Rozdział 2

625 58 37
                                    

- PETER, wytłumaczysz mi, co wczoraj robiłeś w mojej pracowni?! Dlaczego zepsułeś mi, nowy model zbroi?! Wiesz, ile nad tym pracowałem?! - krzyknął wściekle.

- Ee... - co mu powiedzieć? Myśl Peter. Użyj swojego mózgu. Tylko nie palnij mu jakiejś głupoty, że ci się nudziło.

- Nie umiesz odpowiadać? Masz tylko dwie zasady, których musisz przestrzegać, a ty je wczoraj złamałeś. - mój ojciec wyglądał na jeszcze bardziej wściekłego.

- Ale jak to złamałem dwie zasady? - zapytałem zdziwiony i jeszcze trochę zaspany.

- Zabroniłem ci wchodzić do mojej pracowni, a ty oczywiście zrobiłeś po swojemu. Wchodząc tam wczoraj zepsułeś model zbroi. Nie przewidziałeś jednej rzeczy. Friday wszystko nagrywa i informuje mnie o tym, że ktoś wchodzi sobie do mojej pracowni. Przez ciebie wczoraj na misji dostawałem wiadomości o tym, że postanowiłeś odwiedzić mój warsztat. Te informacje spowodowały moje chwilowe rozproszenie, które wykorzystał przeciwnik. Tak właśnie złamałeś drugą zasadę dotyczącą nie przeszkadzaniu Avengers podczas ważnych misji. Czy ty wog...

- Poczekaj, Friday wszystko nagrywa? Czyli kamery są również w moim pokoju?

- NIE PRZERYWAJ MI. - wrzasnął na cały głos. - I tak. Friday wszystko nagrywa. Przecież muszę wiedzieć, co się dzieje w Wieży. Nie wiedziałeś?

- SKĄD MIAŁEM TO WIEDZIEĆ SKORO WSZYSCY MNIE IGNORUJĄ. NIKT MI NIC NIE MÓWI. - może trochę mnie poniosło, bo zacząłem krzyczeć tak jak mój ojciec, ale przynajmniej się trochę rozbudziłem.

- Dlaczego mamy ci cokolwiek mówić, skoro ty za chwilę wszystko wygadasz medią albo jakimś naszym przeciwnikom. Jesteś zbyt bardzo nieodpowiedzialny. Może to był zły pomysł, aby pozwolić ci pójść do szkoły. Najlepiej będzie, jak nadal będziesz się uczyć w domu.

- Ale ja muszę pójść do szkoły. Nie zamierzam uczyć się przez kolejny rok w domu.

- Tylko, że to nie ty podejmujesz tu decyzje. Ja i twoja matka ustalamy takie rzeczy. A może, jeśli nie pójdziesz do szkoły, to się nauczysz, że nie wolno wchodzić do mojej pracowni?

- JESTEŚ NAJGORSZYM OJCEM. - znowu krzyknąłem. Nie wytrzymałem dłużej, dlatego postanowiłem wyjść. Właśnie teraz zauważyłem, że Nataszy nie było już w kuchni. Pewnie wyszła, gdy zobaczyła wściekłego Iron Mana.

Wychodząc trzasnąłem drzwiami. Również usłyszałem głos mojego taty.

- A TY NIE JESTEŚ NAJLEPSZYM SYNEM. WRACAJ TUTAJ! JESZCZE NIE SKOŃCZYLIŚMY ROZMAWIAĆ.

Zignorowałem go, chcąc udać się w kierunku windy i jak najszybciej opuścić Wieżę. Tylko był jeden mały problem. Nadal byłem w piżamie. Nie mając innego wyboru, udałem się do swojego pokoju. Najszybciej jak umiałem, ubrałem pierwsze lepsze spodenki i czarną podkoszulkę z jakimś głupim nadrukiem. Równie błyskawicznie włożyłem buty. Wychodząc z pokoju zabrałem również czapkę z daszkiem i telefon.

Kierując się w stronę windy, Friday oznajmiła mi, żebym nie przeszkadzał Avengers, gdyż za pół godziny znów  rozpoczynają  swoją głupią naradę. Ciekawe kogo Mściciele nie potrafią aresztować? Ten przestępca musi być geniuszem zbrodni, skoro oszukał super bohaterów.

Będąc już na chodniku szybko założyłem czapkę. Miałem nadzieję, że nikt mnie nie rozpozna. Wiedziałem, że to nakrycie głowy nie było najlepszym kamuflażem, ale może przez nie żaden dziennikarz nie zwróci na mnie uwagi. Nie chcę, żeby dzisiaj mnie zaczepiali. Poza tym nigdy nie lubiłem wywiadów. Reporterzy działają mi na nerwy, kiedy zadają te swoje pytania na temat mojego ojca albo o to, czy zostanę następcą Iron Mana.

Nie mając wielu możliwości, gdzie mógłbym się udać, skierowałem się w stronę pewnego budynku. Przesiadywałem tam, gdy potrzebowałem się wyciszyć. Droga zajmowała mi zazwyczaj 15 minut. Będąc na miejscu, wszedłem po schodach pożarowych i usiadłem na skraju dachu. Nie figurował, jako najwyższy i najładniejszy budynek w Nowym Yorku. Był to raczej zwyczajny, niski biurowiec z pięknym widokiem na miasto. Uwielbiałem stąd obserwować Manhattan, to sprawiało, że się uspokajałem, ale teraz czułem, że nie sprawi to, że ochłonę. Musiałem znaleźć lepszy sposób na wyciszenie wszystkich negatywnych emocji.

Właśnie przeszedł mi do głowy głupi pomysł. Miałem nadzieję, że ten plan zadziała, na uspokojenie, niczym melisa. Wstałem i kopnąłem w ścianę. To trochę  bolesny sposób na rozładowanie gniewu, ale liczy się, że działa. Nie myśląc za wiele zacząłem walić z pieści tą elewację. Po kilku minutach postanowiłem przestać, gdyż miałem kostki całe zaczerwienione i pokryte krwią. Wcześniej nie sądziłem, że to aż tak dobrze działa. Przez chwilę mogłem zapomnieć o swoim głupim, żałosnym życiu. Pewnie wiele dzieciaków chciałoby mieć za ojca jednego z Avengers. Tylko, że takie życie na pierwszy rzut oka może wydawać się fajne, ale tak naprawdę jest okropne.

Po tej czynności zacząłem przeglądać nowe powiadomienia na telefonie. Po godzinnym gapieniu się w ekran zobaczyłem, że dostałem wiadomość od mojej mamy.

Cześć skarbie. Spotkania na chwilę obecną są przełożone, dlatego jutro wracam do domu ❤️

Bardzo ucieszyła mnie ta informacja. Nie było jej tylko od dwóch dni, a ja zdążyłem już za nią tak mocno zatęsknić. Była dla mnie najważniejszą osobą, którą najbardziej kochałem.

Przez tak długi czas gapiłem w w telefon, że mi się rozładował, a siedzenie na tym dachu znudziło mi się. Wydawało mi się, że było już coś po 18. Nie miałem jeszcze ochoty wracać do Wieży, więc lepszą opcją było po prostu powłóczenie się po Nowym Yorku.

Kiedy wstałem zamiarem opuszczenia tego dachu, usłyszałem, że ktoś właśnie wchodzi po schodach pożarowych. Trochę się wystraszyłem, bo myślałem, że tylko ja tu spędzam wolny czas.

Po chwili zobaczyłem sylwetkę dorosłego mężczyzny.

- Cześć młody. Widzę, że nie tylko ja tu lubię przesiadywać w samotne wieczory. - jego głos był łagodny i dziwnie znajomy, jakbym gdzieś go już słyszał. Tylko, że to nie mógł być on.

- Czy ty jesteś...

Witam.
Jak myślicie, kto się pojawił na dachu?

In the world of liesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz