Rozdział siedemnasty: W życiu można iść tylko do przodu.
Zdarzyła się noc - jedna z ostatnich, które spędzili wszyscy razem - kiedy Bakugou za nic nie potrafił zmrużyć oka. Tylko przewracał się z boku na bok, szeleścił pościelą i mruczał przekleństwa pod nosem. Wsłuchiwał się w miarowy oddech Risy i ciche pochrapywanie Kirishimy. Męczyły go myśli krążące wokół tego ostatniego. Nie byli już przyjaciółmi, nie takimi jak wcześniej. Próbowali powrócić do dawnych relacji, ale było to niemożliwe. Kirishima stracił do niego zaufanie i szczerze mu się nie dziwił. Sam uważał się za okrutnego głupca. Tak długo jednak z tym żył, że nawet nie potrafił sam siebie przekonać, że może się zmienić. Starał się do tej pory, ale jak długo minie zanim znów coś zepsuje? Wolał nie wiedzieć. Za dużo myśli, za wiele dróg, a wszystkie prowadzące do załamania. Tęsknił za swoim najlepszym przyjacielem i jednocześnie sympatią. Wystarczało mu chyba to co mieli. Gdyby tylko mogli wrócić do choć tego. Już nie potrzebował miłości, ani romantyzmu... Tylko tej przyjaźni i braterstwa. O tyle prosił. A nie mógł tego dostać - doskonale zdawał sobie sprawę, że nie zasługuje.
Przepełniony zmartwieniami wygrzebał się z pościeli i wyszedł na balkon. Zaraz wrócił się po buty i bluzę - całą dzielnicę zasypał śnieg, a na zewnątrz mroziło jak diabli. Oparłszy się o barierkę zza przymrużonych powiek obserwował puste, białe ulice. Nic tam nie było. Tylko śnieg i spokój.
- Zimno - odezwał się cichy głos za nim. Już po chwili Eijirou przystanął obok.
- W końcu jest zima - odmruknął niepocieszony obecnością chłopaka. Skomplikowane myśli ponownie uderzyły go, aż zaczęło mu się kręcić w głowie.
- Nie możesz spać?
- Nie bardzo. - Wzruszył ramionami. - Ty jeszcze moment temu spałeś.
Uśmiechnął się nieśmiało.
- Obudziłeś mnie.
- Acha. To sorry - wyburczał pod nosem.
- Nie ma sprawy. Właściwie chciałem cię o coś zapytać... Dalej nie pogodziłeś się z Yuukim?
- A powinienem? - wypalił oburzony - Słyszałeś, co on gadał?
- I przeprosił. Ty też zrobiłeś coś złego. Przeprosiłeś. Wybaczyliśmy ci. - W jego głosie pobrzmiewał zawód. Bakugou wiedział, że nawet jeśli mu wybaczono, to nie zapomniano. Jego dawne czyny będą go już na zawsze prześladować.
- Na pewno?
- Co? - Zmarszczył brwi, zwracając spojrzenie na towarzysza.
- Na pewno mi wybaczyliście? - Przygryzł wargę w niepewności. Zadumał się na moment, a gdy nie odpowiedziano mu, ciągnął - Nie czuję, że moje winy nagle wyparowały. Ani, że mogę normalnie z wami gadać i się śmiać. Czuję się jak śmieć, którego podnieśliście z ziemi, żeby tam nie gnił, ale wiesz co? - w oczach zabłyszczały mu łzy - Dalej jestem tym pierdolonym śmieciem!
W tym momencie Eijirou już mocno go obejmował.
- Już... Już. Jestem tu.
Bakugou wiercił się, kręcił i klął, a im bardziej się szamotał, tym mocniej zaciskały się wokół niego ramiona przyjaciela. A gdy dotarł do skraju frustracji, pękł. Z gardła jego wydobył się gwałtowny szloch, a oczy nawilgły. Wcisnął twarz w ramię Eijirou i płakał, zwyczajnie ryczał poddany, bo wszystkie siły go opuściły.
- Naprawdę ci wybaczyliśmy - zapewnił Kirishima.
- Wiem - wyjąkał ten drugi - ale ja sobie nie.
CZYTASZ
Deszczowa Drużyna | KiriBaku
Teen FictionW deszczowym miasteczku, za starym blokiem w piłkę gra cała chmara roześmianych dzieci, goniąc po mokrej murawie. To tylko boisko, a także aż boisko. Ich ulubione miejsce, które bez zastanowienia nazwaliby domem. Pewnego dnia do miasteczka wprowadz...