1.

305 28 6
                                    

Rozdział dedykuję LadyNansii

Hide my head, I wanna drown my sorrow.
No tomorrow, no tomorrow.

Jesień. Specyficzna pora roku, będąca dramatycznym przejściem ze słonecznego lata w mroźną zimę. Harry lubił jesień. Szczególnie wrzesień, ponieważ kojarzył mu się z powrotem do Hogwartu i opuszczeniem miejsca, którego w żaden sposób nie mógł nazwać domem.

Na myśl o szkole i jedynej żyjącej rodzinie, młody mężczyzna potarł nerwowo czoło. Ustawicznie próbował wyrzucić ze swojej głowy obrazy nawiązujące do przeszłości, ale one powracały i powracały, co udowadniało Harry'emu, że nie ma żadnej władzy nad własnym umysłem.

Żadnej...

Czarodziej oparł się o jeden ze schodów prowadzących do niewielkiego, drewnianego domku. Każdy dzień był taki sam, zmieniała się jedynie pogoda.

Wraz ze świtem Harry otwierał oczy, chociaż nigdy nie dopisywał mu apetyt, to codziennie musiał zjeść porządne śniadanie. Kolejne posiłki nie zawsze pojawiały się na stole, ale śniadanie musiało. Zaraz po posiłku należało umyć zęby, bo magia nie chroniła przed próchnicą. Po spędzeniu dłuższej chwili w łazience, młody czarodziej zajmował się ogrodem. Z uporem maniaka dbał o rośliny, które stanowiły dla niego źródło pożywienia i pomagały zająć czymś ręce. Poza ogrodem były też kury, krowa i kilka drzew owocowych, które musiał posadzić poprzedni właściciel domu, gdyż w dniu, w którym Harry zamieszkał na Zielonym Wzgórzu, wiśnia, jabłoń i grusza już tam  rosły.  

Kolejną rzeczą, którą można było wpisać w rutynę, była wizyta na targu. Tam Harry pojawiał się co kilka dni, głównie po świeże pieczywo i podstawowe środki higieniczne. Czasami pozwalał sobie na zakup domowego wina od jednego z handlarzy, ale głównie jego celem był zakup kilku bochenków chleba.

Wieczory były najgorsze. Brak zajęcia często odbijał się na psychice młodego czarodzieja. Kiedy dzień się kończył, Harry szukał czegoś, co odgodni w nim pokusy, które próbowały skłonić go do zrobienia rzeczy, których później napewno by żałował.

Skrzywdził.

Zranił.

Zabił.

Ciche głosy wieczorową porą zdawały się okropnie głośne. Jakby obok mężczyzny stała druga osoba i to ona namawiała go do poddania się swoim słabościom.

Bo tak się składa, że sławny bohater wojenny, który to uwolnił świat czarodziei od wielkiego zła, jakim był Lord Voldemort, był słaby.

A raczej, stał się słaby. Kiedy kurz wojny opadł, odpowiednie stołki w Ministerstwie zostały zajęte przez odpowiednie tyłki a że młody Potter absolutnie odmawiał udziału w tym całym spektaklu "odradzającego się świata magii i czarodziejstwa ", to nie minęło wiele czasu, kiedy wszystko co otaczało wielkiego bohatera można było nazwać splendorem.

Jego twarz była wszędzie, jego nazwisko nie schodziło z ust dziennikarzy i zwykłych czarodziei a sam Harry dusił się w tym wszystkim tak bardzo, że aż zaczął mówić sam do siebie. Przyjaciele obawiali się o niego, każdy na swój sposób próbował interweniować, ale zajęci nowymi obowiązkami ( a po wojnie dostali ich co niemiara! ) powoli kruszyli się zostawiając młodego mężczyznę samego.

I wtedy pojawił się on.

Harry na początku nie wiedział, co się dzieje. Nie rozumiał, dlaczego akurat w takim obrazie ukazuje się jego szaleństwo. Z poczuciem wstydu i rozgoryczenia szukał przyczyny, dlaczego akurat ta konkretna osoba materializuje się przed nim, będąc tak prawdziwą, że czasami Potter zapominał, iż to jedynie fikcja.

Paths | Severus&HarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz