ROZDZIAŁ V
-Bo co? - odparłam mu prosto w twarz. Ruszyłam przed siebie i kiedy tylko miałam wyjść Shaine złapał mnie za ramiona i postawił przed sobą. O cholera silny jest...
-Bo gówno. Mamy sprawę do omówienia. - popatrzyłam na niego zdziwiona. O co mu chodzi? Przyłazi tu z kumplami, plewią jakieś kłamstwa i mają czelność dawać "sprawę do omówienia" spojrzałam na niego wściekle. Jak on śmie? Złapałam z całej siły zeszyt i kopnęłam go w kroczę. O cholera dużego ma....zaraz O CZYM JA TERAZ DO CHOLERY MYŚLĘ?!?!?! Najpierw się zdziwił, a potem jego twarz skrzywiła się. Haha zabolało! Jednak tylko na ułamek sekundy rozluźnił uścisk. Trzymał wciąż za mocno. Usłyszałam jak rudy zaczął uginać się ze śmiechu. O co teraz JEMU chodzi? Spiorunowałam go wzrokiem.
- Dobrze mała! Hahahaha - salwa śmiechu- Co tak patrzysz? Dokopałaś naszemu niezniszczalnemu braciszkowi.
- Lex...jak cię dopadnę to uwierz mi, twoje poczucie chumoru odnajdzie słowo ,, granica". - Shaine wciąż się krzywił.
- czyli, mam wpierdol?- zapewnił się ru...Lex. Tak Lex.
- Bingo. - odparł.
Oglądałam tę scenkę, zastanawiając się po co ja im do cholery jestem potrzebna? Sami dobrze się bawią.
-mogę już iść? - poprosiłam oschle.
- mamy sprawę do ciebie. - odpowiedział mi chudy.
- jaką?
Zauważyłam, że Shaine w końcu przestał się krzywić, tylko patrzył na moją reakcję.
- kapela. - odpowiedział. Tu mnie zamurowało. No cudownie, tego mi właśnie brakowało. Ah jak będą się ze mnie śmiać jak im uwierzę. Przykro mi ale nie wierzę w wasze kłamstwa. Nagle poczułam jak spłynęła na mnie wena. To jest takie coś, że w jednym momencie stoisz, a w drugim znasz słowa, słyszysz muzykę, widzisz obrazek. Ja poznałam słowa. Musiałam je zapisać zanim zapomnę. Spróbowałam się wyrwać. Dalej nie puszczał. Cholerny dupek. - puść mnie.
- po co? Abyś uciekła? - odparł z wszechwiedzącym uśmieszkiem. Nagle wyobraziłam sobie siebie jako przetrzymywaną, a ich jako porywaczy. Zaśmiałam się w duchu. Jakież to podobne.
- nie.
Spojrzał na mnie niepewnie i puścił. Natychmiast podeszłam do stolika i wyciągnęłam długopis z dna plecaka. Otworzyłam na pustej stronie i zapisałam te parę słów na kartce.
-,, Głowa do góry,
Wszystko się burzy,
Takie jest życie
I tak już przeminie"- przeczytał na głos Shaine. Nawet nie zauważyłam kiedy chłopaki do mnie podeszli. Poczułam spojrzenia niedowierzania na sobie. I po co mi to było? Ehhhh....szkoda gadać. Westchnęłam, wstałam, wzięłam torbę i spróbowałam wziąć zeszyt, ale ru...kurwa! Lex był ode mnie szybszy. Oczy mi się zaszkliły, ale on już przeglądał moje wypociny. Nie mogę uwierzyć. Jak mogłam być aż tak głupia?! Spróbowałam mu go wyrwać, a on popatrzył na mnie dziwnym wzrokiem i pomyślał, aby po chwili powiedzieć:
- Chcesz go? - zapytał bezlitośnie, z błąkającym się uśmiechem na twarzy.
Pokiwałam głową. Tak chcę! Daj mi go! Już! Wszyscy popatrzyli na niego zdziwieni.
- To zgódź się aby dołączyć do naszej kapeli. - uśmiechnął się wrednie i dumny z siebie uniósł brodę.
- Nie chcę iść do waszej kapeli.- odparłam zgodnie z prawdą. No bo co? Nie chcę po prostu. Mam z siebie robić jakąś idiotkę? Chyba wolę nie.
- To nie odzyskasz zeszyciku. - Lex podniósł brew.
- To go nie odzyskam. - powiedziałam niespodziewanie pewnym tonem. Zdziwił się. Uśmiechnęłam się szyderczo.
- To go nie odzyskasz. - odparł niepewny, z udawanym pewnym głosem.
- Trudno. - wzruszyłam ramionami. Wstałam, zarzuciłam plecak na ramię i ruszyłam do wyjścia. Uśmiechnęłam się do nich sztucznie i po prostu wyszłam z sali. Wędrowałam po korytarzach ale za Chiny nie mogłam znaleźć wyjścia. Teraz to kompletnie nie wiedziałam gdzie jestem. Dochodziła godzina wpół do piętnastej. Nie opłaca mi się tak kręcić bez celu. Usiadłam na podłodze, wyjęłam słuchawki i puściłam muzykę. Przymknęłam oczy czekając na dzwonek. Podążę za resztą do wyjścia. W pewnym momencie poczułam jak ktoś szarpie mnie za ramię. Otworzyłam gwałtownie oczy. Czyżbym zasnęła? Obok mnie siedział....no zgadnijcie kto? Shaine! I czego on ode mnie do cholery chce?
- Dlaczego nie chcesz dołączyć do zespołu? - zapytał jakby nie rozumiał DLACZEGO ja nie chce.
- Nie chcę robić z siebie pośmiewiska. - odpowiedziałam odruchowo. Zdziwił się, odwrócił twarz w moją stronę z niedowierzaniem.
- Nikt nie chciał robić sobie z ciebie jaj. - odparł powoli. Wciąż patrzył na mnie w szoku.
- Tylko żarty....taaaa...- przewróciłam oczami.
- Nikt nie chce ani chciał robić sobie z ciebie ani jaj ani żartów ani innych synonimów. - odpowiedział z lekkim uśmiechem.
Parsknęłam śmiechem. Zauważyłam, że on tylko się odrobinkę mocniej uśmiechnął. - Proszę dołącz się.
- A odzyskam zeszyt? - upewniłam się z uśmiechem. Potwierdził ruchem głowy. Nagle na jego twarz wstąpił szelmowski uśmiech.
- Dobra. Miesiąc. Potem dajecie mi spokój. Stoi?
- A chcesz żeby stał? - wyszczeżył się jeszcze bardziej. Dał rękę za moje ramię i poruszył brwiami.
- Zboczeniec! - krzyknęłam uderzając go w ramię i Zaśmiałam się.
- To chcesz czy nie? - udał, że nie rozumie.
- Już, od razu. - odpowiedziałam sarkastycznie. Zdziwił się aktorsko.
- Naprawdę?
- Nie. - wystawiłam mu język. Natychmiast złapał się za serce i udał, że je właśnie mu złamałam. Zaśmiałam się. Po chwili wrócił do siebie i wstał.
- Jutro o 16 próba.
- Nie mogę. - w środy na 16 mam korki z matmy odkąd sięgam pamięcią. - może być o 17.30?
- yyyyhhhh dobra ale muszę powiedzieć chłopakom o zmianach. - po tych słowach odwrócił się z zamiarem odejścia.
- poczekaj! - krzyknęłam przypomniawszy sobie o ważnym szczególe.
- zmieniłaś może jednak zdanie? - podniósł brwi uśmiechając się.
- pomarz sobie. Zeszyt.
- jest u Lexa. Jutro ci da. - uśmiechnął się i odszedł.****
Przepraszam, przepraszam, przepraszam! !!!! Wiem kiepski rozdział, wiem długo nie pisałam. Przepraszam! Po prostu zwał nauki i brak weny! Przepraszam! Mam nadzieję, że wybaczycie mi to oraz ten jakże dramatyczny rozdział!
![](https://img.wattpad.com/cover/36748646-288-k387755.jpg)