwinięcie jednego z epilogów „Fundamentów Postrzegania". Enjoy!~AutorŻyczliwy
---
- Ja pierdole, Grzechu, ty to kurwa jesteś rzeczywiście dowódca oddziału specjalnej troski.
Erwin spojrzał na swój zegarek, by zauważyć, że jest już dawno po 4 po południu. Obudził się około jedenastej, ale nie był teraz w stanie powiedzieć, co robił przez ostatnie godziny. Z całą pewnością nie usiadł, nie zjadł śniadania i nie umył zębów. Ledwo udało mu się w tym całym chaosie wyrwać chwilę na skorzystanie z toalety. Jednak, gdyby ktoś chciał powiedzieć, że wygląda jak siedem nieszczęść, oznaczałoby to, że nie widział Gregorego.
---
Pobudka o tak nieboskiej godzinie nie była łatwa, szczególnie, jeśli zasnęło się wraz ze świtem. Ciężko było żyć o tej porze roku, zmrok zapadał zbyt wcześnie, a dzień był stanowczo za krótki. Przynajmniej nie musiał żyć jako korposzczur, który znika w swojej małej szklanej norze, z cichą muzyczką grającą w tle, na osiem godzin, a słońce widzi tylko na plakatach. Straszny pech, zaczynać pracę w momencie, gdy dopiero robi się jasno, a kończyć ją wraz z zachodem. Szczególnie, gdy nie ma się okna w biurze. Ale jest jak jest, mogli zostać kryminalistami i zarobić dobre pieniądze w inny sposób.
Z drugiej strony, mieli znacznie więcej czasu, by obrabiać domy. Erwin czasem zatrzymywał się na poboczu drogi, spoglądał w zachmurzone niebo i zaczynał zastanawiać się, czemu właściwie nie mogliby kupić wiertarki w sklepie z narzędziami. Ale też, czy systemy bezpieczeństwa w bankach zawsze są odblokowywane układanką z kolorowych kształtów? No właśnie. Widocznie tak miały być. W zasadzie, czemu nigdy nie zmusili tej pracującej w Fleece kobiety, żeby otworzyła im sejf? Na pewno miała klucze i kod, przecież skądś brała pieniądze dla klientów.
Czy naprawdę zastanawiał się nad sensem swojego życia? Może bardziej, nad sensem czynności, z których się ono składało? Nie był wierzący, niekoniecznie. Może i przyjął rolę pastora jako przykrywkę, sposób prania brudnych pieniędzy, ale nie wierzył w życie wiecznie i nadnaturalne istoty, duszę. Mimo to, bywały chwile, gdy czuł się trochę jak postać w simsach, zabawka w rękach skrajnego sadysty, eksperyment czy postać z filmu, który reżyseruje ktoś inny. Jeśli nadal nikt nie zabrał mu drabinki z basenu, powinien się cieszyć?
Właśnie. Należał do organizacji, którą media nazywają jedną z największych mafii świata. Czemu nadal nie wykorzystywał argumentów „taca" i „anonimowe datki" do prania brudnej gotówki?
Irytujący dźwięk dobijania się do jego telefonu nie przypominał słodyczy syropu klonowego wylanego na gofry z lodami podane razem z dyniowym latte prosto do łóżka przez blondwłosą dziewczynę. Niebieskowłosą? Różowowłosą? Czy nie przefarbowała się na coś kasztanowego? Już nie pamiętał, zaczynała zmieniać kolor włosów razem ze skarpetkami, zupełnie jak Capela.
Dźwięk dzwonka znowu rozbrzmiał. Ktokolwiek się do niego dobijał, był wyjątkowo wytrwały i uparty. Nienawidził go już. Czy nie zasłużył na chwilę wypoczynku i spokoju? Zawsze ktoś musi czegoś od niego chcieć? Powinien mieć ich wszystkich w głębokim poważaniu, wyjąć kartę i wrócić do snu. Wyciągnął się i wziął do ręki telefon leżący na szafce nocnej.
- Halo, pastor Erwin Knuckles z tej strony, jeśli chcesz zapytać czy mam klucz do cysterny, to ci przypierdolę, słucham.
- Słuchaj, Erwin. Z tej strony Dante Capela. Montanha jest w szpitalu.

CZYTASZ
Zefiry || Morwin
FanfictionZefirki, owocowe pianki biorące swoją nazwę od ciepłego i delikatnego wiatru zachodniego, słyną ze swojej słodyczy, lekkości i puszystości. Są wszystkim tym, czym Morwin nigdy nie będzie. Oto zbiór drobnych historii, które nie pasują do moich dłużs...