Tchnienie

14 2 0
                                    

Otwarcie szklanych wrót było kluczowe. Z wiecznego wygnania wrócił duch. Ja. Wstąpiłem w bezwładne ciało. Przywitałem się z mroźnym powietrzem. Nachapałem się powietrza. Żałosna klatka żeber ledwo utrzymała pulsujący gwałtownie balon płuc. Skroplona osobowość przelała się w krew. Wystarczyła sekunda, żebym wrócił do własnej głowy i swój własny stary porządek urządził na nowo, według mody nabytej na zewnątrz. Zewnątrz... Słyszałem swój oddech... od wewnątrz. 

Z każdą chwilą czułem więcej. Wola rozlewała się po czerwonych naczynkach na całe ciało. Zgarnąłem z parapetu śnieg. Ścisnąłem. Zimno. Momentalnie w całej skórze poczułem tamten dwór. Najżałośniejsze ubranka nie uchroniły mnie przed uderzeniem, które aż wepchnęło mnie z powrotem do środka i prawie zrzuciło w dół, gdzie czekało twarde łoże. Jednakże ja nie chciałem tam spadać. Myśl była silniejsza od ciała. Wróciłem na okno. Przerzuciłem nogi na drugą stronę i dałem im zwisać swobodnie. Spojrzałem nawet na dół. Każdy kąt wyścielony śniegiem. Brak czasu na zwiad. Zaufałem ciału. Kłujący ból w potylicy, jak u łowcy z krwi i kości. Ten sam ból zepchnął mnie w dół, żebym utopił się w cudownej bieli.

Zaciągając się powietrzem, złożyłem hołd Białej Krainie. Lodowy wiatr wepchnął mnie z powrotem na tron upleciony z twoich nerwów. Jesteśmy znowu jednością. Więc, ciało drogie, daj się prowadzić, bo musimy iść dalej. Inaczej zginiemy.


You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jan 22, 2022 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Rośliny i inne płynyWhere stories live. Discover now