01. lover's wish

197 12 0
                                    


01

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

01.

' lover's wish '


Krew mieszała się ze szkarłatnymi strumykami, spływającego po zroszonej czerwonymi kroplami twarzy adeptusa, deszczu. Czubek Jadeitowej Włóczni rzęził o emanującą złotym blaskiem posadzkę Jadeitowego Pałacu. Jednej z niewielu budowli wzniesionej ręką Boga, która przetrwała szalejące na ziemi, gorejące ogniem piekło i nie została obrócona w proch. Zrównana z pyłem i gruzem. Szlak krwi podążał wiernie jak cień za swym właścicielem, hańbiąc tchnące boskością wnętrze komnaty.

Zatrzymał się. Mokre zlepione kosmyki ciemnych włosów adeptusa kiwały się w rytm jego głębokich, rzężących oddechów, które targały jego klatką piersiową przeoraną wiele razy, w czasie tego dnia sądu, setkami ostrzy i pazurów. Oblepiały jego skórę i zasychały sztywne od krwi tworzącej na nim swoje żywe, artystyczne dzieło mordu. Nasiąknęło nią ubranie. Nasiąknęło nią powietrze i światło. Krwista łuna odbijała się w ścianach Pałacu ukazując prawdziwe oblicze ziemi skąpanej we wrzącym oceanie krwi.

Nie śmiał podnieść oczu ciężkich od łez, które nigdy nie opuściły kącików jego oczu. Zakręcił włócznią a ta przecięła powietrze ze świstem, bryzgając dookoła cienką, szkarłatną aureolą. Szybkim ruchem wbił Jadeitowe Ostrze klękając na ziemi, tam gdzie powinien się znaleźć już dawno. To mówiło mu karzące spojrzenie Boga, który przywrócił mu wolność tylko po to aby ten mógł wbić mu nóż prosto w serce.

Rex Lapis patrzył na skulone ciało adeptusa wzrokiem ojca, pogrążonego w żałobie po stracie dziecka. Lecz cierpienie w jego spojrzeniu nie było przeznaczone dla jego sługi, którego ocalił ze szponów tyrana.

- Nie zdołałem odzyskać jej ciała. – wykrztusił odwieczny młodzieniec. Głos drżał mu, a strach dźwięczał w nim zwielokrotnionym echem. – Jednak musiałem wrócić mimo to. Mistrzu... Jadeitowy Pałac nadal był dla mnie otwarty... - podniósł wzrok spotykając spojrzenie swego Boga.

- Twoja wina poruszyła dzisiaj niebiosa Xiao. – usłyszał głos głęboki, który rozbrzmiał prosto w jego umyśle nieposkromionym, dobijającym smutkiem. - Jadeitowy Pałac drżał w posadach wywołany boskim gniewem. Gdybyś próbował jeszcze wedrzeć się do niego siłą...

- Nigdy nie będę w stanie zadośćuczynić mojej winie. – pochylił głowę aż do ziemi, a zlepione krwią kosmyki dotknęły podłogi. - Zasłużyłem na pisane mi eony cierpienia. Jeśli taka agonia jest mi przeznaczona przyjmę ją ochoczo byleby tylko dostąpiła boskiej łaski. Ona nie zasłużyła na taki los. – serce wybuchło mu bólem gorszym niż ten którym piekły jego liczne rany i blizny, wygryzione i wydrapane przez mroczne bestie prosto z czeluści ciemności. - Dedykuję moją duszę w zamian za jej życie. – wykrztusił na wspomnienie jej drobnej sylwetki pożeranej przez czerń w wybuchu złej Karmy.

- Wiesz ile będzie cię to kosztować, Xiao? Jesteś w stanie dać więcej niż może wytrzymać twoje ciało? Potrzebuję takiej ofiary jako odpowiedniej, uczciwej zapłaty. – Archon zbliżył się do swego żałosnego, haniebnego sługi na tyle blisko, że czubki butów ubrudził w kałuży krwi, która spłynęła z ciała adeptusa po dokonaniu tak plugawej rzezi.

- Wiem. Z tego świadomością podnoszę z ziemi ostrze mej włóczni. – zacisnął pięść na swej broni gotowy dzierżyć ją i nią zabijać. Cena nie miała dla niego żadnego znaczenia. Tak długo jak mógł zapewnić ją swoim splugawionym bytem tak długo był gotowy na spłacanie swojego długu.

- Więc zawrzyjmy kontrakt. – bóg wyciągnął rękę w stronę młodzieńca. - Ceną będzie twoja niegdyś obiecana wolność, adeptusie.

- Gotowy jestem na wszystko. Pragnę jedynie dla niej łaski człowieczeństwa i zapomnienia. – jak zuchwały był o to prosząc. Jak haniebny jeszcze chciał stać się wobec swego dobroczyńcy, który wydostał go z ciemności i cierpienia. Jednak dla niej warto było ściągnąć na siebie gniew samych niebiosów.

- Krzywdzisz dziecko mego stworzenia po raz setny odmawiając jej sedna jej jestestwa. – smutek nasilił się w głosie Archona.

Xiao wyciągnął włócznię z posadzki i uniósł ją do góry. Krew spłynęła z ostrza na jego dłoń zimnym strumykiem.

- Takie jest moje pragnienie.

- Będzie słaba. Będzie śmiertelna. Będzie musiała umierać w chorobie, bólu i starości.

- Będzie miała wszystko tego czego wcześniej nie mogła. A ja obronię jej kruche ciało. Będę chronić po wieczność aż odkupię moją winę. – zacisnął pięść patrząc Bogu prosto w oczy.

- Podnieś się, Xiao. Odstąpię jej łaski. Jednak twój Bóg oczekuje od ciebie spełnienia pewnych warunków, adeptusie. Jesteś teraz związany ze mną po tysiące lat. Nie będzie odwrotu.

- Nie waham się. Nie mam zamiaru się odwracać. Tylko pozwól jej żyć życiem człowieka. – wiążące słowa kontraktu opuściły jego usta już na zawsze pętając jego ciało. Przypisując mu los pełen cierpienia i wiecznego bólu.

Wybrał drogę agonii. Wybrał drogę cierpienia. Za jej życie, które miał obowiązek ochraniać, a nie miał prawa odbierać.

𝐘𝐀𝐊𝐒𝐇𝐀'𝐒 𝐖𝐈𝐒𝐇 → xiao x reader/giOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz