X; piąta nad ranem

1.4K 210 6
                                    

Luke od rana czuł okropny ucisk w żołądku, który nasilał się z każdą myślą o Ashtonie. W szkole nie był w stanie skupić się nawet na swojej ulubionej lekcji. Co przerwę kupował kolejne kubki z kawą, aby poprawić choć odrobinę swój podły nastrój, ale po czwartym zauważył, że napój wzmaga w nim mdłości.

Tak jak przeczuwał, działo się coś niedobrego. Ashton nie odbierał od niego żadnego telefonu, ani nie odpisywał na esemesy. Przez całą noc nie zawitał nawet u progu domu Luke'a, gdzie przysnął zeszłej doby na jego kolanach podczas trwania filmu.

Kiedy niebieski zegarek na nadgarstku Luke'a wskazał piątą nad ranem, chłopak nie mógł już usiedzieć w miejscu. W pośpiechu zamienił dresy na czarne rurki. Nieuczesane włosy przykrył szarą beanie i najszybciej jak potrafił wymknął się przez okno. Truchtem przebył całą odległość ogródka oraz ulicę. Nie spostrzegł się, gdy jego nogi przyspieszyły, a stopy coraz energiczniej uderzały o podłoże. Miał ochotę krzyczeć z całych sił, chociaż stężenie dwutlenku węgla w jego krwi z każdą minutą stawało się gęstsze. Dlatego postanowił pozostać w milczeniu, pozwalając łzą spływać po jego policzkach.

Kiedy poczuł jak jego płuca zaczynają płonąć, przystanął. Podparł dłonie na kolanach i spuścił głowę ku dołowi. Przez cały dzień próbował wyprzeć z umysłu jedną uporczywą myśl, jednakże teraz był jej pewien. Zakochał się w Ashtonie.

Jasne światło wylało się na sylwetkę Luke'a i przeciągły, ostry dźwięk wypełnił ulicę. Hemmings w ostatniej chwili odskoczył na chodnik, unikając bliskiego spotkania z samochodem.

Oddychał ciężko. Był w wyraźnym szoku, a jego ciało zamarło po niespodziewanym zastrzyku adrenaliny.

Otrząsnął się jednak, gdy jego telefon zaczął wibrować pod wpływem czyjejś próby skontaktowania się z nim.

Drżącymi rękami wyjął urządzenie i przyłożył do ucha.

- Gdzie jesteś, Luke'y?- usłyszał zachrypnięty głos Ashtona i stłumiony chichot.

- Gdzie jestem? Gdzie ja jestem?!- zdenerwował się Hemmings- To ty się nie odzywasz! Wydzwaniam do ciebie od pięciu godzin!- zaczął szlochać, przykładając rękę do ust.

- Spooootkajmy się- starszy zaczął śpiewać i krzyczeć do kogoś obok niego- Tam gdzie zawsze, kochanie.

Luke nacisnął czerwoną słuchawkę i pędem ruszył w stronę ulicy, na której pan Young stał ze swoim wozem.

Podczas całej drogi obijało mu się jedno słowo w głowie- kochanie. To ono sprawiło, że blondyn mógł się już uśmiechnąć i nie czuł takiego zdenerwowania wobec Ashtona.

Kiedy przybył na miejsce, Irwin już tam był. Stał pod witryną jednego ze sklepów, prawdopodobnie tego przy którym miało miejsce ich pierwsze spotkanie.

Luke z uśmiechem na ustach podbiegł do niego. Chciał przytulić przyjaciela, ale Ashton mu na to nie pozwolił. Złapał Hemmingsa za ramiona i przyparł go do zimnej szyby.

- Ash- wyszeptał przerażony Luke- Wszystko do...

Ashton przecisnął swoje ciepłe wargi do ust Luke' a. Przez moment młodszy nie zareagował na ten gest, jednak po chwili oddał pocałunek. Coś niesamowitego zaczęło dziać się w każdej cząstce jego ciała. Czuł się jak ktoś inny, lepsza osoba, która dopiero podczas pocałunku z Ashtonem mogła zaczerpnąć prawdziwego powietrza. Luke dusił w sobie przez bardzo długi czas świadomość kim jest, lecz teraz Irwin pomógł mu się wyzwolić.

Luke wstrzymał oddech, znajdując wspólny rytm z wargami Ashtona. Nie zwrócił uwagi kiedy powieki same zsunęły się w dół, aby trwające uczucie mogło nim bardziej owładnąć. Czuł się niesamowicie, a to właśnie potwierdzało jego przekonanie, że naprawdę kocha tego zabawnego chłopca z orzechowymi oczami.

Odsunęli się od siebie, gdy poczuli że braknie im powietrza. I właśnie wtedy Luke wyczuł ten dziwny, intensywny zapach, którego nienawidził.

- Jesteś pijany!- odepchnął z całej siły Ashtona, który zatoczył się odrobinę do tyłu.

Łzy zaczęły spływać mu po policzkach kolejny raz w tej godzinie. Zrozumiał, że Ashton wcale nie chciał go pocałować. Po prostu nie myślał racjonalnie, kiedy w jego żyłach krążył alkohol.

- Nieprawda- pokręcił głową starszy, próbując stłumić śmiech- Dobrze całujesz.

- Idź do diabła, Irwin- Luke nie dał zbić się z pantałyku, chociaż wciąż doskonale czuł na sobie usta Ashtona- A najlepiej daj mi spokój.

Hemmings obrzucił Irwina ostatnim spojrzeniem przepełnionym bólem. Nie mógł winić przyjaciela za to, że nie oddał mu całego swojego serca i nie darzył go tak silnym uczuciem jakiego pragnął. Jednak najbardziej bolało go to, że Ashton nawet nie przejął się jego słowami. Nie zareagował i po prostu dał mu odejść.

Nie jestem pewna, czy ostatni rozdział pojawi się w przyszłym tygodniu, ponieważ wyjeżdżam na wymianę, ale zrobię wszystko, aby napisać i złapać internet :D 

Miłego weekendu xx

insomnia ♢ lashton | do poprawyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz