· eleven ·

435 30 1
                                    

ᴀɴᴅ ᴡʜᴇɴ ᴛʜᴇ ʟɪɢʜᴛs sᴛᴀʀᴛ ғʟᴀsʜɪɴɢ ʟɪᴋᴇ ᴀ ᴘʜᴏᴛᴏ ʙᴏᴏᴛʜᴀɴᴅ ᴛʜᴇ sᴛᴀʀs ᴇxᴘʟᴏᴅɪɴɢ, ᴡᴇ'ʟʟ ʙᴇ ғɪʀᴇᴘʀᴏᴏғᴍʏ ʏᴏᴜᴛʜ, ᴍʏ ʏᴏᴜᴛʜ ɪs ʏᴏᴜʀsᴛʀɪᴘᴘɪɴ' ᴏɴ sᴋɪᴇs, sɪᴘᴘɪɴ' ᴡᴀᴛᴇʀғᴀʟʟs· • · • · • · • · • · • ·

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

ᴀɴᴅ ᴡʜᴇɴ ᴛʜᴇ ʟɪɢʜᴛs sᴛᴀʀᴛ ғʟᴀsʜɪɴɢ ʟɪᴋᴇ ᴀ ᴘʜᴏᴛᴏ ʙᴏᴏᴛʜ
ᴀɴᴅ ᴛʜᴇ sᴛᴀʀs ᴇxᴘʟᴏᴅɪɴɢ, ᴡᴇ'ʟʟ ʙᴇ ғɪʀᴇᴘʀᴏᴏғ
ᴍʏ ʏᴏᴜᴛʜ, ᴍʏ ʏᴏᴜᴛʜ ɪs ʏᴏᴜʀs
ᴛʀɪᴘᴘɪɴ' ᴏɴ sᴋɪᴇs, sɪᴘᴘɪɴ' ᴡᴀᴛᴇʀғᴀʟʟs
· • · • · • · • · • · • ·

Facet wbił do mnie z kopa. Dosłownie.

Specjalnie ruszyłem wcześniej swój tyłek z kanapy, żeby mu otworzyć drzwi, co wykorzystał. Wszedł z głośnym "Siemanko!" i ledwo trzymającą się w pionie stertą zakupów w rękach. Chwiejnym krokiem skierował się w stronę blatu kuchennego, żeby pozostawić wszystkie te graty. Buty oczywiście zdjął, z przerażającą wręcz energią wykopując je gdzieś w kąt.

Nie wiem, czemu tak bardzo mnie to zdziwiło, ale Jimin zachowywał się po prostu tak, jakby był w moim mieszkaniu stałym bywalcem. Włączył czajnik, przeszukał szafki w mojej kuchni i przygotował herbatę owocową. Najwyraźniej czuł się tu bardziej jak w domu, niż ja kiedykolwiek się czułem w tym wynajmowanym mieszkanku.

Wracając, z początku nie miałem pojęcia, czemu kręci się po całej kuchni połączonej ze sporym salonem i wygląda, jakby czegoś szukał, ale potem nagle mnie natchnęło.

- Holly śpi w łazience na pralce - poinformowałem go.

- Oki, oki, dzięki!

Pobiegł we wskazanym kierunku, a po chwili wrócił cały w skowronkach z moim (trochę mniej szczęśliwym) psem na rękach. Biedny maluch został brutalnie obudzony dla uciechy jakiegoś prawie mi nieznanego typa. Ale za to przystojnego...

W sensie, ekhem... o wpasowującym się w klasyczny kanon piękna wyglądzie, wysportowanej sylwetce oraz całkiem obiektywnie zadbanych włosach. Dokładnie tak.

W każdym razie, Jimin - kiedy tylko udało mu się ubłagać psa, żeby poczekał na niego na kanapie - podał mi kubek z herbatą, a drugi wziął dla sobie i usadowił się koło mnie z ogromną ilością niezdrowych przekąsek.

- Wpiszesz hasło? - poprosił, wystawiając w moją stronę mój laptop (którego swoją drogą nie pozwalałem mu dotykać).

- Zaraz, zaraz, zaraz. Na co ci mój laptop? - Zamachałem rękami.

- Jak to po co? Żeby obejrzeć film! To jak? Wpisujesz to hasło czy mam ci się włamać na konto?

- Jak niby włamać? - Uruchomiłem mu urządzenie. - Umiesz robić takie rzeczy?

- Nie, kłamałem. Ale dzięki za hasło.

Przewróciłem ostentacyjnie oczami, ale w środku nawet nie byłem zły. W końcu jak można być złym na kogoś, kto ma taki cudowny uśmiech? Ostatecznie też lekko się uśmiechnąłem.

- Co oglądamy?

- Jeszcze nie wiem. - Zastanowił się. - Ale na bóle fizyczne i egzystencjalne najlepsze są filmy animowane dla dzieci z przedziału od trzech do pięciu lat. Może ty masz jakiś pomysł?

- Daj zerknąć. - Spojrzałem mu przez ramię, żeby zobaczyć, co przegląda. - Może "Trolle"?

- Eee...

- Czemu nie? Za dużo brokatu?

- Raczej za dużo razy już to oglądałem... - mruknął, przez co nie mogłem pohamować chichotu. - Ej, nie śmiej się!

- Dobra, sorry. To może "Rodzeństwo Willoughby"?

- Nie znam, więc może być.

~

Oglądaliśmy wspólnie film. Jimin przekonał mnie, żebym zjadł pełno chrupek i żelków, bo twierdził, że to "uśmierzy mój ból". Szczerze w to wątpiłem, dopóki nie zauważyłem, że od przedawkowania cukru zaczynam skupiać się bardziej na filmie i rozmowie z Jiminem niż na uszkodzonej kostce.

No właśnie, rozmowie z Jiminem. Półtorej godziny cały czas żywo komentowaliśmy film, opowiadaliśmy sobie głupoty i śmialiśmy się z nieśmiesznych żartów. Czułem, że ten chłopak w przetartych dżinsach, z okruszkami chrupek na twarzy i moim psem na kolanach to osoba, z którą mógłbym w ten sposób spędzić dosłownie resztę życia. To było wspaniałe uczucie: widzieć, jak pomiędzy nami tworzy się nić porozumienia, jak coraz lepiej się dogadujemy. Po prostu nadawaliśmy na tych samych falach.

I wtedy uświadomiłem sobie pewną ważną rzecz: moje testy były niepełne. Tak samo zresztą, jak wszystkie inne, opracowane przez innych ludzi. Zawierały one jeden podstawowy błąd - mimo moich usilnych starań wciąż były po prostu zbyt formalne i z odpowiedzi nie dało się wyciągnąć całej prawdy.

Co prawda przed przyjściem Jimina też ogólnie wiedziałem, jaki jest. Testy sporo mi dały, ale tak samo dużo dał mi po prostu jego sposób pisania wiadomości. A teraz, spotykając się z nim twarzą w twarz, zrozumiałem, że tamte pytania nie były wystarczające.

Wiedziałem już, co powinienem uwzględnić. Chwilowo jednak wolałem skupić się na rozmowie z Jiminem i na filmie, którego fabuła zmierzała ku końcowi. Chłopak cały czas szeroko się uśmiechał, jego oczy były lekko zwężone, a policzki zaróżowione od nadmiaru glukozy. Wymachiwał rękami, żywo gestykulując i coś mi tłumacząc, ale za cholerę nie wiedziałem, co. Chyba powinienem uważniej słuchać, ale chwilowo wystarczało mi wygodne półleżenie na kanapie i wsłuchiwanie się w jego głos.

Trochę później, bo około północy, powieki zaczęły mi ciążyć. Nie mogłem powstrzymać się od ziewania, co Jimin szybko zauważył.

- Chyba powinniśmy już iść spać. - Spojrzał na zegarek zapięty na jego nadgarstku.

- My? - Tak, jak wspominałem, nie do końca już kontaktowałem ze zmęczenia.

- No, my. Ty idziesz spać, bo jesteś zmęczony, a ja tu zostaję na noc, ponieważ w tych godzinach komunikacja miejska niby jeździ, ale w sumie to nie.

- Dobra... - mruknąłem sennie.

Jimin pomógł mi wstać i przejść o kulach do pokoju, gdzie od razu walnąłem się na łóżko i zacząłem przysypiać. On stwierdził, że idzie na kanapę w salonie i rzucił ciche "dobranoc". Czułem jeszcze, że poprawia mi lekko kołdrę, którą byłem przykryty.

Project || m.yg. x p.jm ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz