- Charlie! - usłyszał z dołu chłopak, który już około pół godziny wpatrywał się w sufit, po raz 100 przetwarzając w głowie sytuację z dziewczyną.
- Idę! - odkrzyknął, zbiegając po schodach na dół — Może załatw mi taki dzwonek jak na ojca. Żebyś nie zdzierała sobie gardła -uśmiechnął się do Matki siedzącej na kanapie.
- Nie chciałbyś dopuścić do sytuacji, w której faktycznie musiałabym zdzierać gardło — odparła ze spokojem, po czym wskazała na kanapę — Usiądź synu.
- Coś się stało? - usiadł obok niej, przyglądając się kobiecie z niepokojem.
- A coś musiało? Chcę z Tobą porozmawiać. - uśmiechnęła się — I zapytać o parę rzeczy.
- No... Nie musiało. Pytaj, o co chcesz mamo, ale te pisemka w łazience są ojca nie moje -uniósł od razu dłonie.
- Nie mówię o tym, bardziej mam na myśli, gdzie podziała się jedna, z których lin używam. Była mi potrzebna na ostatnie warsztaty, niestety jej nie znalazłam. Coś o tym wiesz?
- O-Oh, warsztaty Mamo? Nie wiedziałem, że jakieś prowadzisz — zmienił temat szybko, czując rumieniec na policzkach.
- Nie prowadzę, byłam z twoim ojcem na gali z okazji Walentynek. Mieliśmy jeden z pokazów. Odpowiedz na moje pytanie — mruknęła
- Być może... Pożyczyłem ją na chwilę, ale już oddałem, nie bądź zła — posłał jej najlepsze spojrzenie szczeniaka.
- Wielokrotnie mówiłam, byś nie brał nic bez pytania. Niech zgadnę, potrzebna Ci była na urodziny Alissy?
- Tak, mamo — odpowiedział zażenowany -Przepraszam, nie sądziłem, że zauważysz.
- Nie chodzi o to czy zauważę a o to, że było mi to akurat potrzebne — westchnęła — To ma się więcej nie powtórzyć — rzuciła mu ostrzegawcze spojrzenie.
- Tak Matko. Obiecuję, że tak więcej nie zrobię -spuścił głowę, nie chcąc narażać się na jej gniew.
- A teraz opowiadaj — jej głos złagodniał a kobieta rozsiadła się wygodniej.
- O czym? - zmarszczył brwi, jednak odetchnął. Bura się skończyła, więc mógł się rozluźnić.
Joy uniosła brew — A jak myślisz?
- O szkole...? - zapytał ostrożnie.
- Nie, chcę wiedzieć, jak Ci poszło — uniosła kącik ust.
- Z Alissą? - zaczerwienił się aż po czubki uszu.
- Jeśli jest ktoś jeszcze, chętnie się dowiem — skinęła głową.
- Nie... jest tylko ona. I urodziny były miłe. Dobra zabawa i muzyka — powiedział, nie chcąc opowiadać o ich sesji. Przecież Matka napewno nie to miała na myśli.
- Zabawa powiadasz...? - przeciągnęła zabawnie głoski.
- Impreza — doprecyzował, po czym jęknął, czując jej wzrok na sobie — Mamo... O co ci chodzi, no?
- Chcę wiedzieć, czy wszystko przebiegło, jak należy. Nie znasz się na linach i nie powinieneś jeszcze się w to bawić bez przygotowania — powiedziała wymownie — Z czego była liną, którą wziąłeś?
- Z bawełny? - bardziej zapytał, niż stwierdził -Związałem jej tylko dłonie. To nic poważnego.
- Lina jutowa — odparła z westchnieniem — I nawet same dłonie mogą być delikatne — mruknęła — Jednak cieszę się, nie posunęliście się dalej.
CZYTASZ
Another Generations
RomanceMyśląc o związywaniu ludzi linami, zakładaniu im obróż, dumnie spoczywających na ich szyjach i przejeżdżaniu końcówką palcatu po ich ciałach Charlie czuł ekscytację mieszaną ze wstydem. Zastanawiał się, skąd? Dlaczego? Inni ludzie o tym nie myślą...