· thirty ·

309 24 11
                                    

ʙᴇᴄᴀᴜsᴇ ᴏғ ʏᴏᴜ

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


ʙᴇᴄᴀᴜsᴇ ᴏғ ʏᴏᴜ

ᴀ ɴᴇᴡ ᴡᴏʀʟᴅ ᴏᴘᴇɴs
ɪ’ᴍ ʜᴀᴘᴘʏ ᴡɪᴛʜ ʏᴏᴜ
· • · • · • · • · • · • ·

Na drzewach już dawno pojawiły się drobne kwiaty w odcieniach bieli i pąsowego różu, a słońce gościło na niebie częściej i dłużej. Wiosna rozkwitała dosłownie wszędzie i choć zazwyczaj nie mogłem jej podziwiać, kiedy po ciemku wracałem do domu z wykładów, to dzisiaj miało być zupełnie inaczej: odwołali ostatnie konwersatoria!

Byłem więc w mieszkaniu już o godzinie szesnastej z kawałkiem, a na zewnątrz wciąż było jasno. Z jakąś niezwykłą radością w sercu przywitałem się z psem i poszedłem do salonu połączonego z kuchnią, żeby na stole i na blacie ustawić w wazonach kolorowe kwiaty. Otworzyłem na oścież okna, żeby wpuścić trochę powietrza, które tym razem wyjątkowo nie śmierdziało spalinami.

Przebrałem się w jasne dżinsy i białą koszulkę z nadrukiem morza. Kupiłem ją niedawno, właściwie nie wiedząc, po co to robię. Dziwnie się czułem, nosząc coś tak kolorowego publicznie, więc zazwyczaj nie wychodziłem w niej na zewnątrz. W trakcie parzenia sobie herbaty zadzwoniłem do Jimina, który też kończył wcześniej, z propozycją spotkania.

Zgodził się od razu.

Stwierdził, że będzie za dwadzieścia minut, zatem miałem chwilkę, żeby sobie wszystko poukładać w głowie. Planowałem mu powiedzieć o swoich uczuciach. Jeśli on czuje to samo, to świetnie. A jeśli nie, to zrobię wszystko, żeby w naszej relacji nic się nie zmieniło. Za bardzo go kochałem, żeby choćby pomyśleć o możliwości stracenia go. Po prostu nie. Musi istnieć jakieś inne wyjście.

Wyciągnąłem z jednej z szuflad w szafce w sypialni małe pudełeczko. Czarne i matowe, wielkości może zaciśniętej pięści, ale prawie płaskie. Już od dawna czekało na odpowiednią okazję - od początku grudnia.

Ściskałem je w dłoni tak długo, aż usłyszałem dzwonek do drzwi. Będę musiał w końcu Jiminowi dorobić klucze, bo bywa u mnie chyba częściej niż we własnym mieszkaniu. Zostawił już tu sobie nawet szczoteczkę do zębów i ulubiony żel pod prysznic, a jedną półkę w szafie zapełnił swoimi ubraniami. I nie zrozumcie mnie źle, nie miałem nic przeciwko. Przynajmniej przestał kraść moje bluzy.

Poszedłem otworzyć, a w progu przywitał mnie mój obiekt westchnień, również ubrany w jasne dżinsy i białą koszulkę. On jednak miał zdecydowanie mniej energii niż ja, a w każdym razie mogłem to wywnioskować z niedokładnie zakrytych cieni pod oczami i trochę bardziej ociężałych niż zwykle ruchów. Holly zaczął do niego skakać, ale on najpierw przywitał się ze mną krótkim przytuleniem. A kiedy schylał się, żeby podrapać mojego psa za uszkami, ja wciąż czułem na ciele to przyjemne ciepło, chociaż pomieszane ze zmartwieniem. Będę musiał przypilnować, żeby sobie dzisiaj odpoczął. W końcu to piątek, może zostać nawet cały weekend.

Project || m.yg. x p.jm ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz