Kobieta spuściła głowę, a po chwili włożyła rękę do kieszeni. Wyjęła różdżkę i szepcząc niewyraźnie magiczną formułę skierowała ją w stronę chłopca. Uśmiechnęła się szyderczo, po czym syknęła:
-No chłopcze, nie wiesz, że jeżeli chcesz być niewidzialnym, musisz wypić eliksir? -stali teraz twarzą w twarz. Chłopak wiedział, że nie może dać się złapać. Czuł wilgotny oddech na swojej twarzy. Wpatrywał się teraz z uwagą, w jej czarne, ogromne oczy. Nagle kobieta poderwała się i złapała go z tyłu za ręce. Śmiejąc się piskliwie, wychyliła się zza jego ramienia, mrużąc podle oczy.
-Kim jesteś i co tu robisz? -spytała ochrypłym, suchym głosem, niekrywszy rozbawienia, miażdżyła mu przeguby.
Chłopak patrzył beznamiętnie w dal, ewidentnie nie zamierzając się odezwać. Czarna pani stała przez moment w bezruchu. Z ironiczną namiętnością przywarła do jego placów.
-Nie chcesz gadać? -mruknęła ze sztuczną słodyczą w głosie. Wciąż nie słysząc odzewu z jego strony kopnęła go w plecy, wykręcając ręce jeszcze bardziej do tyłu. Złapała go za włosy jedną ręką, odciągając głowę, tak że widziała jego twarz.-Kochanie... -zasyczała. -Jesteś tutaj sam? Biedny, malutki... -wymieniała drżącym, słodkim głosem.
Nie słysząc z ust chłopaka ani słowa, wbiła mu ponownie kolano w plecy, ściągając do siebie łopatki.Nagle rozległo się donośne wołanie.
-MEG. MEEEG. Gdzie jesteś?!
Kobieta zacisnęła warki, mrużąc oczy przepełnione złością. Zza drzewa wyszedł gruby mężczyzna. Ubrany był w czarne spodnie i długi płaszcz, za kolana tego samego koloru, zapięty na wiele guzików. Kilkudniowy zarost dodawał jego dziecięcym rysom twarzy ostrego charakteru. Na twarzy widniał uśmiech, przepełniony dumą, a blisko siebie osadzone oczy lśniły w nielicznych promieniach słońca. Prowadził wciąż miotającego się Hopkinsa w stronę jeziora, gdzie stała kobieta w czerni, krępująca ruchy Hugha.
-Czego? -warknęła, nie odwracając się w stronę mężczyzny. Wciąż ściskała łopatki chłopaka, zadając mu przy tym ból. Kosmyk włosów przykleił się jej do zwilżonego potem czoła, zasłaniając jej oczy. Odgarnęła go ramieniem, nie puszczając nadgarstków złapanego.
-Meg, mam zbiega. Co z nim robimy?
-Pięknie Greg. -pochwaliła z ironią w głosie drągala. -Pokaż mi go. -szepnęła, wciąż się nie odwracając. Mężczyzna mocniej ścisnął ręce Hopkinsa i kopnął go w nogi, by ten ruszył w stronę Megan. Ustawił go obok Hugha. Kobieta spojrzała na niego z zadowoleniem. Lustrowała na przemian Hugha i Hopkinsa. Po krótkiej chwili rzekła:
-No i co my z wami zrobimy? Moi drodzy.
-Myślę, że się jakoś dogadamy. -powiedział Gregory, grubym, donośnym głosem, patrząc z tryumfem na złapanych.
Hugh spojrzał wymownie na towarzysza, po czym obydwaj skinęli głowami.
-Też tak myślę. -szepnął Hopkins, po czym zdecydowanym kopnięciem znokautował Meg. Oczy młodego chłopaka zaśmiały się złowieszczo i bez zastanowienia przerzucił kobietę na ziemię przez ramię, wyswobadzając się uprzednio z uścisku. Gdy zauważył, że ta straciła przytomność postanowił pomóc w pokonaniu pasibrzucha. Widząc, że Hop nie jest w stanie wyzwolić się z grubego sznura, oplatającego jego ręce, wyciągnął pewnie różdżkę.
-EXPERNIMUS.
W jednej sekundzie lina spadła na ziemię, przerażony wspólnik Megan poderwał się do ucieczki. Przebiegłszy kilka metrów upadł ze zmęczenia na ziemię i nie był w stanie się podnieść. Sapiąc ciężko, zaczął czołgać się w stronę gęstszych zarośli.
-Zajmę się nim. -stwierdził ochoczo młodzieniec, biegnąc w stronę upadłego.
Po chwili wrócił i z uśmiechem włożył różdżkę do kieszeni u spodni.
-Tak będzie lepiej. -stwierdził. -Dokąd teraz?
Hopkins surowo zmierzył chłopaka wzrokiem, po czym spojrzał na leżącą na ziemi kobietę.
-Daj mi plecak. Szybko. -krzyknął.
Chłopak natychmiast podniósł plecak z ziemi i dał go mężczyźnie. Hop wziął go pewnie w rękę i zaczął czegoś szukać. Po dłuższej chwili wyjął małe zawiniątko. Podszedł do Meg i sprawdził, czy ta żyje, dotykając dwoma palcami jej szyi. Pokręcił głową i urwał kawałek białej substancji. Spojrzał na młodzieńca.
-No chodź. Będziemy się teleportować. Ale najpierw sprawdź, co z tamtym. Nie możemy pozwolić sobie na zostawienie śladów. Sprawdź tylko czy żyje i od razu tu przyjdź. Teraz poczekam. Jak podam jej Morganium, natychmiast...-zaakcentował wyraźnie ostatnie słowo. -...teleportujemy się. Natychmiast rozumiesz?
Chłopak zgodnie skinął głową, po czym pobiegł do mężczyzny. Leżał bezwładnie na ziemi z zakrwawioną twarzą. Ruszał delikatnie ręką, a po chwili zaczął się przebudzać. Hugh nachylił się nad nim i automatycznie, dla zasad sprawdził puls. Gdy go wyczuł bez zastanowienia pobiegł do Hopkinsa.
-Żyje? -spytał mężczyzna, widząc chłopaka z powrotem.
-Tak, żyje. Powoli się przebudza. Musimy się pośpieszyć.
Oddzielając równy kawałek Morganium, Hopkins włożył go w usta Meg.
-JUŻ! -Krzyknął łapiąc za ramię Hugha.
Wciągnięci w magiczny wir, po chwili znaleźli się na polu. Mocno zaorana, jasno brązowa ziemia pokrywała wielohektarową przestrzeń. Dookoła nie było niczego. Całkowita pustka, w oddali nie było nawet delikatnego zarysu choćby jednego wieżowca. Szli teraz przed siebie, nie wiedząc gdzie się znajdują.
-Co to za miejsce?! -spytał Hopkins, wpatrując się w grube bryły ziemi.
-Ostatniej nocy miałem dziwny sen. Cała akcja toczyła się właśnie tu.
-Jaki to był sen?
-Stałem na środku pola, gdy nagle zleciały się kruki. Czarne, ogromne ptaszyska, których z każdą sekundą było coraz więcej. Tyle.
-Czarne ptaki, tak? -spytał podejrzliwie mężczyzna.
-Tak. Kruki.
-To nie wróży nic dobrego. Zabierajmy się stąd. Przed siebie, szybko! Nie mamy czasu. Jestem zobowiązany doprowadzić cię całego. Nawet nie spodziewałem się, że już pierwszego dnia będzie tyle przygód. -westchnął Hopkins.
-Ale gdzie my właściwie idziemy?
-Do przodu! Nie ma czasu!
CZYTASZ
Skrzydło Anioła Stróża
Teen Fiction"Muśnięty ochroną stróża podpisał cyrograf z diabłem." Jestem aniołem.