Rozdział 12

409 43 11
                                    

- To, czego w takim razie jeszcze nie wiem? - zapytałem.

- Nie jestem pewna, czy mogę ci to powiedzieć. Takich informacji powinieneś się dowiedzieć od swojego ojca. - odpowiedziała May. 

- Ale on mi nic nie powie. Przez tyle lat mnie okłamywał, to na pewno nie zmieni teraz zdania i nie wyjawi mi całej prawdy. Proszę, już mi dużo opowiedziałaś, za co jestem ci bardzo wdzięczny, ale czy możesz dokończyć mówić? 

Widziałem, że May trochę się wahała. Co to musiało być, że nie chciała mi tego powiedzieć? Mogło to być coś strasznego, ale po tym, jak się dowiedziałem, że jestem adoptowany, byłem gotowy na wszystko. Chyba mnie nic nie mogło mnie zaskoczyć, nie? 

Uważałem, że May powiedziała mi już tak dużo, że po prostu mogłaby skończyć. Wiedziałem, że jeśli mi nie opowie to i tak w końcu dowiem się wszystkiego sam, tak jak zawsze.

- Proszę. - powiedziałem błagalnie i po chwili dodałem - Bądź tą jedyną osobą, która mnie nie okłamuje. Tylko ty jesteś mi teraz w stanie powiedzieć całą prawdę. 

- No niech będzie. Zdradzę ci wszystko, co wiem. - oznajmiła, a ja skupiłem się, żeby dobrze wszystko usłyszeć. - To było już dawno temu, więc nie pamiętam wszystkich szczegółów. Tak jak ci mówiłam twój biologiczny ojciec prowadził badania na pająkach w laboratorium Stark Industries, ale nie tylko tam. W domu, a dokładnie w piwnicy, zrobił sobie pracownię, do której nie wpuszczał nikogo. Kilka dni przed śmiercią twoich rodziców, jeden z eksperymentów uciekł. Był to radioaktywny pająk, który jako jedyny posiadał DNA twojego prawdziwego ojca. Ten pajęczak cię ugryzł, gdy spałeś w łóżeczku, a według Richarda spowodowało to, że dostałeś super moce. Może i to brednie, ale twój tata był tym bardzo przejęty.

- Jak to? Co? Dlaczego nie zauważyłem, że mam jakieś moce?!

 Miałem zbyt wiele pytań, które momentalnie napłynęły mi do głowy. Jednak dałem się zaskoczyć, ale kto by się spodziewał czegoś takiego? 

- Wiem, że jesteś dużym szoku. Niestety nie mogę ci za wiele powiedzieć na ich temat. Nie wiem, czy te zdolności nie są czasem jedynie wymysłem Richarda, a jedyne, co jeszcze zapamiętałam z opowieści twoich biologicznych rodziców to, że te moce są związane z pająkami, chociaż to łatwo jest wywnioskować. - tu nastąpiła chwila ciszy, a May spuściła wzrok - Oto mi chodziło, gdy mówiłam, że Starkowie adaptowali cię, dlatego że jesteś wyjątkowy. Tony o wszystkim wiedział i chyba zamierzał to wykorzystać. Nie mam pojęcia, skąd się o tym wywiedział, ale ten człowiek ma nosa do biznesów. Może miałeś być jedną z tych jego inwestycji? Wiem tylko, że adoptował cię ze względu na twoje moce. Przykro mi.

Do oczu napłynęły mi łzy. Zaadoptowali mnie, bo zależało im na moich zdolnościach, a nie na mnie. To oznaczało, że w ogóle mnie nie kochali. Czyli to, co powiedział ostatnio mój ojciec, gdy byłem w skrzydle szpitalnym, okazało się zwykłymi bredniami. Po co on w ogóle mnie ratował?! Przecież lepiej by się stało, gdyby nie znalazł mnie i pozwolił mi umrzeć. Przez całe życie myślałem, że adoptowali mnie, bo im na mnie zależało i chcieli, abym miał lepszą przyszłość z nimi. Widocznie bardzo się pomyliłem. Ciekawiło mnie, czy o wszystkim wiedzieli również Avengers? Może cały ten czas oni również mnie okłamywali?

Gdy May zobaczyła, w jakim jestem stanie, podeszła i bez słowa mnie przytuliła. Czułem, że jest jedyną osobą w tym głupim świecie, która mnie nie okłamuje. Choć poznałem ją dopiero pół godzinny temu sądziłem, że mogłem jej zaufać, w przeciwieństwie do mojego przybranego ojca, który ciągle mnie okłamuje. Bo dlaczego niby miałaby mnie oszukiwać?

- Może chciałbyś przeglądnąć stare rzeczy twoich rodziców? Nie mam ich za wiele, ale możliwe, że dowiesz się z nich czegoś więcej. 

- Chętnie. - odpowiedziałem.

- To musisz tu chwilkę zaczekać. Mam w piwnicy pudełka z ich rzeczami. Za moment wrócę.

Gdy kobieta wyszła, sprawdziłem swój telefon. Miałem wiele nieodebranych i kilka wiadomości od mojego ojca, ale nie zamierzałem na nie odpowiadać.

Po dłuższej chwili May pojawiła się w salonie z dużym pudełkiem.

- Możesz je otworzyć. - powiedziała, gdy zauważyła, że stoję nad nimi niepewnie.

Z małym zawahaniem się otworzyłem karton. Na samej górze znajdowała się oprawiona fotografia, na którym było młode małżeństwo.

- Czy to są moi biologiczni rodzice? - zapytałem May, która kiwnęła głową na potwierdzenie.

W pudełku znalazłem jeszcze jedno zdjęcie, które przedstawiało mnie i moich prawdziwych rodziców. Wyglądaliśmy na taką szczęśliwą rodzinę. Szkoda, że ich nie pamiętałem. Sprawiali wrażenie bardzo kochających osób i chyba czułem się z nimi dobrze. W kartonie znajdowały się jeszcze jakieś stare dokumenty, które dokładnie przeglądnąłem z nadzieją, że natrafię na informacje o mnie. Jednak nie znalazłem w nich tego, czego szukałem. Na samym dnie pudełka natrafiłem jeszcze na starą torbę biurową.

- Twój biologiczny ojciec uwielbiał ją i nigdzie się bez niej nie ruszał. Kupił ją w sklepie, gdzie pracowała twoja mama. Dzięki temu się poznali. - powiedziała May, która przez cały czas mnie obserwowała.

- Ciekawa historia. - odparłem i przyjrzałem się dokładnie tej torbie, lecz nie zobaczyłem w niej nic specjalnego. Była zwyczajna. - Czyli to wszystko, co masz? - zapytałem po chwili.

- Tylko to zostawili, bo resztę zabrali ze sobą. - westchnęła i usiadła na fotelu.

Miałem wielką nadzieję, że w tym pudle znajdę jakieś ciekawe informacje o tych moich mocach. Chciałem wiedzieć więcej, ale chyba musiałem sam to wszystko przetestować, żeby dowiedzieć się, o co z nimi chodzi.

Kiedy poskładałem wszystkie przedmioty z powrotem do kartonu, zauważyłem na regale zdjęcie. Postanowiłem wstać i sprawdzić, kto na nim jest. Gdy się przybliżyłem, dostrzegłem May z Quentinem Beckiem? Nie, to nie mógł być on. Przetarłem oczy i faktycznie musiałem się z tym pogodzić. Tylko co mój nauczyciel robił na tej fotografii i to w dodatku u mojej ciotki?

- O, widzę, że zauważyłeś zdjęcie z moim drugim mężem. To Quentin Beck, ale ty chyba go już znasz.

- Tak. Pracował kiedyś w Stark Industries. A gdzie jest teraz? - po zadaniu pytania, przypomniałem sobie, że przecież został nie dawno aresztowany przez Avengers. Zganiłem się za to w myślach, lecz postanowiłem posłuchać, co takiego ma do powiedzenia May.

- Chwilowo przebywa w areszcie Avengersów, ale on jest niewinny. Nie chcę mówić nic złego na temat Mścicieli, bo to twoja rodzina, ale oni uważają, że mój mąż ich oszukał. Tylko, że tak w cale nie było. To głównie Stark okłamał Quentina. To przez niego został złapany. Ja sama tego nie rozumiem. 

Na twarzy May pojawił się smutek, a po policzkach spłynęło kilka łez. Zrobiło mi się jej szkoda. Tyle musiała wycierpieć przez mojego przyszywanego ojca i pozostałych Avengers. Niby byli tymi super bohaterami i wszyscy ich podziwiali, ale zupełnie nikt nie zwracał uwagi na to, ile przez nich jest nieszczęścia. Czy oni aby na pewno powinni się nazywać tymi bohaterami?

Tak bardzo chciałem pomóc May, ale za bardzo nie wiedziałem, jak. Jedyny pomysł, który zrodził się w mojej głowie był dosyć nieodpowiedzialny, ale nikt nie mógł mi nic zrobić.

- Ja go uwolnię. - powiedziałem, a na twarzy kobiety pojawiło się zdziwienie. - No co? W końcu jest niewinny, tak?

- No tak, ale co powie na to twój ojciec?

- On nic mi nie zrobi. - odparłem, dodając w myślach "chyba".

Nie byłem do końca pewien, jak zareaguje na to mój ojciec.  










Siemka
Przepraszam, że dawno nie było rozdziału. Postaram się wrzucić jeszcze jeden rozdział w tym tygodniu.

Do zobaczenia.

In the world of liesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz