Georgina
Kiedy późnym wieczorem rodzice odebrali z mojego domu Emily, nareszcie mogłam w spokoju wziąć kąpiel i trochę poukładać sobie w głowie. Leżąc w wypełnionej po brzegi wodą wannie, przypominałam sobie rozpromienioną twarz mojej siostry, kiedy zespół wchodził na scenę. Jeszcze nigdy nie widziałam jej tak szczęśliwej i uśmiechniętej. W tamtym momencie przypomniałam sobie, że w jej wieku też miałam obsesję na punkcie zespołów. Rozumiałam ją.
Nadal nie mogłam pojąć, w jaki sposób Emily przekonała mnie do wyjścia z domu. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że stałam w tłumie ludzi, którzy obijali się o mnie i cały czas mieli ze mną fizyczny kontakt. To było nie do pomyślenia, ale udało mi się tam wytrzymać i kompletnie nie zwariować. Wszystko wskazywało na to, że może nie jest ze mną aż tak źle.
Od tak dawna nie słyszałam muzyki, a ten koncert mnie dobił. Instrumenty, wokal na żywo... Do tej pory unikałam wszelkich dźwięków jak tylko mogłam.
Moje rozmyślania przerwały wibracje telefonu. Nawet w nim wyłączyłam odgłosy dzwonków i powiadomień. Okazało się, że dzwoniła moja mama. Emily z pewnością zdała jej relacje z koncertu, więc teraz na pewno czeka mnie długa rozmowa na temat opuszczenia domu po tak długiej przerwie. Rozmowa na MÓJ TEMAT.
I tak było. Na szczęście moja siostra nie powiedziała matce o zdarzeniu na Meet&Greet z PTV, więc tamta nie musiała się niepokoić, że zachowywałam się dziwnie i odstawałam od reszty. Ale prawda była inna.
Rodzice znowu kazali mi znaleźć pracę. Do tej pory zajmowałam się tłumaczeniem tekstów na zamówienie. Nie musiałam wychodzić z mieszkania, wszystko załatwiałam przez internet. Wygodna rzecz. Pieniądze, które dostawałam były zależne od długości tekstu do przetłumaczenia. Czasami nie miałam szczęścia, więc musiałam pożyczać od rodziców. Miałam pewność, że mieli dość tego, że ich pełnoletnia, zdolna do pracy córka zbyt często wyłudza duże sumy na opłacenie czynszu.
Ta dyskusja po raz kolejny doprowadziła do kłótni między mną, a mamą. Od razu się rozłączyłam, a telefon wypadł mi z trzęsącej się ze zdenerwowania ręki, prosto do wanny. Z niemym krzykiem wyłowiłam nieszczęsną komórkę. Niestety było za późno, bo kiedy próbowałam ją uruchomić, słyszałam tylko ciche syczenie dochodzące z wnętrza urządzenia. Miałam ochotę zacząć płakać. Po pierwsze - znowu pokłóciłam się z mamą. .Po drugie - moja komórka była martwa. Po trzecie - nie mogłam znieść tego, że pnie potrafiłam znaleźć w sobie siły, aby pokonać wszystkie trudności.
Dlatego kiedy tylko opuściłam łazienkę, siadłam do komputera i dałam ogłoszenie, że poszukuję pracy. Nie przez komputer, tylko w prawdziwym świecie.
Nie wiedziałam, skąd ta nagła zmiana. Być może chciałam przestać wiecznie się nad sobą użalać. Ale ten tok myślenia trwał krótko. Kiedy wcisnęłam Enter, przeraziłam się.
Naprawdę to zrobiłam.
***
Postanowiłam o tym zapomnieć. Zresztą, była mała szansa, żeby wsród tak dużej ilości chętnych, ktoś mnie przyjął.
Jednak po dwóch tygodniach dostałam tajemniczego e-mail'a. Potrzebowano osoby, która odbierałabym wiadomości, odpisywałaby na nie i zajmowała się stroną internetową. Coś w rodzaju asystenta. Miałam doświadczenie w korespondowaniu i sprawianiu, by tekst wyglądał profesjonalnie, więc uznałam, że ta oferta wcale nie jest taka zła.
Długo nad tym myślałam. Trochę się obawiałam, że być może nie podołam, ale wtedy przypomniałam sobie wszystkie rozmowy z rodzicami i zdecydowałam, że spróbuję podjąć się tego wyzwania dla nich. Przynajmniej tyle mogłam zrobić, aby nie byli aż tak mną zawiedzeni.
Umówiłam się więc na spotkanie. Długo stałam przed szafą, aby wybrać odpowiedni strój. Wśród dresów i powyciąganych, starych koszulek nie byłam w stanie skompletować żadnego zestawu. W końcu znalazłam czarne dżinsy i ładną koszulę (w tej jedynej ze wszystkich, które przejrzałam nie brakowało guzika).
Spotkanie miało odbyć się w jakiejś kawiarence. Tuż przed wyjściem z domu szybko sprawdziłam dokładny adres i zdjęcie mojej pracodawczyni, abym nie miała problemów z jej znalezieniem.
Jak się spodziewałam, miałam drobne problemy z dojazdem. Nie dość, że musiałam jechać komunikacją miejską, to nie umiałam do końca posługiwać się GPS'em w nowym telefonie.
Kiedy przeżyłam podróż autobusem, nareszcie mogłam dotrzeć piechotą do celu.
Weszłam do wnętrza kolorowej kafejki. Od razu owiał mnie zapach parzonej kawy, słodkich ciast i świeżych kwiatów, które stały na stolikach. Bezradnie badałam wzrokiem salę, szukając osoby, która pasowałaby swoim wyglądem do postaci ze zdjęcia.
Nagle zauważyłam jak ktoś do mnie macha. To była ona. Szczupła blondynka o uśmiechniętej twarzy. Podeszłam do niej i dopiero teraz poczułam się naprawdę nieśmiała.
- Hej - powiedziała, wyciągając do mnie zadbaną dłoń - Alysha Nett.
- Georgina - przedstawiłam się i z wahaniem wyciągnęłam do niej swoją rękę. Chyba tego nie zauważyła, bo od razu wskazała mi miejsce na przeciwko, w fotelu.
Była bardzo miła, ale nie byłam pewna czy mnie przyjmie. Patrząc na nią, bardziej skupiałam się na krytykowaniu siebie. Czułam się przy niej strasznie. Moje lekko przetłuszczone włosy były związane w luźny i niedbały koński ogon, a od wiecznego siedzenia w domu straciłam całą formę i trochę przytyłam. Nie mówiąc już o kompletnym braku makijażu.
- Podobasz mi się. Nadajesz się do tej pracy - usłyszałam, kiedy jej głos wyrwał mnie z transu.
- Słucham? - spytałam z niedowierzaniem.
- Umiesz w sumie trzy języki, z tego co widziałam po twoich tłumaczeniach, potrafisz korespondować przez internet. Plus, twoja strona wygląda naprawdę fajnie. Wszystko się zgadza.
- To znaczy, że dostaję szansę?
- Tak - potwierdziła blondynka - Ze wszystkich osób, które do tej pory spotkałam, to twoja oferta najbardziej mi odpowiada.
- Bardzo pani dziękuję - odetchnęłam i zaczęłam mieć nadzieję, że jednak nie będzie aż tak źle.
- Skoro już się poznałyśmy, mów mi na ty. Jeśli mamy razem pracować, to taki układ będzie o wiele przyjemniejszy.
W tamtym momencie ktoś nachylił się nad dziewczyną i pocałował ją w policzek.
- Mike! - Alysha odsunęła się od niego i cicho się zaśmiała - Nie widzisz, że rozmawiam?
- Przepraszam, skarbie. Jestem trochę wcześniej - przeprosił szybko i usiadł obok blondynki.
- Mike, to jest Georgina. Właśnie ją zatrudniłam na okres próbny.
Dopiero teraz skierował na mnie swój wzrok. Jego pogodna twarz w sekundę spoważniała. Wpatrywał się we mnie tak intensywnie, że zaczęłam czuć się nieswojo. Nie miałam pojęcia o co chodzi. Po chwili ja też go rozpoznałam. To był jeden z tych muzyków. O ile się nie myliłam, grał na perkusji.
Wstrzymałam oddech, gdy kiwnął do mnie głową.
- Miło cię poznać.
Nie odpowiedziałam.
Alysha zdawała się nie widzieć naszej dziwnej wymiany spojrzeń.
- Dziękuję za przyjście, Georgino. Bardzo się cieszę się, że mogłyśmy się spotkać. Nie będziesz miała nic przeciwko, jeśli zadzwonię wieczorem? Umówimy się na ponowne spotkanie, pokażę ci wtedy moją stronę. Naprawdę chciałabym cię lepiej poznać, ale jak widzisz Mike przyszedł wcześniej, a nie chcę żeby podsłuchiwał - mówiąc to oparła głowę na jego ramieniu.
- Jasne, w zasadzie miałam już się zbierać. Muszę...cóż, jeszcze coś załatwić. Do zobaczenia!
Nie czekając na odpowiedź, odstawiłam na stół szklankę z sokiem, którą do tej pory trzymałam mocno zaciśniętą w dłoniach i zabrałam swoją torbę z krzesła obok. Szybkim krokiem opuściłam kafejkę, ostatni raz oglądając się na zapatrzoną w siebie parę.
Znowu czułam przyśpieszone bicie serca. Dlaczego tak bardzo się denerwowałam?Vic
- Otwarte! - krzyknąłem, przewracając na patelni świeżo zrobioną tortillę. Krzątając się przy kuchence, nie byłem w stanie pójść i samodzielnie otworzyć drzwi. Nigdy nie byłem dobrym kucharzem i musiałem mieć oko na przygotowywane jedzenie przez cały czas, bo wiedziałem, że w każdym momencie coś mogłoby pójść źle, a moja kolacja byłaby zmarnowana.
- Siema, bracie - do kuchni wszedł Mike. Kiedy tylko mnie zobaczył, parsknął śmiechem.
- Co cię tak śmieszy? - spytałem sucho i wytarłem ręce o ścierkę. Miałem na sobie kucharski fartuch i związałem włosy w krótkiego kucyka, ale nie wyglądałem aż tak tragicznie.
Rozbawiony Mike wskazał na moją twarz. Przyłożyłem rękę do policzka i starłem z niego mąkę, która jakimś cudem znalazła się właśnie w tamtym miejscu kiedy przygotowywałem ciasto na tortillę.
- Co ty tu właściwie robisz? Dochodzi 20:00.
- Przyszedłem pogadać. To chyba jasne - odparł, kiedy opróżniałem zawartość patelni - Wymieniłeś kanapę? - zapytał, przechodząc do salonu.
- Tak, tamta miała niespieralne plamy. A więc? - ponagliłem go. Od czasu wyprowadzki nie przychodził tu często. Uznałem, że coś musiało być na rzeczy.
- Stary, nie uwierzysz - westchnął Mike - Alysha spotkała się dzisiaj z tą laską, aby porozmawiać z nią o zatrudnieniu. I co się okazało? To była ta dziewczyna z koncertu.
Nie wierząc w jego słowa, wyjrzałem z kuchni i oparłem się o ścianę, cały czas na niego patrząc.
- Naprawdę?
- Uznałem, że powinieneś wiedzieć.
No tak. Owa dziewczyna śniła mi się praktycznie każdego dnia, więc powiedziałem Mike'owi o tym ciekawym zbiegu okoliczności. Nic dziwnego, że teraz tak się przejmuje.
- Mogłeś się pomylić - stwierdziłem, bo nawet mi z dnia na dzień zamywał się jej obraz w głowie.
- To na pewno była ona. Miała strasznie rozbiegany wzrok - upierał się Mike.
Zmyśliłem się. Czy to był przypadek?
Z transu wyrwało mnie bulgotanie sosu, dochodzące z kuchni.
- Cholera jasna! - wrzasnąłem i natychmiast znalazłem się przy kuchence.
Znowu mało brakowało, abym coś przypalił.
Mike wyszedł, a ja w spokoju zjadłem swoją kolacje. Myślałem o tej dziewczynie. I chociaż wiedziałem, że to głupie, to chciałem ją znaleźć. Fakt, że cały czas pojawiała się w moich snach trochę mnie przerażał. Takie rzeczy zdarzały się przecież tylko w filmach, prawda?
Chciałem ją poznać.
Może wtedy pojawiłyby się odpowiedzi na wszystkie moje pytania.Od autorki:
No to mamy już 3. Dopilnuję, aby Vic spotkał się z Georgie w następnym rozdziale ^^
CZYTASZ
The First Punch • Vic Fuentes FF
FanfictionGeorgina nie wychodziła z domu od pięciu lat. Powoli zaczęła zapominać jak wygląda życie poza ścianami jej małego mieszkania w jednym z bloków w San Diego. Unika ludzi, a jedyną osobą, z którą się widuje jest jej młodsza siostra, Emily. To właśnie o...