Marinette się obudziła, dzięki czemu wszyscy mogli odetchnąć z ulgą. Loren została zawieszona, ale nie groził jej już poprawczak, o co starali się rodzice niedoszłej samobójczyni. Will nie mógł się im dziwić. Gdyby był rodzicem, sam domagałby się sprawiedliwości dla córki, jednak nie znali sytuacji jego siostry i tego, co pchnęło ją do takiego zachowania.
Will nie dzielił się tym z przyjaciółmi, ale odrobinę martwiło go, że ściąganie służb specjalnych do rozwiązania sprawy przemytu tyle trwa. W końcu chodził nawet o życie ludzi, który w przyszłości chcieliby kupić towar McCowley'a. Poza tym, Joe obiecywał Barbarossie, że w jakiś sposób pozbędzie się wspólnika firmy. Musiał jednak darować sobie te rozważania i zaufać ludziom bardziej doświadczonym od niego. Obiecał, że nie wróci do śledztwa, więc chcąc nie chcąc, nie mógł się nad tym długo zastanawiać.
Któregoś dnia po szkole, Will znowu pomagał przy organizacji przedstawiania. Z innymi chłopakami właśnie kończyli odnawiać stary samochód, ściągnięty ze złomu specjalnie do spektaklu. Zadziwiało go, że ta niejeżdżąca atrapa, swoim stanem całkowicie przypomina Złomika Ruthy'ego. Ich praca zaczynała być już widoczna, kiedy w ciuchach umazanych farbą, dumnie siedzieli na poprutych fotelach.
– Jedziemy na miasto, Jones – zaśmiał się Noel, siedzący za kierownicą. Will oparł się o drzwi, wyobrażając, że wiatr wieje mu w twarz.
– Noc będzie nasza – odparł, widząc w lusterku, że Zack wskakuje do wozu, na tylne siedzenia. Omal nie zaczepił nogą o drzwi starego kabrioletu.
– Jadę z wami – zadeklarował.
– Ale dorzucasz się na benzynę – prychnął Will, za co kolega z tyłu wytarmosił mu włosy. Śmiech i przepychanki skończyły, się kiedy nad nimi z założonymi rekami stanął Pan Connor z pobłażliwą miną.
– Skończyła się farba. Jones, skocz do Otisa – polecił, po czym rzucił mu klucze do swojego samochodu. Will wytrzeszczył oczy, mając wrażenie, że facet oszalał. Po tym jaką miał opinię, naprawdę zaufał mu do tego stopnia, żeby powierzyć swoje auto. – Weź trzy razy brudną biel. Powiedz sprzedawcy, że to dla mnie. Ma u mnie dług – nauczyciel uśmiechnął się szelmowsko, po czym wrócił do oglądania próby. Chłopcy spojrzeli na Willa z powagą.
– Connor musi cię lubić, skoro pozwoli prowadzić ci swoją Anastasię – zaśmiał się Noel, szturchając go w ramię.
– To ona ma imię? – zmarszczył brwi, wychodząc z samochodu.
– Jak wszystko, co jest własnością Connora. Jest artystą – przyznał w odpowiedzi, kiedy ten już biegł w stronę parkingu.
Anastasia okazała się być lekko sfatygowanym volvo. Pan Connor na siedzeniach miał pokrowce na siedzenia w panterkę, a na lusterkach wisiały pacyfki. Will niemal potrafił sobie wyobrazić młodego nauczyciela historii sztuki w dzwonach i z przepaską na głowie, jako hipisa. Do sklepu Otisa, w którym można było znaleźć zarówno materiały budownicze, jak i zabawki dla dzieci, miał niecałe dziesięć minut drogi. Kiedy prowadził, bardzo zatęsknił za swoim Indianem, którego będzie mógł odebrać od mechanika, dopiero gdy zapłaci zaliczkę za naprawę. Potem czekał go jeszcze miesiąc pracy w jakiejś fabryce, żeby opłacić resztę.
Gdy zaparkował, szybko znalazł farbę o którą chodziło Panu Connorowi, zabrał trzy wiaderka i ruszył do kasy. Przed nim stało kilka osób, a on zesztywniał poznając jedną z nich. Hyde miał w koszyku najdziwniejszą kombinację, jaką kiedykolwiek widział. Składała się ze spray'u na komary, słoika kiszonych ogórków, popcornu, gwoździ, taśmy klejącej oraz bombonierki. Will bardzo starał się tam nie gapić, jednak mimowolnie zastanawiał się, po co mu to wszystko. Wtedy policjant zauważył go i wykrzywił usta w lekkim uśmiechu, wciąż przyprawiającym go o dreszcz.
CZYTASZ
REPAINT THE ROSES
Teen Fiction"𝙈𝙤𝙯̇𝙚𝙨𝙯 𝙗𝙮𝙘́ 𝘼𝙡𝙞𝙘𝙟𝙖̨, 𝙟𝙖 𝙗𝙚̨𝙙𝙚̨ 𝙎𝙯𝙖𝙡𝙤𝙣𝙮𝙢 𝙆𝙖𝙥𝙚𝙡𝙪𝙨𝙯𝙣𝙞𝙠𝙞𝙚𝙢" Will od zawsze lubił bajki. Głównie dlatego, że jego osiemnastoletnie życie dotąd żadnej nie przypominało. Mimo to, kiedy jego szkolna koleżanka z...