.

214 26 1
                                    

Achilles stał nieruchomo na trojańskiej plaży. Stopy zanurzone w piasku, wzrok wpatrzony gdzieś w dal. Nie wiedziałem czy on tam faktycznie jest, czy on wie co robi i co się dzieje. Wydawał się być w transie. Podszedłem bliżej do niego. Położyłem mu dłoń na ramieniu. Gdy to zrobiłem, wzdrygnął się lekko. Odwrócił się w moją stronę, patrząc wprost na mnie. Uśmiechnąłem się do niego słabo. Miał takie nieprzytomne spojrzenie. Jakby mentalnie był gdzieś indziej. Ja dokładnie wiedziałem gdzie.

Oboje mieliśmy trzynaście lat. Byliśmy już po kolacji, ale Achilles właśnie wpadł na świetny pomysł. Zapukał do mojej komnaty i jak miał to w zwyczaju robić, wszedł jeszcze zanim usłyszał „Proszę!".

-Mam plan. – zaczął nadzwyczaj entuzjastycznym tonem.

-Już się boję. Jak ty masz jakiś plan, to nigdy dobrze się to nie kończy.

Chłopak wywrócił oczami, ale wiedziałem, że nie jest zły.

-Co jeśli... Co jeśli byśmy się tak wymknęli? Tak na chwilkę. – mówił gestykulując- Znam takie niezłe miejsce, na tyłach zamku. - uniosłem brew. Zaintrygował mnie. – Zrozumiem jeśli nie będziesz chciał iść...

-Robi się ciemno, lepiej się pospieszmy. – odparłem i zebrałem się do wyjścia. Achilles chyba był nieco zaskoczony moją nagłą reakcją, ale chwilę później był już u mojego boku. Wyszliśmy z pokoju i popędziliśmy korytarzem. Biegliśmy najciszej jak się dało, nie chcieliśmy mieć kłopotów. Chłopak co chwilę odwracał się do mnie z palcem na ustach, sygnalizując mi, żebym nie robił tyle hałasu, ale ja widziałem, że on sam jest cały rozpromieniony. Nasze kroki musiały być głośniejsze niż nam się wydawało. Ktoś nas usłyszał.

-Halo? Czy ktoś tu jest? – doszedł nas głos jakiegoś strażnika.

Zrobiłem do Achillesa wielkie oczy, po czym ten złapał mnie za nadgarstek i pociągnął za sobą.

-Chodź, chodź, byle szybko! – szepnął do mnie, pędząc przed siebie.

Wpadliśmy do pierwszego lepszego pomieszczenia. Zatrzasnąłem szybko drzwi, rozejrzałem się wokół siebie i zorientowałem się, że wylądowaliśmy w kuchni. Na szczęście było już późno, więc kuchnia była pusta. Mój przyjaciel zataczał się ze śmiechu, który był strasznie zaraźliwy. Musiałem zakryć sobie dłonią usta, bo inaczej strażnik na pewno zauważyłby, że nie jest sam.

-Ciszej – powiedziałem ledwo powstrzymując się od wybuchnięcia śmiechem. Nie miałem pojęcia co nas tak bardzo rozbawiło, ale naprawdę ciężko było być poważnym w obecności Achillesa. A więc my, dwójka nastolatków, siedzieliśmy, a może bardziej leżeliśmy, na kuchennej podłodze, zaśmiewając się do łez, wyczekując tylko na odpowiedni moment by móc opuścić komnatę.

Po chwili przyciskania uszu do drzwi, stwierdziliśmy, że droga jest wolna. Zatem, po cichu opuściliśmy pomieszczenie i udaliśmy się w stronę wyjścia. Achilles mieszkał w tym pałacu całe swoje życie, więc dokładnie znał wszystkie jego zakamarki. W tym także nieoficjalne drogi. Jakimś sposobem udało mu się nas przeprowadzić przez pół zamku, aż do bramy na tyłach. Jako że nie była ona zbyt często używana, to nie musieliśmy martwić się o ochronę. Najzwyczajniej w świecie wyszliśmy na dwór.

Powietrze było przyjemnie orzeźwiające, w porównaniu do tego w środku. Było rześkie i czuć w nim było sól z pobliskiego morza. Słońce już prawie zupełnie schowało się za horyzontem. Słyszeliśmy odległy szum fal i cykady. To był naprawdę przyjemny wieczór.

-W takim razie, gdzie to miejsce, o którym mówiłeś? – zapytałem.

-Już niedaleko. – wskazał głową, żebym poszedł przed siebie.

Zrobiłem jak kazał i już kawałek dalej ukazał mi się sad. Ale nie był to byle jaki sad. Gdy się do niego wchodziło, było to trochę jak wejście do innego świata. Świata kolorowego, pachnącego kwiatami i owocami. Świata, gdzie otaczała cię roślinność i na każdym kroku czekało coś innego. Świata, gdzie przelatywały obok ciebie różnobarwne motyle i ptaki. Świata magicznego.

Spojrzałem na Achillesa pełen zdziwienia. Zajęło mi chwilę zanim udało mi się wydobyć z siebie sensowne zdanie.

-Tu jest... pięknie. – tak wiem, to było bardzo poetyckie, ale nic innego nie przychodziło mi do głowy.

-Prawda? Bywam tu dość często.

-Nie wierzę, że nigdy wcześniej mnie tu nie zabrałeś. – odpowiedziałem dalej rozglądając się wokół siebie.

-Chodź, mam dla ciebie coś jeszcze lepszego. – rzekł Achilles łapiąc mnie za rękę i prowadząc dalej.

-To może być coś jeszcze lepszego? – odparłem, na co usłyszałem cichy chichot.

Zatrzymaliśmy się na środku sadu. Rosły tu figowce. Wiedziałem dokładnie, czemu Achilles uważał to miejsce za takie wyjątkowe. Figi to jego ulubione owoce.

Chłopak podszedł bliżej i zerwał kilka fig.

-Łap. – rzucił mi jeden z owoców.

Wziął pozostałe i usiadł na ziemi, zachęcając mnie bym zrobił to samo.

Zanim się zorientowaliśmy, poszło już kilka fig, a my byliśmy cali lepiący.

Raz jeszcze rzuciłem okiem na otaczającą nas roślinność.

-Niesamowite. Dziękuję, że mnie tu przyprowadziłeś. - machnął ręką, jakby to było nic wielkiego. – Wiesz, jesteś najlepszym przyjacielem jakiego kiedykolwiek miałem. - Achilles uśmiechnął się.  -A więc, najlepszy przyjacielu, obiecaj mi jedną rzecz.

-Co tylko zechcesz. – odparł dalej się szczerząc.

-Obiecaj mi, że zostaniesz moim przyjacielem na zawsze. – powiedziałem wystawiając mały palec. Najwyraźniej zrozumiał co mam na myśli.

-Na zawsze. – powiedział splatając swój palec z moim.

-Na zawsze. – powtórzyłem.

Spojrzałem w jego zaszklone oczy i objąłem go ramieniem.

-Na zawsze. – powiedział łamiącym się głosem.

-Na zawsze. – odpowiedziałem, ale wiedziałem, że tym razem już mnie nie usłyszy. 

Na zawszeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz