Rozdział 7-Gdzie jest rycerz biały i rumak pod nim

229 10 3
                                    

UWAGA!

Parę następnych rozdziałów będzie przesłodzona, za co przepraszam, ale miałam gorzkie dni, gdy to pisałam, i tak uzupełniałam sobie poziom cukru w samopoczuciu (tak to nazwijmy). Radzę przygotować sobie 1,5 litra wody (powinno wystarczyć) albo miednicę...



P.O.V. Lily

Przez kilka następnych dni próbowałam odkryć co na myśli miała Syriusz, mówiąc, że prawo czarodziejskie jest dziwne. Poszperałam parę dni w bibliotece, oczywiście pod czujnym okiem Jamesa, choć on znał tylko połowę prawdy, (wiedział tyle, że chcę znaleźć coś o magicznych małżeństwach) to i tak przesiadywał tam ze mną całymi godzinami. Razem zaleźliśmy dwie książki o ogólnym prawie magicznego świata, pierwsza dotyczyła magicznych stworzeń, a druga ludzi. Znalazłam paragraf, o którym mówił James, ale nie było już napisane dlaczego. Nie było już nic innego na temat związania magii, no może poza kontraktem małżeńskim, ale wątpiłam by Syriusz mógł wplątać się w co takiego. Chociaż...? Sama nie wiem...

Cały czas męczy mnie też sprawa z tymi oświadczynami w tym naszym świecie; pod koniec marca James skończy siedemnastkę, i kompletnie nie wiem czego się po nim spodziewać. Nie żebym nie chciała... Tylko ja chcę najpierw skończyć szkołę. Po za tym jak na to zareagują rodzice? Oni nawet nie znają Jamesa... Znaczy znają z moich opowieści, które nie stawiają go w przyjaznym świetne. Dochodzi fakt, że on chyba nie zdaje sobie sprawy, ile będzie zamieszania z papierami... Zdecydowanie za dużo zachodu...

Porozmawiałabym z nim, ale co jeśli on wcale tego nie ma w planach? Chyba wolę o tym nie myśleć...

Doszłam właśnie do wielkiej Sali, bo to tam zmierzałam na śniadanie. Przy stole ujrzałam mojego rozczochrańca i uśmiech, mimo woli, zagościł na mi na twarzy. Nic na to nie poradzę, przy nim wręcz nie da się nie uśmiechać. Kiedyś, gdy przyjaźniłam się jeszcze ze Snapem, nie było nawet mowy o rozpromienionej twarzy w moim wykonaniu.

Czasy się jednak zmieniły; teraz żałuje, że na randkę nie zgodziłam się wcześniej; przeżyłabym tyle pięknych chwil.

Ale nie ma co gdybać... Podeszłam do stołu Gryffindoru, konkretnie koło mojej miłości, i przysiadłam się do obok niego mówiąc:

-Cześć wszystkim!-dotknęłam ręką policzka Jamesa i, i pocałowałam w drugi.-Jak się spało?

-A nawet dobrze... A tobie?-zapytał Potter.

-Po raz pierwszy się w tym miesiącu się wyspałam.

-No to pożegnasz się z biblioteką na jakiś czas...-stwierdził Rogacz z uśmiechem, a mi zrzedła mina; no tak wczoraj nie było mnie w bibliotece.

-Masz rację, odpuszczę sobie weekend.

-Nie o to mi chodziło...-wymruczał mi do ucha James.

-Zakochani! Ludzie tu jedzą!-krzykną Syriusz z bananem na twarzy.

-Panie Black! Jak słusznie pan zauważył, ludzie tu jedzą, więc proszę być ciszej!-krzyknęła McGonagall.-A pan Potter i panna Evans proszę by pohamowali swoje uczucia! To jest szkoła, na Merlina!

-Tak jest, pani profesor!-odkrzykną James.

-To skoro już skończyliście, to może zaciekawi was fakt, że ktoś ma dołączyć do Gryfonów i Ślizgonów. Podobno jedna osoba wraca, a druga zmienia metodę nauczania.-powiedziała Dorcas.

-To ciekawy rok się zapowiada...Tu Lily i James są parą, tu bal, atak, nowi, brakuje jeszcze, żeby McGonagall wzięła ślub na błoniach.-Łapa nie mógł powstrzymać komentarza.

Żyli Długo i Szczęśliwie |Jily|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz