Dwa.

324 31 20
                                    

6:16

Zerwałem się do siadu, spanikowany i zlany zimnym potem. ZSRR dalej spał, niezmiennie na plecach. Przetarłem twarz rękami i zwlokłem się z łóżka, mamrocząc pod nosem. Poszedłem do łazienki. Kurwa. Nie spodziewałem się, że tyle wspomnień może wrócić jednej nocy. Popatrzyłem na siebie w lustrze. Te same jasnoniebieskie, podkrążone i zaczerwienione oczy co zawsze. Tak samo jasne, blond, niemal platynowe, włosy. Wyglądem tak samo jak zawsze. Nie. Inaczej. Wyglądałem na... słabego. Wrażliwego. Byłem roztrzęsiony, było mi zimno i niedobrze. Czułem się chory.

Usiadłem na podłodze i schowałem głowę między kolanami. Wdech, wydech. Wdech, wydech. Wdech, wydech. Łzy zaczęły obficie spływać po mojej twarzy. Paliły. Paliły żywym ogniem, wżerały się w policzki, parzyły, gryzły, gotowały się. Zatrzymywały się na sekundę na moich jasnych rzęsach a po chwili ponownie tańczyły swoje brutalne tango na mojej skórze. Czy naprawdę aż tak mi zależy na wygranej? Czemu dalej nie zaadoptowałem kota? Skąd ten ból?
"Boleć to będzie nóż w plecach ty bezduszna kurwo."
Znowu to samo. Te same natrętne myśli.

Jeśli mam być szczery zaczęły mnie wkurwiać, to moja decyzja komu, co i w co wbiję, wetknę czy w inny sposób włożę. Nos w sprawy, chuj w dupę i nóż w plecy, to wszystko to samo. Teraz już nie płakałem, teraz liczyłem płytki. Jedna, druga, trzecia, czwarta, a ta jest złamana. Czy złamaną liczyć jako jedną czy jako dwie? Jeśli jako dwie, to czy wielkość odłamków ma tu znaczenie? Czy jeśli zetrzeć płytkę na pył to to będzie jedna, sproszkowana płytka czy miliard minipłytek? I najważniejsze, czemu miałbym proszkować płytkę.

Tak rozmyślając nad płytkami nawet nie zauważyłem, że słońce zdążyło wzejść. Podniosłem się i polazłem z powrotem do sypialni. ZSRS leżał na boku, a lekko pomarańczowe światło słoneczne odbijało się od jego skóry w tak korzystny sposób, że nawet ja, taka bezduszna kurwa, musiałem przyznać że wyglądał pięknie. Nie seksownie, nie pociągająco, nie było w tym nic seksualnego. Po prostu piękno. Ej ej, niedobry Rzesza, zły kanclerz, nie zakochujemy się w komuniście, fuj. Już wystarczy że ten sukinsyn zrobił ci dzieciaka.

No właśnie. Chyba o tym nie wspomniałem, ale ten, głupia sprawa, mam dziecko ze Związkiem Radzieckim. Syna, tak dokładniej. Niemiecka Republika Demokratyczna. Młody jest śliczny, mądry, trochę za bardzo komunistyczny, ale naprawdę długo nie mówiłem ZSRR o fakcie że, ten, no, jest jego. Dziesięć lat, tak dokładniej. Mówiłem już, że jestem świetnym aktorem? Chyba mówiłem. Tak czy siak NRD tak samo jak moja córka był trzymany "na odległość". Nie chciałem dzieci, byłbym kijowym ojcem, a z doświadczenia powiem, że lepszy brak rodzica niż chujowy rodzic.

Skoro na temacie rodzinki jesteśmy niegrzecznie byłoby nie wspomnieć o mojej matuli, o Prusach. Oj, Prusy, Prusy. Można mnóstwo o niej powiedzieć, a wiele z tego lepiej przemilczeć. Była brutalną suką, w domu, w pracy, wszędzie. I nie jest to takie gadanie spłakanego dzieciaczka, który nie dostał od mamusi prezentu na urodzinki. Na moich oczach moja kochana mamuśka rozwaliła mojemu bratu łeb o kant stołu. Nie zasłużył na to, co go spotkało. Może i Weimar był nieprzyjemny, ale nadal, taka śmierć? No i to nie wszystko. Mateczka chlała na potęgę.

Wódka, wino, likier, cokolwiek było pod ręką. I oczywiście gdy się już schlała to nie była potulna jak baranek tylko agresywna. Za dzieciaka potrafiłem parę godzin przesiedzieć skulonym w szafce pod zlewem żeby uniknąć oberwania butelką po łbie. Po takim króciutkim streszczeniu chyba nie zdziwi nikogo, że matka za dobrze mojego niedziewczynowania nie przyjęła. Tradycyjnie, zaczęła się drzeć, grozić, rzuciła we mnie butelką, szklaną, po wódce. Roztrzaskała się mi na twarzy.

Bezwiednie dotknąłem blizny na policzku. Była niewielka, niezauważalna, nie myślałem o niej za dużo. Ale teraz? Teraz miałem ochotę wziąć nóż i wyciąć sobie kawałek twarzy tylko żeby jej nie było. A w sumie, co mi szkodzi. Podszedłem do szafki nocnej i wyciągnąłem rękę po leżący na niej scyzoryk. Małe ciach i po bliźnie. Opuszki moich palców już musnęły metal. Prawie miałem nożyk w ręce gdy nagle, bez ostrzeżenia, szorstka, silna i duża dłoń złapała mnie za nadgarstek, a jej właściciel stanowczym, lekko zaspanym tonem wypowiedział jedno proste słowo.:

- Nie.

I co teraz?

Plan Barbarossa [III Rzesza x ZSRR]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz