Chapter Four

549 34 4
                                    

                                                                    Justin’s POV

-Wstawaj Bieber! -Obudził mnie donośny głos jednego z policjantów, za którym także nie przepadałem. Będąc szczerym, to nie lubię żadnego z nich.

-Przecież już nie śpię..- Mruknąłem i przewróciłem celowo oczami wiedząc jak bardzo wyprowadza go to z równowagi.

-Nie próbuj mnie zdenerwować chłopcze.- Powiedział podnosząc mnie z łóżka.-Fakt , że muszę się dzisiaj z tobą użerać, wystarczająco  psuje mi humor.- Powiedział, jakby mnie to obchodziło.

-Szkoda, ponieważ ja mam cudowny humor.-'szczególnie po tym co wydarzyło się wczoraj', dodałem w myślach i uśmiechnąłem do siebie, klepiąc gliniarza po ramieniu i wychodząc z celi. Jak co rano udałem się prosto na stołówkę, żeby zjeść śniadanie. Stanąłem na końcu zajebiście długiej kolejki tylko po to, aby dostać trochę żarcia, które było nie do zjedzenia. Westchnąłem cicho i przetarłem twarz dłońmi, przeklinając w myślach dzień, w którym wpadłem na wspaniały pomysł zabicia ludzi. Gdy wreszcie dostałem swój talerz, odszedłem i usiadłem przy jednym z pustych stolików. Mój pobyt tutaj nie ma najmniejszego sensu. Siedzę jak zwierzę w klatce i nic poza tym. Najzabawniejsze jest to, że już po kilku dniach w tym miejscu, wpadłem na plan ucieczki i jak do tej pory w pełni go realizuję. Na dobrą sprawę mogę już uciec jedyne co muszę zrobić to dostać się do izolatki albo wyjść na przepustkę. Zaśmiałem się pod nosem i zacząłem grzebać widelcem w jedzeniu, które miało przypominać jajecznicę. Rozejrzałem się i wstałem od stołu, udając w stronę jednego ze strażników.

-Chce rozmawiać z Clarkson'em.-oznajmiłem chowając dłonie w kieszeniach. Dla wyjaśnienia, Clarkson jest szefem wszystkich szefów w tym więzieniu i jeżeli ktoś może dać mi przepustkę, to tylko on. Strażnik tylko skinął głową i wskazał mi abym szedł przodem. Zrobiłem więc, tak jak mi kazał i już po chwili byliśmy pod jego gabinetem. Zapukałem do drzwi, a następnie wszedłem do środka, rozglądając się po pomieszczeniu. Będąc szczerym, były tu lepsze warunki niż w całym więzieniu.

-dzień dobry- Powiedziałem patrząc na starszego mężczyznę, który siedział za biurkiem. Uniósł głowę, a na jego twarzy pojewił się przelotny uśmiech.

-Bieber...a cóż pana do mnie sprowadza?-uniósł rozbawiony brew i oparł się wygodnie, wbijając we mnie swój wzrok, co musze przyznać było dość irytujące.

-Chciałbym dostać przepustkę..-powiedziałem spokojnie, patrząc na niego. Niestety jego reakcja nie była satysfakcjonująca. W odpowiedzi na moją prośbę tylko wybuchł śmiechem.

-Kto jak kto, ale Ty Bieber potrafisz mi poprawić humor..-powiedział ocierając kąciki oczu z łez.

-Mówiłem poważnie, Panie Clarkson. Potrzebuję stąd wyjść, chociażby na kilka dni-Westchnąłem cicho, cały czas utrzymując z nim kontakt wzrokowy.

-Podaj mi przynajmniej jeden konkretny powód, dla którego miałbym to zrobić?-Potarł kciukiem o swoją dolną wargę. Cholera. Myśl Bieber...

-Moja babcia zmarła. Chcę być na pogrzebie.- W sumie była to prawda, chociaż nie do końca. Louise nie była moją prawdziwą babcią, a poza tym to szczerze mówiąc tylko mnie irytowała. Ponadto nie widzę potrzeby pójścia na ten zasrany pogrzeb, robię to tylko dlatego, że daje mi to ogromną szansę ucieczki.

-Nie sprawiasz żadnych kłopotów.. Wręcz przeciwnie.. Niech ci będzie masz trzy dni po południu odeślemy cię do domu.-powiedział wyciągając z szafki dokumenty i podpisując je. Uśmiechnąłem się pod nosem i skinąłem głową.

How To Love Criminal?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz