ROZDZIAŁ I

170 11 2
                                    

Rozdział I

Zerwałam się z łóżka równo z waleniem w drzwi. Jak ktoś śmiał walić w te drzwi kiedy ja spałam?!?! M N I E S I Ę N I E B U D Z I W TEN S P O S Ó B. M N I E S I Ę W O G Ó L E N I E B U D Z I.
Otrzepałam z powiek resztki snu i ruszyłam do kuchni za wspaniałym zapachem jajecznicy z bekonem. Mmmm palce lizać. Po drodze zrobiłam sobie szybkiego koka na karku. Zasiadłam z uśmiechem na twarzy. No to czas na żarełko! Tata musiał niedawno wyjechać. Zapewne, nie bałabym się powiedzieć, że kiedy TAK mnie budził, był już gotowy do wyjścia. Całkiem fajnie się z nim mieszka.
Rodzice się rozstali parę lat temu. Mieszkałam w tym czasie z mamą w innym kraju, w Westnight. Potem był wypadek. Mama poskradała zmysły, trafiła do psychiatryka, stamtąd uciekła i wieść o niej zaginęła. Siedzę, więc tu, teraz, u taty, w Brightown i jem sama przy stole jajecznicę z bekonem, którą przygotował mój tata. Uśmiecham się na myśl o tym jak to będzie gdy wejdę do szkoły i wszyscy zaczną na mnie wołać ,, córka tej babki co uciekła z psychiatryka". No cóż przeżyję. Ma się to szczęście nie?
Skończyłam jeść, umyłam naczynia i przyszykowałam się do szkoły. Ruszyłam z domu za pięć siódma. Chwilę potem stałam na przystanku i obserwowałam błoto, które było dosłownie wszędzie. Brrr nie cierpię tej chwili, która jest pomiędzy zimą a wiosną. Taka piąta pora roku. Najkrótsza.
Po mojej lewej stała trójka chłopaków. Jeden był chudy i wyglądł przez to na słabego ale jego spojrzenie sugerowała co innego. Spoglądał na wszystkich jakby z wyższością. Nie cierpię takich gości. Miał kasztanowe włosy. Ten po jego lewej był wyższy od niego. Silniej zbudowany ale wyglądał na gburowatego. Stał z założonymi rękami, i łupał na wszystko wkurzonym wzrokiem. W sumie też bym się tak zachowywałam gdym była ruda. Ostatni, który stał najbliżej mnie wyglądał na gościa, który w jednym momencie potrafi być super gościem, a w drugiej chętnie by wszystkich podusił. Był zbudowany podobnie do rudego ale był zdecydowanie ładniejszy. Czarne włosy ułożone w irokeza, a poza tym ...no cóż, właśnie. Miał ręce w kieszeniach rozpiętej kurtki (KURWA W ZIMIE? SERIO? W ZIMIE?), ale i tak byłam pewna, że je kurczowo zaciska. Próbował udawać wyluzowanego ale coś mu nie wychodziło.
Kiedy tak bezwstydnie taksowałam go, odwrócił się. Był wkurzony. Na prawdę był wkurzony.
- Co? - rzucił a ja popatrzyłam w jego ciemne oczy i wyobraziłam sobie siebię jak wyglądam w tych moich ciemnobrązowych, falowanych i na maksa poplątanycj kudłaczach, paru zakorektorowanych pryszczach i tych chorych oczach. Cała opatulona w ocieplanej kurtce czapce i szaliku, który zasłaniał mi całą głowę, obok chłopaków którzy byli w trampkach, czarnych bluzkach z krótkimi rękawami i rozpiętymi kurtkami. (Nawet nie ocieplanymi) Nie mogłam, ja po prostu nie mogłam wytrzymać. Zaczęłam się śmiać z tego jak ja żenująco wyglądam. O boooooszszss....!!!!! Wszyscy odwrócili się w moją stronę zmieszani i trochę zdziwieni i przestraszeni. Nagle chłopak powtórzył pytanie przez zaciśniętę zęby tylko tym razem brzmiało bardziej ,, co kurwa?! ". Oczywiście wywnioskowałam to bardziej po jego tonie niż po jego zwykłym ,, co". Wyglądało to jakby chciał się na mnie rzucić. Zaczął się cały trząść, a ja tylko patrzyłam i uśmiechałam się rozbawiona.
- Odpuść sobie Shaine. - rzekł stanowczo ten po środku i położył swoją chudą dłoń na jego ramieniu. Podziałało. A przynajmniej trochę. Shaine przestał się trząść i z powrotem odwrócił się w stronę ulicy, która wyglądała jak jedna, wielka kupa błota. W końcu zajechał autobus. Wsiedli pierwsi, mocno się spiesząc. Odczekałam moment i w ostatniej chwili wsiadłam do autobusu. Zapłaciłam za bilet i usiadłam gdzieś na środku. Akurat były wolne oba siedzenia. W sumie cały autobus był pusty nie licząc na końcu zajętych trzech miejsc. Wzięłam słuchawki, puściłam muzę, wyciągnęłam zeszyt z moimi zapiskami i zaczęłam pisać. Napisałam jakiś wierszyk o tym jak to cudownie być wolnym w pułapce. Chodziło mi o odzwierciedlenie tego co czuję. Chodziło mi oto, że tak na prawdę dopóki się nie będzie w pułapce, to nie bedzie można poczuć się wolnym. Za to kiedy wyjdziesz z niej ta wolność będzie przez chwilę, bo potem będzie tylko strach przed pułapką. Czyli podsumowując, filozoficznie rzecz biorą wolność to pułapka. Tak wiem, chore.

Wilk czy nie wilk? (ZAWIESZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz