**•̩̩͙✩•̩̩͙*˚ 0 ˚*•̩̩͙✩•̩̩͙*˚*

52 5 0
                                    


Where you go, I’m going, 
so jump and I’m jumping
Since there is no me without you
Soldier on, Achilles,
Achilles, come down
Won’t you get up off, 
get up off the roof?


      Na górze oddychanie staje się trudniejsze.
      Tak wysoko ludzki umysł wypełnia jedynie strach, chaotyczne myśli oraz nieproszone wizje. Pragnienie by znaleźć się na ziemi, wrócić do bezpieczeństwa.
      Alven chciał jedynie, by wszystko ustało.
      Euforia po odzyskanej wolności szybko została zastąpiona przez rozpacz. Ich twarze były na zawsze wyryte w jego pamięci, a także tamten moment i krew, tak wiele płynnego szkarłatu...
      Chciał rzucić się w przepaść i pozwolić by pochłonęła go całkowicie. Tym razem dobrowolnie, nie pozwalając ponieść się parze skrzydeł.
      Na dole czekała na niego nicość.
      Nareszcie.
      Niespodziewanie coś szarpnęło jego wnętrzem, obijając się głucho o kości i wywołując drżenie w jego mięśniach.
      Och.
      Uniósł buntowniczo bosą stopę nad tętniącą życiem wioską, chwiejąc się nad skrajem przepaści. Jeden krok dzielił go od osiągnięcia celu.
      Oraz demon, który zadrżał i warknął w proteście.
      Zamarł.
      Chociaż nie mógł zapomnieć o istnieniu nieczystej istoty zamieszkującej jego ciało i umysł, nigdy wcześniej jej nie przebudził.
      Dlaczego teraz? Kiedy nie potrzebował niczyjej obecności?
      Jedyne, czego był pewien, to silna niechęć demona do samodestrukcji. Zatruwał jego myśli oraz emocje, podsuwał mroczne wizje wiecznego cierpienia. Alven poczuł dziwny chłód wypełniający jego wnętrze, po chwili mocny uścisk wokół serca.
      Przerażony chłopak cofnął się, a wtedy pomruki stały się łagodniejsze.
      Zejdź, zdawało się nalegać, przejdziemy przez to razem.
      Po jego ciele rozeszło się przyjemne ciepło niczym najsłodsza obietnica.
      Razem  –  dźwięczało mu w uszach,  jednak chłopak nie chciał słyszeć ich wrzasków, nie mógł dłużej dźwigać okrutnych wspomnień. Bólu, wyżerającego go od środka. Ciężaru, jakim były wspomnienia i poczucie winy.
      Pomogę ci go nieść.
      Zatkał uszy, jakby cokolwiek mogło powstrzymać nieproszony bełkot.
      Nie miał sił, by ciągnąć to żałosne istnienie. Był za słaby. Nigdy nie był w stanie obronić się przed tymi, którzy chcieli go skrzywdzić.
      Rozszarpie każdego, kto stanie na twojej drodze.
      Alv zamrugał, odganiając łzy, zagubiony.
      Wówczas przed oczami mignęły mu twarze Łowców i zrodził się w nim gniew potężniejszy od rozpaczy.
      Ich również.
      —   Obiecujesz?   —  wyszeptał, zerkając w dół po raz ostatni.
      Wewnątrz demon wyszczerzył zęby w krzywym uśmieszku.
      Wszystko, czego tylko sobie zażyczysz  –  i obietnica zaplątała się wokół serca niczym najsilniejsza pieczęć.
      Demon wciąż pomrukiwał coś cicho, łagodnie, kiedy Alven upadł na kolana, na zimny, bezpieczny grunt, krztusząc się łzami  –  wciąż nie umiejąc przytłumić bólu.
      Ostatecznie nie możesz skoczyć. Pisane ci jest przeznaczenie, na które zasługujesz.

And there may not be meaning, so find one
and seize it 
Do not waste yourself on this roof  
~ Achilles Come Down,
Gang of Youths

Sunlight | MxM |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz