1.

76 8 4
                                    

To byłby piękny poranek, gdyby nie zbliżający się rozlew krwi.

Metaforyczny, bowiem dwie postacie skaczące sobie do gardeł były zbyt dojrzałe by rozpocząć fizyczną walkę. Nie, że nie chcieli, ale jedna z nich wiedziała, że nie ma szans, a druga znała konsekwencje takiego zachowania.

Dlatego pozostali przy zabijaniu się spojrzeniami i zjadliwych komentarzach.

To był dziwny widok dla tych, którzy ich widzieli. Zazwyczaj apatyczny wampir tym razem miał twarz skrzywioną i brwi zmarszczone, tak że wszyscy postronni widzieli jego odrazę do małej, wątłej kobiety przed nim. Ta zaś jedynie mrużyła oczy, jakby chciała w ten sposób zwiększyć stężenie jadu, który spływał z jej słów.

Nie sposób było zrozumieć jak to się zaczęło. Kobieta sama nie była pewna. Nie miała nic do zarzucenia wampirowi od początku, ale jawna niechęć, z jaką ją traktował, z biegiem czasu zbierała swoje żniwo i nie potrafiła już spojrzeć na mężczyznę inaczej niż ze złością. Był złośliwy i tak arogancki, jakby był samym królem. W dodatku uwielbiał wytykać wszystkie jej błędy, jakby nie istniało nic istotniejszego niż po prostu udowodnienie jej jak beznadziejna jest.

Tak właśnie zaczęła się ich kolejna kłótnia.

- Nevra – usłyszała za sobą nowy męski głos. Spojrzała w tamtą stronę i westchnęła.

Lance.

Znała smoka tylko z widzenia. Nie miała styczności ze strażą Obsydianu poza treningami, ale i wtedy nie rozmawiała z tym mężczyzną. Jako szef straży Lance raczej nadzorował treningi utalentowanych lub dobrych w walce strażników, a ona nie miała ani siły, ani umiejętności. Mimo braku bliższej znajomości jednak zdążyła się zorientować, że mężczyzna był znacznie lepszy od Nevry.

Dlatego też westchnęła. Ponieważ doskonale zdawała sobie sprawę, że konflikty w straży nie były dobrze widziane, a wojownik nie zamierzał puszczać płazem takich rzeczy. Nigdy tego nie robił.

- Już tutaj? – wampir uniósł brew w niezwykle elegancki sposób. Nie sposób było odmówić mu urody. Widziała w życiu wiele pięknych osób i śmiało mogła stwierdzić, że to był jeden z najprzystojniejszych mężczyzn na świecie. Jednak świat był poniekąd sprawiedliwy i w jego przypadku charakter nie szedł w parze z wyglądem.

- Przestań zajmować tych, którzy powinni się przygotować do drogi – Lance rzucił jej krótkie spojrzenie. Nie było to przyjemne, kiedy na nią patrzył. Chociaż to była jedna z nielicznych osób, które zachowywały się wobec niej neutralnie, smok zawsze wydawał jej się lodowatą skałą skupioną tylko na pracy. Ale to był jego nastawienie wobec wszystkich, dlatego akceptowała to w pełni i skinęła głową zanim wróciła do konia, którego opuściła po pojawieniu się wampira w okolicy.

- Naprawdę sądzisz, że zabranie ją na misję ma sens? Nie szkoda ci zapasów? – usłyszała głos Nevry. Zacisnęła palce na smakołykach dla zwierzęcia, którego łeb trącał torbę leżącą obok jej nóg. Wiedziała, że była uznawana w kwaterze za bezużyteczną osobę, ale to wciąż ją irytowało. Może i nie miała fizycznej siły, ale wciąż z pewnością było coś, w czym mogła być dobra.

Nawet, jeżeli wciąż tego nie znalazła.

Nie słyszała odpowiedzi Lance'a ani dalszej ich rozmowy. Skupiona na wierzchowcu, usłyszała dopiero kiedy Lance kazał im wszystkim zebrać się i ruszyć w drogę.

Kwatera była cicha, kiedy przemierzali ją idąc w stronę bramy. Było ich sześcioro. Lance, ona, chłopak ze straży Absyntu i trzy osoby ze straży Obsydianu, których nie znała. Kojarzyła tylko młodego brownie, który należał do Absyntu, a podczas podróży był ich zapleczem medycznym wraz z Rian.

Dopiero na skraju lasu natknęli się na grupę podróżników. Kobieta od razu zorientowała się z kim mają do czynienia. Pielgrzymi.

Nie lubiła ich tak jak i powodu, dla którego tak licznie przybywali do Kwatery. Kryształ był obiektem kultu tak jak i dwa aengele, które poświęciły się dla ich świata. I chociaż rozumiała dlaczego tak było, nie potrafiła wzbudzić w sobie żadnych pozytywnych uczuć, kiedy o tym myślała. Samo przechodzenie koło sali, w której znajdował się kryształ przyprawiało ją o nieprzyjemne dreszcze. Moc, która biła z tamtego pomieszczenia niemal krzywdziła ją fizycznie, mimo że nie zostawiała po sobie śladów. Ale ona czuła tą wrażliwość swojej skóry jeszcze na długo po odejściu.

Potrząsnęła głową, kiedy jej towarzysze pokierowali pielgrzymów ku kwaterze i cała grupa wspięła się na konie. Nie była jakoś niebywale wdzięczna za to co się stało. Sami nabałaganili, sami musieli posprzątać. Tak by podsumowała to, co się wydarzyło przed laty.

Nieświadomie przeniosła wzrok na przód ich grupy.

Lance był zamieszany w tamte wydarzenia. Nie była pewna co dokładnie się stało. Przybyła do kwatery po poświęceniu i raczej wszyscy unikali tematu w tamtym czasie, a Rian nie była na tyle towarzyską osobą by zaprzyjaźnić się i poznawać najświeższe plotki. Mimo to nie mogła nie usłyszeć szeptów, które krążyły za jego plecami, ani tych spojrzeń, kiedy Lance się pojawił w kwaterze. Była pewna, że smok nie miał pozytywnego wkładu w Niebiańskie Poświęcenie, ale prawdę mówiąc, nie interesowało ją to. To była już skończona historia, której odgrzebywanie nikomu by nie pomogło.

Tak jak grzebanie w jej przeszłości.

Jej szczęki zacisnęły się na samą myśl o tym. Kim była, by grzebać w czyjejś przeszłości, kiedy sama starała się zapomnieć o swojej? 

Wzbijając się ku niebu [ELDARYA] || Lance x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz