Pov Kelly
Biegłam z nadzieją, że to tylko zły sen, a nadzieja opuszczała mnie razem z oddechem. Chciałam tylko uciec z tego koszmaru. Biec, biec, biec. Nie dawałam już rady. Usłyszałam cichy dźwięk dzwoniącego telefonu. Automatycznie sięgnęłam ręką do kieszeni, jednak zatrzymałam się w połowie ruchu. To mógł być tylko ojciec. Przecież nie odbiorę telefonu o kogoś, przed kim uciekam. Po chwili telefon przestał dzwonić. Byłam zmęczona, zaczęłam zwalniać. Stanęłam przed przejściem. Sygnalizator migał na czerwono, a ja zaczęłam nerwowo oglądać się za siebie. Kiedy już zdążyłam złapać oddech, zza zakrętu wyłoniła się postać, która przechylając się w różne strony biegła w moim kierunku. Ojciec całkiem nieźle biegał, jak na człowieka, który tyle pije. Przerażona odwróciłam się z powrotem do ulicy i ruszyłam przez nią biegiem nie zważając na przejeżdżające obok samochody. Za jezdnią obejrzałam się jeszcze raz, w samą porę, by zobaczyć reflektory samochodu i ciało leżące na jezdni, wśród rozbitego szkła butelki. Zakryłam twarz ręką, do oczu napłynęły łzy. Telefon ponownie dał sygnał. Czyli to nie on dzwonił... spojrzałam jeszcze raz na ciało. Kilka osób wysiadło z samochodów, zgromadzili się w kole, otaczając mojego ojca. Bezwiednym ruchem sięgnęłam do kieszeni i wyciągnęłam telefon. Na ekranie wyświetlił się jakiś nieznany numer. Nie wiele myśląc wcisnęłam zieloną słuchawkę. Po chwili usłyszałam znajomy głos:
-Halo?- znałam ten głos. Nie mogłam sobie tylko przypomnieć do kogo należał...
-Cześć- odpowiedziałam- Kim jesteś?- to zabrzmiało głupio. Ale co mogłam na to poradzić? W takim momencie nic innego nie przychodziło mi do głowy.
-Emm, jestem Tom. Tom Eriksen. Chodzimy razem do klasy.- Oczywiście. Tom. To dlatego głos wydawał mi się taki znajomy.
-Ooo. Cześć Tom.- to zabrzmiało jeszcze gorzej.
-Hej, chciałem się zapytać... Czy nie chciałabyś pójść ze mną do kina? Wiem, że mało się znamy, ale... może się zapoznamy...Co Ty na to?- głos Toma brzmiał bardzo nerwowo. Spojrzałam na nieruchome ciało leżące na ulicy.
-W sumie... mam dużo czasu. Mogę iść.- nie wiem dlaczego to zrobiłam. Nie znosiłam kin. Nie znosiłam spędzania czasu z innymi ludźmi. Tom odezwał się znowu.
-O, to fajnie... Pasuje Ci piątek o 18?- zapytał.
-Jasne- odpowiedziałam bezmyślnie, karcąc się w duchu za moją bezmyślność. Odnosiłam dziwne wrażenie, że wszystko co mówię brzmi strasznie źle. Nigdy nie potrafiłam rozmawiać przez telefon. Nigdy nie potrafiłam ROZMAWIAĆ.
-To...dzięki.... Pa!
-Pa...- odpowiedziałam, ale Tom już się rozłączył. Zdałam sobie sprawę, że tkwię w miejscu jak kołek i patrzę jak zahipnotyzowana w ulicę. Chciałam pójść, ale zorientowałam się, że nie mam dokąd. Nie miałam rodziny. Nie miałam nikogo. Zostało mi tylko wracać do zimnego, pustego, ciemnego domu i zastanawiać się co robić dalej. Łzy przestały płynąć. Zdałam sobie sprawę, że nie płakałam z powodu śmierci ojca, choć to może trochę smutne. Płakałam tylko i wyłącznie przez ten straszny szok. Poczułam się jak bezwartościowy śmieć, nie pierwszy i nie ostatni raz tego dnia.
Pov TomZgodziła się. Po krótkiej rozmowie z Kelly siedziałem na podłodze i gapiłem się w ścianę rozmarzonym wzrokiem. Piątek będzie wspaniałym dniem. Muszę tylko powiedzieć rodzicom, jakie mam plany. Matka chyba wybuchnie z radości, a ojciec z dumy. Miałem jeszcze starszego brata, ale mój kontakt z nim był znikomy. Widzieliśmy się co najwyżej raz na pół roku, bo on studiował w Cambridge. Zawsze był ukochanym dzieckiem rodziców. Zawsze on był pierwszy. Zawsze musiał być dla mnie wzorem do naśladowania. Był faworyzowany przez resztę mojej rodziny, dlatego ucieszyłem się, gdy wyjechał. Nigdy nie miałem z nim dobrych relacji.
Moja euforia z powodu piątkowych planów nie trwała długo. Następnego dnia nie poszedłem do szkoły, bo się rozchorowałem. Klatka piersiowa bolała mnie niemiłosiernie, więc mama zaprowadziła mnie do lekarza. Młoda, jasnowłosa pani doktor, o długich czerwonych paznokciach jednak mi nie pomogła. Zleciła tylko zgłoszenie się na dokładniejsze badania i wykonanie prześwietlenia. Tymczasem ból stawał się nie do zniesienia.
Kolejnego dnia pojechałem z rodzicami do szpitala. Podobno straciłem przytomność w nocy, a rano nie można było mnie obudzić. Karetka też się nie spieszyła. Odzyskałem przytomność dopiero koło południa. Okazało się, że ledwo mnie uratowano. Gdy lekarz w podeszłym wieku wkroczył do sali, w której leżałem, nie miał uśmiechu na ustach. Poprosił pielęgniarki o przeniesienie mnie do innej sali. Tam oznajmił, że jestem chory. Nie była to zwykła choroba, żadne zapalenie płuc, które można wyleczyć antybiotykami. To było poważniejsze schorzenie. Pamiętam, jak matka zaczerpnęła głęboki wdech, gdy usłyszała diagnozę. Ojciec jeszcze dopytywał się lekarza o szczegóły. Ja już nie chciałem słuchać. Nie chciałem wiedzieć, ile dni mi jeszcze zostało. Chciałem wyjść z martwo białej sali, oświetlonej bladym promykiem słońca. Cały szpital cuchnął śmiercią. Chciałem uciec. Schować się w swoim ciemnym pokoju i patrzeć na migające w ciemności gwiazdy.
Mój rak płuc będzie odznaczał się ciężkim duszącym kaszlem. Często będzie towarzyszyła mu krew. Będzie bolał mnie kręgosłup. Będę cały czas blady, czasem siny. Będę miał pokrążone oczy. Będzie mi trudno oddychać w sytuacjach pełnych stresu lub strachu. Mój rak płuc mnie zabije.
CZYTASZ
Rescue me
Teen Fiction,,,Jestem poszukiwaczką, która mieszka między szeptem a krzykiem. Z mojego okna nie widać przeszłości, przyszłości, ani teraźniejszości. Widać tylko niebo i polany gwiazd.''