Pov Kelly
Jestem poszukiwaczką, która mieszka między szeptem a krzykiem. Z mojego okna nie widać przeszłości, przyszłości, ani teraźniejszości. Widać tylko niebo i polany gwiazd. Czasami siadam przed oknem i nadaję im imiona. Najpierw starałam się je zapisywać, ale później odkryłam, że z łatwością przychodzi mi zapamiętywanie ich nazw, co wydało mi się dziwne, bo moja pamięć nigdy nie była nawet w miernym stopniu wystarczająca. Codziennie opuszczam bezpieczny parapet i udaję się do miejsca męczarni, zwanego ,,szkołą''. Tak było również i dzisiaj, gdy wczesnym rankiem alarm dał o sobie znać (gwoli ścisłości należy dodać- w dość irytujący sposób). Nie należę do osób, które chodzą późno spać. Świat przed świtem jest najpiękniejszy, najsmutniejszy i najbardziej wyjątkowy. Ciemność. Wszyscy śpią. Ale ja nie czuję zmęczenia. I moje gwiazdy... Byłoby grzechem spać. Codziennie to tracę, codziennie do tego wracam. Jak zwykłam mówić, istnieją straty będące nieocenioną korzyścią. Dzięki temu, że je opuszczam, mogę do nich wracać. Zawsze wydawało mi się, że ludzie nocą stają się lepsi. Ciężko było mi dzisiaj wstać z parapetu, powlec się do kuchni i zjeść śniadanie, na które składały się dwie kanapki z serem i szklanka soku pomarańczowego. Później zarzuciłam na siebie płaszcz, a wkoło szyi owinęłam czerwony szalik (nie zhańbiłam się jeszcze noszeniem czapki) i wybiegłam z domu. Na dworze było zimno. Po kilku minutach marszu dotarłam do starego, sklepowego budynku. Budynek z pozoru niczym się nie wyróżniał- jego niegdyś zapewne jasne ściany ozdobione były dość liczną kolekcją graffiti, w kilku miejscach tynk odchodził, ale trudno się temu dziwić. Kamienica była bardzo stara. Zatrzymałam się przed wystawą sklepową, jak czyniłam to codziennie rano. Spojrzałam przez grubą szybę na przedmioty znajdujące się za nią. Nic nie zmieniło się od wczoraj, ani od przedwczoraj. Ani od miesiąca. Mimo to rutyna nakazywała mi wracać do tego miejsca, a mnie nigdy nie nudziło przypatrywanie się tej samej ekspozycji, na którą składała się stara, poprzecierana walizka, obraz przedstawiający zielony wazon z kwiatami, które tak jak reszta przedmiotów na wystawie, zdawały się być lekko zwiędnięte. Znajdował się tam również taboret przykryty czymś, co przypominało skrawek starego prześcieradła i lalka z pięknymi brązowymi lokami w dziwny sposób kontrastującymi z brzydką, zakurzoną sukienką. W sklepie było ciemno, nikt nie przychodził do niego od wielu miesięcy. Nie wiedziałam kto był jego właścicielem i przypuszczałam, że prawdopodobnie nigdy się już tego nie dowiem. Chciałam ruszyć dalej, jednak zatrzymałam wzrok na szybie wpatrzona w swoje odbicie. Nierówno przycięte ciemne włosy były w nieładzie, piegów zdawało się być więcej niż zazwyczaj, jednak najbardziej uwagę przykuwał nos czerwony z zimna. ,,Naprawdę muszę już iść'' pomyślałam. Skierowałam kroki w kierunku parku. Kiedy przeszłam już wąską ścieżką prowadzącą przez jego środek, doszłam do ulicy przy której mieściła się moja szkoła. Ostatni raz odetchnęłam świeżym powietrzem i weszłam do środka.Pov Tom
Nigdy nie byłem ciekawy świata. Zawsze wolałem spędzać wolny czas na siedzeniu w domu i graniu w gry. Zamykałem się w pokoju rozświetlonym przez komputer i zatracałem w innym świecie. Zawsze, gdy mama wchodziła do mojej sypialni, odrywałem swój wzrok od komputera i spoglądałem na jej zagniewaną twarz. Nie lubiła, gdy grałem. Uważała, że powinienem spędzać wolny czas z przyjaciółmi. Nie miałem serca jej mówić, że ich nie mam. Codziennie, gdy miałem iść do szkoły, przeżywałem udrękę porównywalną do złamanego serca. Co prawda, osoby z mojej klasy już przestały mi dokuczać, jednak nadal nie darzą mnie sympatią. Dlatego tylko czekam, kiedy skończę to liceum. Niestety, zostało mi jeszcze parę lat.
Dzisiaj rano, jak zwykle wstałem z ogarniającą mnie rozpaczą. Znowu czeka na mnie sztywna atmosfera i drwiące spojrzenia. Świetnie. Z tą jakże optymistyczną myślą wyszedłem z mieszkania i skierowałem się w stronę mojej szkoły. Wdychając świeże powietrze, wodziłem wzrokiem po zniszczonych kamienicach ozdobionych kolorowym graffiti. Szybko maszerując, zobaczyłem w oddali przede mną idącą sylwetkę dziewczyny, wokół której powiewał czerwony szalik. Od razu rozpoznałem Kelly Evans – wiecznie zamyśloną uczennicę. Przynajmniej ja ją tak postrzegałem. Muszę przyznać – była ładna. Miała piękne zielone oczy, które lekko kontrastowały z ciemnymi włosami. W pewnym sensie byliśmy podobni w zachowaniu. Może to, dlatego zacząłem czuć do niej coś więcej.
Po wejściu do szkoły, od razu skierowałem się do sali naszej klasy. Wkroczywszy do pomieszczenia, od razu poczułem, że moja obecność nie jest mile widziana. Gally Jones, szkolny bad boy uśmiechnął się drwiąco do mnie i wrócił do rozmawiania ze swoim kolegą. Dziewczyny, które na początku roku chichotały na mój widok, teraz spoglądały na mnie z pogardą. Śmiejąc się z nich w duchu, usiadłem na końcu sali w ławce. Podparłem głowę i wpatrywałem się w brudne okno. Czekałem na Kelly, by jak co dzień powitać jej zielone oczy. To było dziwne, bo przecież widziałem ją przed sobą w drodze do szkoły. Pomyślałem jednak, że pewnie miała coś do załatwienia.
CZYTASZ
Rescue me
Teen Fiction,,,Jestem poszukiwaczką, która mieszka między szeptem a krzykiem. Z mojego okna nie widać przeszłości, przyszłości, ani teraźniejszości. Widać tylko niebo i polany gwiazd.''