You are enough, Alois

30 13 0
                                    

"Jesteś bezwartościową dziwką!"

"Śmieć!"

"Nikt cię nie kocha, idioto."

"Dziwne, że Claude cię jeszcze nie zabił. Jak można wytrzymać z tak irytującym bachorem?"

"Schudnij, gruba świnio!"

"Nie jesteś i nigdy nie będziesz wystarczający."

"Zdechnij wreszcie!"

Podciągnął kolana bliżej klatki piersiowej, mocno trzymając się za głowę w nędznej próbie uciszenia natrętnych wrogów własnego umysłu.

To tak bolało.

Niesamowity ból psychiczny emanujący od głosów przerodził się w poważną fizyczną katorgę, tak intensywną, że zwykłe wstanie z łóżka było czymś niemalże niemożliwym.

Łzy przesłoniły mu wzrok, a wraz z nimi pojawiające się przed jego niebieskimi oczyma migające oraz nieustannie zmieniające się w zawrotnym tempie obrazy własnej śmierci, wywołanej w najbardziej brutalny i bolesny sposób, utrudniały wykonanie jakiejkolwiek czynności, która wymagała więcej energii niż ta potrzebna na chodzenie, czy oddychanie.

"Głupi dzieciak."

"Nie łudź się, że ktokolwiek kiedykolwiek będzie cię chciał. Nikt cię nie potrzebuje!"

"Zabij się!"

"Światu będzie lepiej bez ciebie!"

"Zrób wszystkim przysługę i skocz z tego pieprzonego balkonu!"

Całe policzki mokre od słonych kropel, nos opuchnięty, a białka oczu zaczerwienione.

Tak żałosne.

Odchylił z lekka głowę na tyle, by spojrzeć w okno sypialni.

Słoneczna pogoda całkowicie kolidowała z ponurym nastrojem panującym w pomieszczeniu.

Zapłakał rzewnie, wypuszczając głośny szloch, który bezskutecznie próbował uciszyć, zatykając ręką usta.

Pulsujący ból przeszył go na wylot, rozpoczynając się ogromną pręgą, od której rozprzestrzenił się drobnymi, wbijającymi się w ciało setkami, a nawet tysiącami igiełek.

Krzyknął, wciąż trzymając dłoń na wargach, nie mogąc znieść cierpienia wywołanego przez pozornie nie mające większego wpływu na kondycję organizmu głosy.

Zaraz potem natarły z podwójną mocą i uderzyły go falą udręki z siłą 5000 koni, sprawiając, że rzeczywiście poleciał do tyłu, pozwalając sobie na dalsze znoszenie tortury, jaką fundowało mu coś, co powinno pierwotnie go przed tym chronić - jego własne ciało.

Wiedział, że jest z nim źle.

Wiedział, że potrzebuje pomocy.

Ale nie miał nikogo, kogo mógł o nią poprosić.

A przynajmniej tak myślał.

Załkał cicho i sięgnął po nożyk, zwykle schowany pod poduszką, teraz leżący nieopodal niego, całkowicie skąpany w bordowej cieczy utrzymującej go przy życiu.

Trzęsącą się ręką przyłożył ostrze do niesamowicie wychudzonego nadgarstka oraz jednym, szybkim pociągnięciem ozdobił go kolejną krwawą szramą.

Szkarłat spłynął po kończynie i wylądował na świeżo zmienianej fioletowej pościeli, mieszając razem kolory oraz dając barwę głębokiego brązu.

You are enough. Alois Trancy one-shot uzupełniającyWhere stories live. Discover now