Stara furgonetka mojej babci wesoło obijała się pod moimi pośladkami, a twarz okrywały rudo - różowe promienie zachodzącego słońca, przebijające się przez szczeliny między starymi wierzbami, które rosły tuż przy dziurawej drodze.
- Wohaaaaa Texas!
Dotarł do mnie radosny okrzyk mojego brata totalnie pochłoniętego wykonywaniem nieznanego mi tańca szczęścia. Oczami przeszłości pamiętałam jak w każdą przerwę wakacyjną razem z Eliasem wyjeżdżaliśmy do kochanej babuni, która mieszkała na ranczo w gorącym Texasie. To miejsce daje mi poczucie życia, które w wielkim mieście tak szybko ucieka mi przez palce.
- Jak w dalekim świecie?
Spojrzałam w kierunku siwego mężczyzny, a następnie zwróciłam uwagę na jego silne, zapracowane dłonie, które ze swobodą trzymały kierownice pojazdu.
- W porządku.
Nie za bardzo wiedziałam co powiedzieć, wołałam szybko zakończyć to nie wygodne dla mnie pytanie. A było takie, ponieważ dwa dni temu otrzymałam wiadomość, że nie dostałam się do wybranego collegu. Dodatkowo na lotnisku dowiedziałam się, że mój aktualnie były chłopak zdradził mnie z największą szmatą w szkole, co wkurza mnie podwójnie, bo halooo tylko tyle jestem warta? Na niedomiar złego nie wzięłam ze sobą żadnego stroju kąpielowego. Mężczyzna wyczuwając mój podły humor odwrócił się w moim kierunku i posłał pokrzepiający uśmiech, marszcząc przy tym zabawnie skórę przy oczach.
- Kochanie, wiesz jak jest. Kiedy biegniemy mamy dwie opcje, albo wygrać albo rozwalić nos o bieżnie. Mimo to zawsze warto biec, bo stojąc na pewno nic nie zyskamy, a stracimy za pewne wiele.
- Ma pan rację. Na pewno ma pan rację.
Ostatnie zdanie wypowiedziałam prawie niesłyszalnie.Wiem jedno. Mam nadzieję, że mój wstrętny nastrój nie popsuje tego wyjazdu. Bardzo tęsknie za babcią Helen, marzę o tym żeby położyć się w pachnącej proszkiem pościeli i wysłuchać wszystkich dziwacznych historii o ulubionych zwierzątkach mojej babci. Krowach. Mogę przysiąc, że to są najzabawniejsze stworzenia chodzące po ziemi.
Nagle poczułam szarpnięcie, kawa którą trzymałam w papierowym kubku wyleciała do przodu, rozlewając się na wszystkie strony. Zdezorientowana rozejrzałam się wokół siebie, szukając przyczyny zatrzymania. Kiedy pod kołami furgonetki ujrzałam wystające nogi autentycznie serce zamarło mi w klatce piersiowej.
- Nie wierzę!
Starszy mężczyzna na siedzeniu obok wymachiwał rękami i próbował wydostać się z pojazdu. Automatycznie spojrzałam w kierunku mojego brata, który nieruchomo wpatrywał się w szybkę przed sobą.
- Wysiadaj.
Pociągnełam blondyna za rękaw niebieskiej koszuli. Chłopak w tym momencie otrzeźwiał i razem ze mną wydostał się z samochodu. Ruszyliśmy biegiem w stronę poszkodowanego. Simmons próbował podnieść brązowowłosego, ale nieskutecznie. Na pomoc ruszył mu mój braciszek. Muszę przyznać, że brunet był naprawdę przystojny, nawet wyciągany spod kół błękitnego auta. Miał zmierzwione, przydługie włosy, malinowe pełne usta, bardzo łagodny kształt buzi i zmarnowany wyraz twarzy. O kurwa. Był przystojny, ale co z tego, kiedy on najpewniej nie żyje, a ja oceniam jego stan wyglądowy. Uderzyłam sie ręką w czoło i chcąc pomóc w jakikolwiek sposób żywo chwyciłam drzwi pojazdu i bohatersko je otworzyłam.
- Sally, rusz się i pomóż go wciągnąć do środka!
Do moich uszu dobiegł krzyk mężczyzny, więc szybko wgramoliłam się na siedzenia i nieporadnym ruchem usiłowałam go razem z Eliasem ułożyć wzdłuż foteli, uważając na jego opadłe kończyny, aby ich przypadkiem dodatkowo nie uszkodzić. Mogę przysiąc, że z boku wyglądało to jak porwanie. Usiadłam prosto trzymając delikatnie, jak tylko mogę, jego głowę na wypadek jakby miał skręcony kark. Chłopak lekko pojękiwał. Całe szczęście. Oznacza to, że żyje. Przynajmniej nikt nie będzie odsiadywał dożywocia za próbę morderstwa.
CZYTASZ
Such a Hosue
Teen Fiction"Life is what happens when you're busy making other plans." - John Lennon