03. stranger

102 10 0
                                    

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


03.

' stranger '


Papierowy smok przeciął powietrze furkocząc plątaniną frędzelków z bibuły. Na tle zachodzącego słońca wyglądał jakby rzeczywiście płonął pomarańczowym, smoczym płomieniem buchającym z pyska. W rzeczywistości był jedynie dziecięcą zabawką unoszoną na wietrze. Targnął się na lnianym sznurku, napiął linkę z cichym brzdąknięciem i zakręcił się kilka razy wokół własnej osi. Bibułowe frędzelki z płomieni przemieniły się w dzikie, rzucające pyskami na wszystkie strony węże. Cały syk papieru nagle ucichł kiedy delikatny latawiec, pozbawiony swojej ulotnej gracji wylądował w konarach drzewa.

Zmartwiona dziewczynka wbiła spojrzenie w czerwoną zabawkę, wiszącą wysoko poza jej zasięgiem. Na próżno wyciągała ręce i szarpała za sznureczek. Złośliwy grymas wykrzywił jej buzię, a koniuszki jej uszu zapłonęły różowym blaskiem. Stanęła na palcach, potem podskoczyła. Efekt jej starań objawił się jedynie ostrym bólem pleców, kiedy poślizgnęła się i wylądowała na ziemi z urwanym sznurkiem w dłoni.

Xiao ściągnął usta w wąską, bladą linię. Ludzie... Ile eonów minęło kiedy po raz ostatni przyglądał się człowiekowi? Dużo. Zbyt dużo. Spotykał na swej drodze wielu ludzi. Naprawdę wielu. Jednak nigdy, ani razu nie przystanął aby trochę dużej ich poobserwować. Niepokoili go. Głównie dlatego, że nie był w stanie ich zrozumieć. Tego jak czasami ich oczy puchnęły i robiły się czerwony, a łzy lały się potokami po ich policzkach. Nie znał takich uczuć. Nie rozumiał jak czasami czuli się zawstydzeni lub czuli potrzebę kłamać. Nie znał tego rodzaju emocji. Chociaż sam nie podejrzewał jak wiele emocji, które kiedyś odczuwał było tymi, które odczuwa człowiek z krwi i kości.

Teraz jednak nie miał wyjścia. Nie miał wyboru. Chciał przyglądnąć się temu człowiekowi. W zasadzie jeszcze dziecku. Musiał to zrobić nawet jeśli po części się bał. Wyprostował zmęczone długim siedzeniem nogi by zaraz znowu je podkurczyć i w tej niewygodnej pozycji spędzić kolejne długie minuty. W cieniu kilku głazów i liści, sprytnie ukryty mógł obserwować Y/n, biegającą w złości pod drzewem. Westchnął cicho i wytężył spojrzenie.

Dziewczynka podparła boki rękami i wydęła usta. W końcu doszła do wniosku, że drzewo nie zwróci jej zabawki dopóki nie poskromi konarów i gałęzi, i sama nie weźmie spraw we własne ręce. Bez głębszego zastanowienia chwyciła pierwszy uschnięty i kostropaty kikut i wytężając wszystkie siły swoich słabych rączek wspięła się wyżej.

Yaksha westchnął cicho. Nie był w stanie zrozumieć jak znalazł się w tej sytuacji. Może dlatego, że odczuwał silną potrzebę sprawdzania czy Y/n nic nie grozi. W końcu często zostawała bez opieki. Jej dzisiejsza opiekunka była zajęta zbieraniem główek lotosu z pobliskiego stawu, więc Xiao po raz kolejny ukrył się gdzieś z daleka od ciekawskich spojrzeń dziecka i śledził jej poczynania z daleka. Jedyne co wiedział o dzieciach to to, że są irytujące, głośne, nie do opanowania i są wysoce narażone na wszelkiego rodzaju wypadki. Od wieków unikał ich jak ognia, jednak... nie czuł wstrętu do tego dziecka... Czasami nawet był zafascynowany jak dziewczynka wynajduje coraz to kolejne sposoby żeby wprawić go w osłupienie. Co prawda nadal nie rozumiał ludzkich zachowań. To jedynie sprawiało, że miał chęć poznać je bliżej by móc trochę lepiej się nią zająć.

Chociaż wcale nie musiał się tak wysilać. Przecież tak czy siak postanowił nie mieszać się w życie e/c okiej. Już nigdy więcej nie miał zamiaru popełniać tego samego błędu. Wystarczyło, że będzie przy niej i dopilnuje że nic sobie nie zrobi i że nikt jej nie skrzywdzi. Jedyną rzecz jaką wyniósł ze swego długiego życia był fakt, że ludzie byli czasami bardziej okrutni niż potwory i przed nimi również poprzysiągł ją chronić.

W absolutnym milczeniu obserwował jak dziewczynka wspina się coraz to wyżej aż osiągnęła poziom najbardziej liściastych gałęzi o żółtych listkach. Y/n wyciągnęła rączkę i wychyliła się, a kiedy jej palce musnęły upragnioną zabawkę sięgnęła jeszcze dalej i chwyciła papierowy latawiec. W tym samym momencie w którym jej dłoń zacisnęła się na bambusowym szkielecie, gałąź pod nią trzasnęła głośno i sucho, a h/c włosa runęła w dół z krzykiem na ustach.

Zareagował błyskawicznie. Wyskoczył z cienia by w jednej sekundzie krótszej niż myśl znaleźć się pod drzewem. Jego ciało spięło się automatycznie, wyskoczył jak bełt wypuszczony z kuszy i przeciął powietrze z sykiem, a każdy z jego mięśni stężał nagle w bolesnym impulsie który rozszedł się po jego układzie nerwowym niczym ostrzeżenie. Zanim zdążył pomyśleć trzymał w rękach lekkie, drobne i delikatne ciało przestraszonej dziewczynki.

Dwie duże, e/c źrenice przyglądały mu się badawczo z czymś na kształt strachu i zaskoczenia, ale w miarę jak dziewczynka śledziła wzrokiem jego pobladłą twarz jej oczy poweselały i przestały emanować przerażeniem.

Xiao odchrząknął w osłupieniu. Ciągle trwał w tej samej, schylonej pozycji ściskając w ramionach dziewczynkę. Zamarł w bezruchu jak rażony piorunem. Jedynie jego serce biło szalenie boleśnie tłukąc się w jego klatce piersiowej.

Y/n z odpowiednią sobie ciekawością dziecka wyciągnęła ręce. Spoglądała na swego anioła stróża z fascynacją. Tak samo sięgnęła w jego stronę jak wcześniej sięgała po swoją ukochaną zabawkę, wetkniętą między konary drzewa. Drgnął, a przez jego twarz przeszedł grymas strachu jednak nie dosunął się. Pozwolił aby delikatne palce małej dotknęły jego policzków. Powoli wodziła opuszkami po mlecznobiałej skórze Yakshy. Delikatnie pociągnęła za dłuższe kosmyki jego włosów. Poznawała go w taki sposób w jaki poznaje dziecko. Mruknęła coś cicho, z radością zaczepiając palce na ciężkim, błyszczącym naszyjniku, kiwającym się na piersi adeptusa. W milczeniu kontemplowała skrzące się, ogromne perły, gładząc je w rączkach.

Xiao nic nie mówił. Wyprostował się powoli, chcąc odstawić dziewczynkę na ziemię. Stęknął kiedy mała zaparła się i wczepiła w jego ciało, dając mu do zrozumienia że tak jest dobrze i że ma się nie ruszać. Yaksha oddychał głęboko, a w ciszy słyszał jak bije mu serce. Nie wiedział dlaczego, ale ogarnął go błogi spokój. Wiedział że Y/n była z nim bezpieczna i to mu wystarczyło jednak gdzieś z tyłu głowy czaił się niepokój. Nie powinien zbliżać się do niej nawet jeśli nie mogła go ani zapamiętać ani rozpoznać. To już nie była ta sama Y/n. Mimo tego dziecko, które trzymał w ramionach budziło w nim te same instynkty co jej poprzednie wcielenie. Troskę i chęć ochrony.

H/c włosa podniosła na niego wzrok e/c, przenikliwych oczu, zbyt sprytnych na oczy dziecka co przyprawiło go o dreszcz. Przeniosła wzrok wyżej na smętnie wiszący latawiec. Wcześniej naprawdę ładny, teraz falujący na wietrze w strzępach. Jej wcześniejsza odwaga i poświęcenie na niewiele jej się zdały. Zabawka nadal był uwięziona między gałęziami.

- tawiec... - szepnęła cicho. Tak cicho, że nie usłyszałby jej nikt oprócz Xiao. – La... latawiec... - sepleniła nieznacznie, mimo tego zrozumiał.

Wyciągnął jedną rękę i chwycił czubek latawca. Bambus wygiął się odrobinę, ale wytrzymał i po chwili Xiao ściskał na rękach dziewczynkę z upragnioną zabawką w drobnych rączkach. W zamian za to otrzymał najpiękniejszy uśmiech jaki widział w swoim długim życiu. Schylił się czując jak nagle zalewa go fala smutku. Chciał ją odeprzeć, ciesząc się z tej jednej chwili, jednak nie dał rady. Buciki dziewczynki znalazły oparcie na trawie, a ona sama uwiesiła się na szyi Yakshy nie chcąc go puszczać. Uśmiechnął się cierpko, zastanawiając się nad tym jaka irytująca jest niemożliwa aż krnąbrność dzieci.

- Mistrz Xiao? – niepewny głos wyrwał go z zamyślenia. Odwrócił głowę. – Mistrzu ja- - niewysoka kobieta zająknęła się. Na plecach dźwigała kosz pełen zielonych główek lotosu. Podwinięte pod łokcie rękawy fioletowej szaty i nogawki szerokich spodni były kompletnie przemoknięte.

- Sam odprowadzę Y/n do Wangshu Inn. – wszedł jej w słowo, ale w jego głosie nie było złości. Przejął od niej ciężki, wiklinowy kosz i poczuł jak mała łapie go za rękę. W drugiej dłoni ściskała zepsuty latawiec, chociaż nie wyglądała na specjalnie niepocieszoną. Jej usta zdobił radosny uśmiech.

- Możesz odmeldować się do Verr Goldet. – rzucił jeszcze ciemnowłosy Yaksha zanim odszedł powoli za rękę z dziewczynką i koszem pełnym główek lotosu na plecach.

𝐘𝐀𝐊𝐒𝐇𝐀'𝐒 𝐖𝐈𝐒𝐇 → xiao x reader/giOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz