1. Dawid i Goliat

8.6K 221 19
                                    

Twitter: amaruum + #prayforuswatt
Instagram: amaruum.watt

Pojedyncze krople deszczu nieśmiało uderzały o szyby samochodu, cicho dudniąc. Wsłuchiwałam się w ten dźwięk z przymkniętymi powiekami, delektując się tą chwilą i jednocześnie pragnąc, by się nie kończyła - jej koniec oznaczałby także mój koniec, moment, w którym musiałabym zetknąć się z miejscem, które znienawidziłam jedenaście lat temu. Od tamtego czasu starałam się go unikać - aż do dzisiaj, gdy moja matka nie dała za wygraną. To właśnie myśl o tym sprawiała, że mój nastrój tego dnia był beznadziejny.

I choć okoliczności były dla wielu dołujące, ja ze znudzeniem drapałam paznokciem skórkę, która coraz bardziej odchodziła od kciuka, zostawiając po sobie tylko piekący ból i zaczerwienione miejsce. Mimo wszystko nie miałam nic przeciwko temu, a nawet bardziej ochoczo wbijałam szpic paznokcia w swoją i tak poranioną skórę. Było to dla mnie swego rodzaju odskocznią - by choć na chwilę skupić się na czym innym niż przytłaczających myślach, które nieustannie krążyły w mojej głowie, gdy rano dowiedziałam się o pogrzebie. Myśli nie były jednak spowodowane wizją tej uroczystości, bo nie znałam nawet osoby, dla której ją zorganizowano; spędzenie następnej godziny było tylko czynnością, którą musiałam odhaczyć, by połechtać ego mojej matki. Byłam przygnębiona, bo nie znosiłam cmentarzy, rozpaczy, jaka pozostawała po stracie drugiego człowieka, i śmierci. Ta ostatnia siała spustoszenie, odbierając chęci do dalszego życia. Niszczyła każde kiełkujące ziarenko energii. Sprawiała, że człowiek miał ochotę skoczyć między rozszalałe jęzory oceanu, by zabrały go na dno, dając wieczny sen.

Mój wzrok delikatnie powędrował ku górze. Przez chwilę spojrzałam na rodziców zajmujących miejsca z przodu auta. Tata zawzięcie szukał wolnego miejsca parkingowego, a mama opuszkiem serdecznego palca poprawiała różową szminkę na pełnych ustach, przeglądając się w małym samochodowym lusterku. Widząc to, westchnęłam tylko cicho - zdałam sobie sprawę, jak bardzo nie chciałam być w tym miejscu.

Jedyne, czego w tym momencie pragnęłam, to ukryć się wśród ukochanych czterech ścian pokoju, gdzie czułam się jak w najbezpieczniejszym miejscu na ziemi. Wolałam swoją codzienną monotonię, która opierała się na nauce pięć dni w tygodniu, sobotnim spotykaniu się z przyjaciółmi i niedzielach spędzonych w kościele. Monotonię, która tego ranka została boleśnie zakłócona.

Ostatnie, na co miałam ochotę, to poświęcanie swojego wolnego czasu - którego i tak miałam niewiele - na pogrzeb osoby, o której istnieniu dowiedziałam się zaledwie trzy godziny temu, gdy rodzicielka poinformowała mnie o uroczystości. Co gorsza, nie dając mi prawa wyboru co do uczestnictwa. Musiałam przyjechać razem z nimi i kropka.

Ocknęłam się z letargu dopiero, gdy do moich uszu dotarło trzaśnięcie drzwiami. Zdezorientowana potrząsnęłam głową i, rozglądając się na boki, zorientowałam się, że samochód stał zaparkowany pod rozłożystym drzewem i tylko ja nadal siedzę w środku.

Wysiadłam z auta z jeszcze większą niechęcią niż ta, którą żywiłam, gdy rozsiadłam się na jego tylnych siedzeniach. Z przymrużonymi oczami rozejrzałam się dookoła. Zauważyłam, że po czarnych chmurach i padającym deszczu nie było śladu, a ich miejsce zastąpiło błękitne niebo ze śnieżnobiałymi obłokami i kolorowa tęcza, malująca się tuż nad cmentarnymi nagrobkami.

Skrzywiłam się nieco na ten widok, bo pochmurna pogoda o wiele bardziej pasowała do mojego dzisiejszego nastroju. Jednak wrzesień w New Haven kolejny raz wyraźnie pokazywał, że lato w tym roku nie dawało za wygraną, a mieszkańcy miasteczka będą mogli dłużej cieszyć się spływającym na nich z nieba ciepłem. W ten piękny poranek tylko nieliczni pogrążeni byli w żałobie, gromadząc się nad białą mogiłą - białą, bo miała symbolizować pośmiertną niewinność, w którą każdy z bliskich chciał wierzyć.

Pray for us | JUŻ W SPRZEDAŻYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz