-Cholera jasna! Hugh skąd wiedzieli? Chyba nie... -mówił chaotycznie Hopkins.
-Nie.. -odrzekł cicho chłopak, o mądrych, ciemnobrązowych oczach. Jego rysy twarzy i blond włosy, opadające mu na czoło, sprawiały, że wyglądał na delikatnego. Jednak oczy i uśmiech nie ukrywały jego prawdziwej osobowości.
Siedzieli teraz na wilgotnej trawie, wpatrując się w ciemny zarys miasta. Za ich plecami rozpościerał się ponury las. Pomiędzy gęsto wyrośniętymi drzewami snuł się biały welon mgły. Wciąż była noc. Czarne chmury, tworząc nieprzenikalny dach zakrywały wszelakie gwiazdy i nieodkryte galaktyki. Jedynie blask księżyca nikle zdołał je przebić.
-Co za brzydka noc. -burknął Hugh.
-Zamknij się. Nie mam ochoty na pogaduszki. Idź lepiej spać, jutro czeka nas długa podróż.
Mężczyzna wyciągnął się na ziemi, włożył ręce pod głowę i zamknął oczy. Miał kruczoczarne włosy i bladą, pokrytą licznymi bruzdami twarz. Jego małe, zielonkawe oczy nie miały blasku, nie wyrażały zbyt wiele.
-Chcesz koc? -szepnął chłopak z nutką troski w głosie.
-Pieprz się z tym swoim kocem. I tak wiem, że to twoja wina. -warknął Hopkins przekręcając się na bok. Mając pewność, że chłopak nie widzi jego twarzy, otworzył oczy. Nie miał ochoty na rozmowę. Marszcząc brwi, patrzył teraz beznamiętnie w jeden punkt -szczyt najwyższego wieżowca miasta.
-Kiedy idziemy?
-Dasz mi spać? -mruknął mężczyzna, udając, zaspany ton. -Idziemy, gdy tylko wzejdzie słońce. Na razie śpij, nad wszystkim panuję.
-Dobra. Ale wiesz, że to nie moja wina? Ja serio nikomu...
-Śpij. -przerwał wpół słowa Hopkins.
Po długiej i chłodnej nocy ospałe słońce zaczęło ogrzewać ziemię. Jego jasne promienie, zostały powitane przez Hopkinsa z dość dużym, jak na niego entuzjazmem. Mężczyzna, widząc smugi światła podniósł się i z delikatnym uśmiechem rozejrzał dookoła. Nisko nad ziemią, nadal wiła się mgła, jej białe loki owiewały nogi mężczyzny, przez co czuł chłód. Podszedł do chłopaka, nachylił się nad nim, sprawdzając czy śpi.
-Muszę się jeszcze rozejrzeć. -szepnął sam do siebie. Podniósł się i pewnym krokiem ruszył wgłąb lasu. Doszedł do niewielkiego jeziora o niezwykle przejrzystej tafli i zanurzył w nim ręce. Nabrał w nie wody, po czym podniósł je do ust. Po chwili, wyciągnął z plecaka małą butelkę, obitą skórą bawoła, zatkaną kauczukowym korkiem i nalał do niej wody. Podciągając poszarpane rękawy czarnej peleryny obmył ręce i twarz.
-Muszę już iść do chłopaka. Pewnie się obudził. -mruczał pod nosem.
Wstał i chowając butelkę z powrotem do plecaka ruszył przez las tą samą drogą. Ciemne, szerokie liście nadawały miejscu nutki grozy. Ścieżka wysypana drobnym, turkusowym żwirkiem, który błyszcząc w słońcu tworzył na drzewach zabawne, różnokolorowe 'zajączki" świetlne. Bez błądzenia, pewnym krokiem wyszedł z lasu. Patrząc na miejsce, gdzie się rozbili, ujrzał chłopaka, który powoli krzątał się przy plecaku, składając schludnie koc. Mężczyzna chwycił pośpiesznie manierkę i rzucił chłopakowi prosto w ręce.
-Co to jest? -spytał chłopak, siłując się z korkiem. -Czy to woda? -mruknął, przykładając szyjkę butelki do oka.
-A no woda. Idziesz się umyć?
Chłopak kiwnął głową odrzucając pękatą butelkę Hopkinsowi. Bez wahania ruszył w jego stronę. Szli teraz pomiędzy drzewami w kierunku lazurowego jeziora.
-Co to za drzewa?
-Skąd mam wiedzieć? -odrzekł sucho mężczyzna.
-Długo jeszcze będziesz się wściekać? -syknął chłopiec, patrząc spod czarnego kaptura. Nagle rozległ się jakiś szmer. Dało się go słyszeć z każdą chwilą coraz bliżej.
-Skrzydła? -szepnął, tak by usłyszał go tylko mężczyzna.
-Zgłupiałeś do reszty? -krzyknął z oburzeniem. -Nie ruszaj się stąd, pójdę sprawdzić co się dzieje. Jeżeli to anioły- nie pokazuj skrzydeł. Jeżeli to kto inny leć w stronę miasta. Rozumiesz? Tylko pamiętaj, musisz być pewny, że to nie oni. Musisz. -ostro podkreślił ostatnie zdania, po czym odwrócił się szybko i pobiegł w stronę przycichłego już szmeru.
Hugh stał teraz sam, gdzieś w głębi lasu,bez żadnej broni. Nie wiedział, jaki los go czeka, co stanie się za chwilę. W milczeniu modlił się, by okazało się, że to zwierzyna. Zaczął się nerwowo rozglądać, jednak nic nie widział. Nagle wszystkie szmery ucichły, jedyne, co dało się słyszeć, to wodę, która dostojnie uderzała o ciemnoszare kamienie, leżące na brzegu. Chłopak odetchnął ze spokojem, po czym sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej brunatny patyk.
-Falificilus! -szepnął chłopak, delikatnie machając różdżką.
-Idealnie, zaklęcie niewidzialności. Że też od razu na to nie wpadłem. -szeptał z uśmiechem. Był dumny ze swojego pomysłu i schowawszy różdżkę do plecaka zaczął iść powoli w stronę jeziora. W pewnej chwili poczuł swąd dymu, a dookoła zrobiło się szaro. Nie wiedział czy ma polecieć w stronę miasta, uciekać za las, czy szukać Hopkinsa. Nie zastanawiając się zbyt długo, zaczął biec przed siebie. Gdy dobiegł do jeziora zatrzymał się przy jego tafli. Aby upewnić się, czy jest widoczny nachylił się nad nim i spojrzał na swoje odbicie. Ku swojemu zdziwieniu był widoczny, a zaklęcie nieskuteczne.
-Falificilus! -wypowiedział zaklęcie pewnym głosem, jednak niewprawione ruchy różdżki ukazywały, że nie robi tego często.
Spojrzał ponownie w taflę wody, zmrużył oczy i uśmiechnął się, nie widząc w jeziorze swojego odbicia. To oznaczało jedno- zaklęcie zadziałało. Z nieukrytym tryumfem podniósł się i wyprostował. Nagle poczuł chłód na ramieniu, lekki powiew uderzył w jego ciało od tyłu, paraliżując nawet najmniejszy mięsień. Chłopak zacisnął mocno powieki, bojąc się spojrzeć w tył. Gdy starał się obrócić bezszelestnie ujrzał kobietę w czerni. Stała tuż za nim penetrując powietrze, znajdujące się wokół niego. Miała na sobie długą, poszarpaną suknię, której dół obszyty był obszerną koronką. Rękawy zakrywały całe jej ręce, łącznie z dłońmi. Białe, gładko ulizane włosy, lśniły na słońcu, którego kilka promieni przedarło się przez korony drzew. Spinelowe, pełne usta i mocno podkreślone oczy, przy których jej blada cera wydawała się być delikatna i niewinna. Niestety, wbrew temu nie sprawiała ona takiego wrażenia. Wyciągnęła niepewnie przed siebie rękę, mrużąc przy tym oczy i uśmiechając się podejrzliwie. Nagle szybko i energicznie opuściła ją w dół, jakby chciała złapać przestępcę, który czai się w ciemnym zaułku. Uniosła zaciśniętą pięść ku oczom i spojrzała na nią ze złością. Stała tak wpatrując się w poszarzałe korony drzew.
CZYTASZ
Skrzydło Anioła Stróża
Teen Fiction"Muśnięty ochroną stróża podpisał cyrograf z diabłem." Jestem aniołem.