Wolfstar

175 13 0
                                    

Syriusz do cholery! Nie mam zamiaru się przez ciebie spóźnić, pchlarzu! - Wykrzyczał wściekły Remus, waląc pięściami w drzwi łazienki. Syriusz siedział tam już od całej godziny, a dokładnie za trzydzieści minut mieli stawić się w kominku Lily i Jamesa Potterów. Lily nigdy nie wybaczała spóźnień jak i również nie taktów, takich jak przychodzenie na Wigilię w piżamie. - Syriusz kurwa mać! Wyłaź!

W tym samym momencie drzwi łazienki uchyliły się, a Lunatyk napierający na nie całym swoim ciałem wpadł do środka prosto w nagie ramiona swojego narzeczonego. Cała łazienka pochłonięta była w parze, przez co widok ograniczony był do zaledwie pół metra. Mężczyzna, w którego ręce wpadł miał na sobie jedynie ręcznik owinięty wokół bioder. Z jego wilgotnych włosów skapywały krople wody, a bystre spojrzenie szarych oczu omotało Lunatyka, który przez chwilę rozmarzony wpatrywał się w ukochanego, jednak szybko się opamiętał stawając o własnych siłach i robiąc groźną minę.

- Mówiłeś coś? Nic nie słyszałem, brałem prysznic - Łapa wyszczerzył się podpierając się rękami pod boki.

- Ty dupku - wysyczał Remus i drugi chłopak wcale nie miał pewności czy nie zrobił tego w języku wężów, jednak nie miał okazji o to zapytać, bo natychmiast został wyrzucony z łazienki, a drzwi zostały za nim zatrzaśnięte.

***

- Spóźniliście się - powiedziała Lily zaraz po tym, Remus i Syriusz weszli do salonu domu Potterów przez kominek.

- Ależ Lily także miło mi cię widzieć! - Rzekł Syriusz teatralnie i przelotnie przytulając rudowłosą, pobiegł do wyjścia krzycząc - Rogacz, debilu! Gdzie jest mój chrześniak!? - Hej, Chudzielcu - Lily uśmiechnęła się szeroko i przytuliła przyjaciela - kiedy ostatni raz się widzieliśmy? Jakoś na początku września, prawda? - chłopak przytaknął zadziwiającą pamięcią dziewczyny i dał się pociągnąć stronę kanapy na której został usadzony. - No więc jak tam u ciebie?

- Może najpierw ty? Słyszałem, że odrzuciłaś propozycję pracy w Hogwarcie – blondyn zrobił minę pełną wyrzutów i założył ramiona na klatce piersiowej. Nauczanie w słynnej Szkole Magii i Czarodziejstwa było ogromnym marzeniem rudowłosej, dlatego niewyobrażalnym dla niego było, aby jego serdeczna przyjaciółka odrzuciła taką propozycję!

Rudowłosa zrobiła skruszona minę i patrząc na żar w kominku odezwała się w końcu. - To nie tak, że nie chciałam. Chciałam! I to bardzo! Ale... Nie potrafiłabym zostawić Jamesa i Harry'ego. Są dla mnie wszystkim, a ja mogłabym ich odwiedzać jedynie w weekend i to też nie zawsze, za bardzo bym za nimi tęskniła – uśmiechnęła się smutno Lily – po za tym mój mąż zburzyłby nasz dom już drugiego dnia – oboje zaśmiali się na te słowa . - Czyli... Nasze wspólne marzenie idzie w odstawkę przez tego durnia? – zapytał Remus, ale nie z wyrzutem, jak można by się spodziewać, a z pewnego rodzaju rozbawieniem.

- No chyba zaraziłeś się idiotyzmem od Syriusza. Powiedziałam Dyrektorowi, że oczekuje jego powrotu, gdy Harry podrośnie i będę mogła zostawić pod jego opieką Jamesa – oboje znowu wybuchli niepohamowanym śmiechem, wypełniając salon pewnego rodzaju magią świąt. Gdy już się uspokoili rozsiedli się jeszcze wygodniej na kanapie, żartując z tego, jakim James i Syriusz są debilami.

- No dobra, a co u ciebie i Syriusza? Jakieś nowości?

- Właściwie to ni— wypowiedź Remusa przerwał piskliwy krzyk radości z kuchni i głośne kroki, a już po chwili do salonu wpadł jak wichura rozradowany do granic możliwości James, tanecznym krokiem podszedł do Remusa i ściskając go z całych sił wykrzyczał mu wprost do ucha – Gratuluje!

Zaraz za nim do pokoju wpadł równie uszczęśliwiony Syriusz jednak, widząc zdezorientowane i zarazem karcące spojrzenie Lily skaczące od Remusa do Jamesa, zrzedła mu mina. Remus za to uśmiechnął się szeroko z huncwockim błyskiem w oku i wskoczył na kanapę.

- Wygrałem! WY-GRA-ŁEM! – Wykrzyczał cały roześmiany i robiąc piruet wskazał na zdębianego Syriusza – Wiesz co cię czeka, gdy wrócimy do domu!

- Ale... Ale słyszałem śmiechy... Myślałem, że jej już powiedziałeś.

- Co do cholery powiedział?! – wykrzyczała wściekła Lily i przejechała spojrzeniem po każdym w pomieszczeniu, tańczącym Remusem, szczęśliwym Jamesie i osłupiałym Syriuszu.

- Za...założyliśmy się z Remusem, który z nas pierwszy powie wam o tym, że się zaręczyliśmy i... i... przegrałem – załamany Black usiadł ciężko na fotelu wpatrując się pusto w okno.

- Remusie Johnie Lupinie – wysyczała wściekła Evans, a wilkołakowi zrzędła mina – gwarantuje ci, że dzisiejszego wieczoru zginiesz z moich rąk – chłopak słysząc zaczął się wycofywać z salonu, aby ruszyć biegiem w stronę wyjścia, a za nim pognała rudowłosa. Zniknęli z oczu Jamesa zaraz za zakrętem.

- Wiec? O co się założyliście? – zapytał, siadając na oparciu tego samego fotela, co siedział Łapa i poklepał go po ramieniu.

- O robienie cokolwiek zechce drugi przez tydzień. W łóżku – James prychnął. - To Remus, chyba nie może być tak źle, nie? Chyba nie powiesz mi, że ci to nie odpowiada?

- Cicha woda brzegi rwie, Rogaczu, Cicha woda brzegi rwie...

***

Przy ogromnym prostokątnym stole, nakrytym śnieżnobiałym obrusem, ze złotymi haftami przypominające jemiołę i gwiazdy betlejemskie. U szczytu stołu zasiadł, jako głowa rodziny, niezwykle dumny i szczęśliwy James Potter mający na rękach swojego małego, śpiącego Harrego. Był on jego ulubieńcem i gdy tylko go zobaczył w ramionach Lily, od razu pokochał go do szaleństwa. Pani domu siedziała po jego lewej stronie – blisko serca. Była nią niegdyś Lily Evans, dziś Lily Potter. Z lekkim rumieńcem, zacięcie rozmawiała o czymś z rodzicami swojego ukochanego siedzącymi nieco dalej. Z prawej strony Jamesa siedział jego najbliższy i najwierniejszy przyjaciel, którego nie raz opisywał jako brata – Syriusz Black.

Oboje rozmawiali ze sobą o przyszłości wyżej wspomnianego, korzystając z nieuwagi jego narzeczonego siedzącego zaraz obok. Był nim niezaprzeczalnie Remus Lupin, dzielnie trzymający rękę ukochanego pod stołem i szeptem, ale z zapałem rozmawiającego z rodzonym bratem bruneta, kolejnym przy tym stole Blackiem – Regulusem. Na początku wydawał się on być spięty i czuć jakby nie na miejscu, jednak urok osobisty Lunatyka natychmiast wprowadził go naprawdę świąteczny nastrój.

Wszyscy zasiadający przy stole członkowie tej nieco dziwnej, ale niezaprzeczalnie zgranej i kochającej się rodziny byli niezwykle szczęśliwi i zadowoleni z tego, że są tam gdzie są. I nigdy przenigdy nie zamieniliby tego na nic innego.

~Aidan Lynch


1012 słów

Wolfstar & Drarry | Christmas EditionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz