LODÓWKA

41 5 6
                                    

- No więc? – zapytałem w momencie, w którym do mnie podszedł.

Nie wysiedziałbym tyle czasu w domu, więc od razu zarzuciłem na siebie znoszone trampki i wyszedłem na spotkanie. Podczas oczekiwania na chłopaka usiadłem na krawężniku i w miarę spokojnie wpatrywałem się na szarzejące niebo. Jedyne co czułem to przyjemne ssanie głodu w pustym od kilku dni żołądku. Nie czujem potrzeby napełniania go ani tym bardziej przybierania przez to na wadze. Zadowalałem się wodą oraz miętowymi gumami do żucia, które zawsze trzymałem w kieszeni.

- Nie wiem. Nie wiem, nic nie wiem. Nie wiem jakiej jestem orientacji – powiedział szybko.

Prychnąłem. Dobrze wiedziałem jak się na mnie patrzył i z jaką pasją oddawał pocałunki. Byłem pewny tego, że mnie lubi.

- I? – zapytałem uśmiechając się półgębkiem. – Chcesz żeby to między nami stało się oficjalne?

- Tak. Ale nie mów nikomu. Chyba, że chcesz żeby wszyscy dowiedzieli się o twojej lodówce – warknął.

Oczywiście, że miał na mnie haczyk. Tylko jemu powiedziałem o lodówce i jej zawartość. Jeśli się wygada, mam przerąbane. Oblizałem wysuszone wargi.

- Niech będzie – powiedziałem wstając.

- Ale chcę ją zobaczyć. Chce zobaczyć lodówkę.

- W porządku – powiedziałem zdziwiony. – To chodź.

- Teraz? – zapytał, a w jego oczach pojawiła się panika.

- Im szybciej tym lepiej – mruknąłem łapiąc go za rękę i ciągnąc w stronę mojego domu.

Przez moment stawiał opór, tak, jakby się rozmyślił, ale już po chwili dorównał mi szybkością i zdezorientowany patrzył raz na nasze złączone ręce, a raz pod nogi. Zerknąłem na niego kątem oka. Wiedziałem, że pozwala na tą sytuacje tyko dlatego, że robi się ciemno i raczej nikt nas nie zobaczy. Wkroczyliśmy na moje podwórko i przeszliśmy na tyły domu. Obok garażu stała tak wyczekiwana przez niego lodówka. Z jednej strony czułem się podekscytowany wizją pokazania mu jej wnętrza, a z drugiej bałem się, że uzna mnie za dziwaka lub psychola. Wyplątałem rękę i zrobiłem krok do niej. Chwyciłem za zardzewiałe drzwi i pociągnąłem za nie mocno ukazując sześć półek w środku.

- O kurwa – mruknął Henry odsuwając się nieznacznie. Odór z niej buchnął nam w twarze.

Moja kolekcja zaczynała się od półki na samej górze. Były na niej truchła ptaków, niektóre zgniecione lub rozczłonkowane moim scyzorykiem. Niżej były powolnie gnijące myszy i szczury, wypatroszone, złapane w łapki na gryzonie lub przypalane. Półka trzecia zarezerwowana była dla królików, z czym większość była bez kończyn, bo podobał mi się chrzęst kości podczas urywania im łap. Czwarta była specjalnie dla kotów, każdego rodzaju i każdej rasy, każdy z wyrwanymi pazurami i połamanymi zębami, bo w przeciwnym wypadku mógłbym ucierpieć podczas zabawy. Niektóre z nich pozbawione były łbów i ogonów, a ich brzuchy nacięte były pionowo. Śmierdzące jelita walały się po całym ich poziomie. Półka piąta pokryta była ciałami psów, zarówno dużych jak i małych, wszystkich, które spotkałem na ulicy i uznałem za ciekawy łup. Ich przeraźliwie powykręcane pyski przypomniały mi ich bolesne skowyty, którymi tak bardzo napawałem się przy podrzynaniu ich gardeł. Pólka szósta była pusta, wciąż czekając na odpowiednią ofiarę. Chciałem, żeby było to coś dużego.

- Kurwa – powtórzył chłopak. – Czyścisz to czasem?

- Tylko jak się skończy miejsce – powiedziałem zakładając ręce na piersi.

- Czyli często? – zapytał niepewnie delikatnie przysuwając się. Pochylił się i przyjrzał zwierzętom.

- Jakoś raz na dwa, trzy miesiące. Tak myślę.

Chłopak zachwiał się i odsunął od lodówki. Wzdrygnął się i zerknął na mnie. Ponownie się zachwiał i niepewnie usiadł na pniu drzewa, które niegdyś rosło obok. Zamknąłem drzwi urządzenia tym samym odcinając nieprzyjemną dla niego woń gnijących ciał. Spojrzałem na Henrego, który już po paru sekundach zwrócił całą zawartość żołądka prosto pod nogi. Nie spodziewałem się tak silnej reakcji, chodź dla osoby niedoświadczonej mogłoby to być nieco szokujące.

- Wszystko dobrze? – zapytałem siadając koło niego.

- Tak. Nie. Nie wiem, dużo się dziś stało – wybełkotał ukrywając twarz w dłoniach.

Zerknąłem na niego próbując zrozumieć jego tok myślenia. To prawda, zdarzyło się wiele, ale głównie dobrych rzeczy. Jednak widać było po nim, że niezbyt dobrze przyjął ten dzień. Oprócz wymiotów szargały nim dreszcze i widać było jak bardzo stara się nie panikować. Położyłem mu dłoń na ramieniu próbując przekazać mu jakiekolwiek wsparcie. Nie byłem zbyt dobry w okazywaniu uczuć, ale robiłem co mogłem. Chłopak odwrócił się do mnie i wtulił się w moją klatkę piersiową. Oddychał już coraz spokojniej i ewidentnie oczyszczał umysł, pozbywając się niemiłych myśli. Otoczyłem go ramieniem zamykając go w szczelnym uścisku.

- To było straszne – przyznał. – Czemu najniższa półka jest pusta?

- Czekam na odpowiednią okazję. Chcę, żeby to naprawdę było coś – powiedziałem patrząc się na gwiazdy, które zaczęły pojawiać się na niebie.

- Na przykład co? – zapytał zerkając na moją twarz.

- Nie wiem, coś czego jeszcze nie miałem. Coś dużego. Może jakaś sarna.

- A człowiek? – zapytał.

Spojrzałem na niego. Nie widać było już w nim lęku, jedynie zaciekawienie i spokój. Czułem z nim więź, której nie czułem z nikim innym.

- Może – przyznałem. – Czas pokaże.

Nie wzdrygnął się ani nie przeraził. Pokiwał jedynie głową ze zrozumieniem i wtulił się mocniej. Nie ocenił mnie. Lubił mnie takim, jakim jestem. Uśmiechnąłem się do siebie. Nie wiedziałem, jak odczuwa się miłość, ale jeśli w ten sposób, to bardzo ją polubiłem. 

henpat // itOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz