Rozdział 14-Będziemy spać pod gołym niebem.

130 4 2
                                    

Z dedykacją dla W. za pomysły na rozwiązanie najbardziej poplątanych spraw. 

P.O.V. Narrator

Prima Aprilis rozpoczął kwiecień z przytupem. Słońce świeciło tak jasno, jakby już rwało się do lata. Pagórki okalające Hogwart aż zieleniały z zazdrości na myśl, jaki obraz przemknie im koło nosa.

Profesor McGonagall zwlekła się z łóżka i kompletnie nie zaprzątała sobie głowy datą. No, nie do końca. W myślach błogosławiła tego, który wymyślił sobotę.

Ubrała się w swoją zieloną szatę, zaczesała włosy w idealnego koka i ruszyła do Wielkiej Sali na śniadanie.

Lecz gdy tylko jej ręka dotknęła klamki jej ciało zmieniło swoją postać. Niestety, kobieta nie odczuła tej modyfikacji, więc szła spokojnie.

W trakcie drogi napomykała zaskoczone spojrzenia uczniów. Postać ta, bardzo rzadko była widywana w tej części zamku.

Biedni Huncwoci siedzieli przy stole popijając kawę i rozmawiając. Dyskutowali nad postacią opiekunki. Tylko oni (no i rzecz jasna, narzeczona Rogacza) wiedzieli, że postać profesorki przekształci się w jej miłość.

W progu zobaczyli... Horacego Slughorna. A raczej jego kopię, bo jeden już siedział przy stole i zaciekle opowiadał o czymś Hagridowi.

Syriuszowi kawa pociekła po szarym T-shircie, Remus rzeczonym napojem się zakrztusił a James zaczął się histerycznie śmiać. Peter był zbyt zajęty jedzeniem.

-Chłopcy? Co się stało? -profesorka przyglądała się im z wyraźnym niepokojem.

-Nic, Pani Profesor. W zupełności nic. Każdy ma przecież prawo do... Ał! James! -Black złapał się za głowę.

-Ach... Skaranie boskie z wami. -westchnęła Minerwa i odeszła do swojego stołu.

Po pewnym czasie koło Pottera usiadła Lily i zapytała.

-Czyli... Profesor McGonagall i profesor Slughorn... Nie, to się nie dzieje. - pokręciła ze śmiechem głową.

-I kto to mówi, Pani Potter! -zaśmiał się Łapa.

***

P.O.V. Narrator

James zawsze zastanawiał się jak to jest, gdy patrzy się w gwiazdy podczas pełni. Jesteś z tą Jedyną i zastanawiasz się, czy życie może wydawać się piękniejsze. Prawdopodobnie nigdy się tego nie dowie. Nie żeby żałował. Jeśli mógł pomóc przyjacielowi to wystarczy mu randka nawet bez księżyca.

Lily za to bardzo chciałaby pomóc, ale nie mogła. Linkantropia Remusa nie była jej obca. Sama odkryła, że Lupin ma futerkowaty problem już na trzecim roku.

Tak samo domyśliła się form animagicznych pozostałych Huncwotów. Była bardzo spostrzegawcza a każde kolejne odkrycie budowało jej pewność, że jej magiczne zdolności są w niej nie bez przyczyny.

Zresztą to nie było takie trudne. Gdy już wiedziała o tym, że Lunatyk to wilkołak, dotarło do niej, że ich pseudonimy muszą mieć jakieś znaczenie. Tak jak Ruda była Rudą, bo była ruda. Proste i logiczne.

Kolejnym intrygującym faktem było to, że dziwnym trafem pozostali Huncwoci byli strasznie wyczerpani po pełni i nieraz mieli drobne obrażenia.

Animagia była oczywista. Evans długo nie myślała nad zwierzętami; Łapa to jednoznaczny pies. Ksywka i charakter pasowały jak puzzle. Glizdogon zawężał pole do myszy i szczura. Zielonooka strzelała w szczura. Rogacz mógł być antylopą, baranem lub jeleniem. Nie ukrywała, że na tamten moment był dla niej istnym baranem. Ba! Nie tylko głupkowate zachowanie się zgadzało. Ale po nieszczęsnych patronusach wiedziała, że to jeleń.

Żyli Długo i Szczęśliwie |Jily|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz