paul/richard ;
***
– Paul, co ten sierściuch robi w naszym domu? – rzekł Richard, ujrzawszy małego kota w czarno-brązowe łaty, trzymanego przez swojego lubego na rękach.
– Znalazłem go w kartonie przy koszu na śmieci. Uroczy, prawda? – Paul pogłaskał zwierzę, uśmiechając się delikatnie.
– Uroczy...– powiedział z przekąsem – Uważaj, skoro jest bezpański, to może mieć jakieś pchły.
– Sprawdzałem, żadnych nie ma.– mimo to, odstawił kota na podłogę, ten zaraz potem przystawił się do nogawki spodni zaczął ją drapać i gryźć. – Z tego, co się orientuję, to chyba samiec... Jak damy mu na imię?
– Imię? Po co? – Reesh przełknął swoją kawę z mlekiem, patrząc się pytająco na Paula.
– No... a jak będziemy się do niego zwracać? Kocie?
– Chwila, my się chyba nie zrozumieliśmy. Nie wiem jak ty, ale ja nie potrzebuję żadnych zwierząt, a tym bardziej kotów.
Niższy gitarzysta posmutniał.
– No ale co my z nim zrobimy? Chyba nie chcesz go oddać do schroniska!?
– Niekoniecznie, możemy popytać znajomych albo wystawić jakieś ogłoszenie.
Paul schylił się, po czym zaczął głaskać zwierzę.
– No ale mimo wszystko, trzeba iść z nim do weterynarza, czy coś takiego... – ewidentnie nie dawał za wygraną.
Kot odstąpił już od nogi Paula i aktualnie leżał na podłodze do góry brzuchem po to, żeby można go było lepiej pogłaskać. Od czasu do czasu miauczał.
– Ok... – Richard dokończył swoją kawę. – Ale za maksymalnie dwa tygodnie już go nie ma, jasne?
– Tak jest! – Paul wstał specjalnie, żeby przytulić swojego chłopaka. – Kocham cię!
– Dobra, dobra... – wycharczał nieco pogodniejszym tonem.
***
Richard leżał już w łóżku, miał na nosie swoje okulary i czytał jakieś czytadło, które dorwał w markecie za parę groszy, przy świetle lampki nocnej. Czekał na Paula, który był jeszcze w łazience. Wertował spokojnie strony tego wątpliwej jakości dzieła, kiedy nagle poczuł na swojej dłoni coś ciepłego i szorstkiego. To kot wskoczył na łóżko i zaczął przymilać się do ręki Richarda.
– Sierściuch! Sio, na ziemię!
Kot na to tylko odmruknął w odpowiedzi, po czym udeptał poduszkę Paula i się na niej zwinął w kłębek. Richardowi niezbyt to odpowiadało, ale jednocześnie nie chciał być agresywny w stosunku do intruza, więc postanowił go zwyczajnie zignorować.
– Kotek! – Paul, który właśnie wszedł do sypialni, rzucił się na kota i podrapał go za uchem. Kot w odpowiedzi owinął się dookoła ręki Paula, zaczął ją gryźć i drapać – Ałaa!
– No widzisz, mówiłem ci, żebyś na niego uważał.
– Ale groźny! – powiedział dziecinnym tonem, marszcząc nos – Myślisz, że imię Armin do niego pasuje?
– Jak Armin Meiwes?
– Mhm!
Richard poprawił zsuwające się oprawki.
– Czy ja wiem... miejmy nadzieję, że nie odgryzie ci tej części ciała. – pogłaskał Paula po jeszcze wilgotnych z prysznica blond włosach.