‧˚꒷꒦︶︶₊꒷꒦︶︶₊꒷꒦˚‧
╰⋯➤ 𝐈 𝐅𝐀𝐈𝐋𝐄𝐃 𝐓𝐎 𝐏𝐑𝐎𝐓𝐄𝐂𝐓 𝐘𝐎𝐔
────────────────────
popełnił niewybaczalny czyn,
niszcząc jedyną osobę,
którą kiedykolwiek kochał.
pragnie odkupić swoją winę,
chroniąc to co udało mu się
odzyskać. jednak wie, że...
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
02.
' promise'
- Czy pamięta cokolwiek? Pozostały jej jakieś wspomnienia? O tym co wtedy się wydarzyło... - zacisnął mocniej powieki. Światło nagle zaczęło mu dokuczać. Na zewnątrz było tak jasno. Xiao przyzwyczaił się do nieprzeniknionej ciemności. Nie chciał patrzeć. A może to nie chodziło o światło. Może chodziło o drobną postać wyciągającą małe rączki w stronę zwieszających się na ziemię girland jaśminu. - O tym co działo się wcześniej? – obrócił bolącą szyję w stronę siedzącego przy stoliku herbacianym mężczyzny.
- Nie. – Zhongli uniósł do ust mosiężny kubek wypełniony po brzegi aromatycznym, złocistym płynem. - Jest ja niezapisana karta. Czysta i niewinna tak samo jak każde dziecko w Liyue. Nikt nie jest w stanie wyczuć w niej energii adeptusa. Stała się człowiekiem, jakiego mijasz na co dzień. – uśmiechnął się lekko zadowolony z efektów swej pracy. Jednak nie utracił swych umiejętności po latach letargu. - Xiao... Jej życie wyda ci się jak mrugnięcie oka. Ile jest dla ciebie te kilka lat ile żyje śmiertelnik? Dla ciebie, który przeżył wieczność? – spojrzał w kołyszący się złoty płyn wypełniający kubek. W jego odbiciu kiwał się rozedrgany obraz adeptusa wpatrzonego w z wyglądu dwuletnią dziewczynkę, pomykającą po ogrodzie, z głęboką nostalgią w spojrzeniu.
- Nie chodzi tu o mnie, Zhongli. Po dziś dzień przeklinam moją wieczność. – oparł ręce o drewnianą balustradę. Schował się bardziej do cienia. Nie chciał aby ktokolwiek go zauważył. Bał się. Przysiągł sobie, że już nigdy więcej nie odważy się jej spojrzeć w oczy. Jak mógłby po tym co zrobił?
- Upewnię się, że jej życie będzie bezpieczne i szczęśliwe. Nawet jeśli będzie miało trwać tak żałośnie mało. – zmrużył oczy śledząc chwiejne kroki małej, która w towarzystwie dwóch odzianych w jedwabne szaty kobiet usiłowała pochwycić rękami niebieskiego motyla. - Lepsze jest krótkie życie niż nieustanne, nigdy nie kończące się cierpienie. Czy coś pozostało, z dawnej Y/n? Jakaś energia? Karma?
Kubek stuknął o blat inkrustowany czystym Cor Lapis. Pragnienie... Zhongli wyczuł je w głosie adeptusa. Jednak uczucia Yakshy były stałe aż po dziś dzień. Nadal miał nadzieję, że w spojrzeniu dziewczynki jeszcze kiedyś zobaczy odbicie dawnej kobiety, którą znał, podziwiał i miłował. Jednak tego jednego pragnienia miał nigdy nie zaspokoić. Tyle cierpienia na własne życzenie...
- Zawarliśmy umowę więc rozdzieliłem jej jaźń łącznie z mocą. Tkwią one jako uśpiony artefakty, który już nigdy nie zostanie połączony z pierwotnym właścicielem. Są tam jej wspomnienia, uczucia, sny i marzenia, a także historie spisane w całości krwią. – pokręcił głową ze smutkiem. Widział wszystko. Przez setki lat miał dostęp do wspomnień swojej adepti. Widział ogrom cierpienia. Dlatego Zhongli zgodził się na odebranie jej jaźni. Nie chciał więcej krwi we wspomnieniach Y/n.
- Już nigdy nie uzyska do nich dostępu. – Xiao odetchnął z ulgą, niemal niezauważalnie. Widząc e/c oką w słońcu tak niewinną i szczęśliwą przeklął się za każdy dzień, w którym to nachodziła go chęć na unieważnienie kontraktu i poproszenie o przywrócenie dziewczynie życia razem z mocą adeptusa. Jednak tak było lepiej. Tylko tak mogła być szczęśliwa. - Jej moc adeptusa jest w bezpiecznym miejscu?
- Ukryłem ją u jednego z adeptich na wschodzie. Tam będzie najbezpieczniejsza. Xiao...
- Tak? – adeptus zbliżył się do stolika.
- Teraz, kiedy oczyściłeś prawie całą ziemię Liyue ze złej Karmy, a ja dotrzymałem słowa kontraktu i nadałem Y/n człowieczeństwo, ty nadal nie możesz odzyskać wolności. Przykro mi że taki był warunek, co doprowadziło do wyniszczenia twojego ciała. Jednak taka zapłata była godziwa i jedyna słuszna za tą przysługę.
Smutek i zmęczenie w milczącym spojrzeniu Xiao jakby zmalały. Adeptus wyglądał na przemęczonego. Dźwigał na barkach ogrom winy i obietnicę sprzed dwóch tysięcy lat. A mimo to nigdy się nie załamał po ich ciężarem. Dzisiejszego dnia, widok uśmiechu na buzi Y/n po tylu dekadach odkąd po raz ostatni widział jej twarz pogrążoną w bólu... Tak... Było warto.
- Wiem o tym. Taka była umowa. Moja wolność za jej życie. Jednak nie odszedłbym nawet mimo to. Y/n potrzebuje kogoś kto ochraniałby ją przed złymi mocami. To jeszcze dziecko. – widać było jak mocno zaciska szczękę. Gdzieś głęboko w nim nadal żyło coś co nie pozwalało mu cieszyć się tym w pełni. Coś samolubnego. - Ludzkie dziecko. A ludzkie dzieci są jeszcze bardziej kruche niż dorośli. Jednak nie potrafię zrozumieć dlaczego nie umieściłeś jej gdzieś gdzie jest bezpieczniej. – jego głos przybrał ostry, prawie oskarżycielski ton. - Gdzieś na terenie świątyni, z daleka od tego regionu. Przecież wiesz, że zło nadal pulsuje w miejscu gdzie upadło... - wycedził spoglądając w bok jakby w obawie, że gdzieś w cieniu mogą czaić się kolejni wrogowie.
- Nie mogłem pozwolić jej odejść. Nie zapominaj, że ona nigdy nie powróci do siebie jeśli nie będzie kształtować się w dawnym otoczeniu. – Zhongli skrzyżował ręce na piersi. - Jesteś częścią jej jaźni, Xiao. Wiele widziałem w ciągu tych tysiącleci kiedy to jej dusza drzemała głęboko we mnie. Zajmowałeś wiele miejsca tam gdzie powinny być jej marzenia. - w jego słowach nie było cienia kłamstwa i adeptus o tym wiedział. Mężczyzna również odczuwał ból. Czuł jak cierpiała dusza h/c włosej i widział jak cierpiała dusza Xiao. Bo wiedział jak bardzo chcieli wyjść z bitwy razem.
Xiao zmarszczył brwi a przez jego twarz przeszedł skurcz bólu. Usta wykrzywił w grymasie złości, która nagle przejęła kontrolę nad jego ciałem, sercem i duszą.
- Właśnie dlatego powinieneś nas rozdzielić, Zhongli. – oparł dłonie na blacie stolika, a mosiężny kubek zatrząsnął się nieznacznie.
- Nie mógłbym i nie chciałbym. – uciął mężczyzna po czym uniósł kubek do ust.
- Teraz jest człowiekiem. Ludzie są bezmyślni i porywczy. Muszę trzymać się jak najdalej od niej. Byłbym jej ochroniarzem z daleka. Zawsze blisko poza zasięgiem wzroku i zmysłu. – adeptus uciekł wzrokiem w bok. Taki był jego cel. Nie miał zamiaru wchodzić z Y/n w jakiekolwiek relacje. Nie interesował się śmiertelnymi bo wiedział jak bardzo by wtedy cierpiał i jak ona musiałaby cierpieć. Już dość bólu jej przysporzył...
- Tak jej nie pomożesz. Wiem jak bardzo-
- To już nieważne. Pozwól mi opuścić to miejsce. – ciemnowłosy Yaksha skłonił się przed swoim Mistrzem, starając się nie pokazywać jak wiele emocji wzbudził w nim widok Y/n. Pragnął jedynie opuścić jaśminowy pawilon i uciec spoza zasięgu dziecka, do którego nawet nie powinien się zbliżać. - Czuję, że Zła Karma nasila się na południowym brzegu.
- Więc idź. Idź i ochroń Liyue i jego ludzi.
Xiao nie odwrócił się aby po raz ostatni spojrzeć na małą dziewczynkę. Stanowczym krokiem opuścił jaśminowy pawilon i dopiero kiedy zamknęły się za nim ciężkie, dwuskrzydłowe drzwi, osunął się na drewno, nie mogąc złapać tchu. Po dwóch tysiącach lat jego marzenie w końcu się spełniło. W końcu zobaczył uśmiech na znajomej twarzy. Jednak jego praca dopiero się zaczęła.
- Nie martw się, Y/n. – wyszeptał zaciskając zdrętwiałe palce na stylu od włóczni. – Dopilnuję aby uśmiech już nigdy nie opuszczał twojej twarzy. Przysięgam ci, że nie zagości na niej grymas strachu gdy ja będę ci strażnikiem.